Dni mijały znacznie szybciej, niż spodziewała
się tego Baśka. Ba! Wcale nie okazywały się być koszmarem, a towarzystwo
Gregora było w tej chwili najlepszym, co mogłoby się jej przytrafić. Zgłupiała?
Postradała zmysły? A może zwyczajnie się zakochała?... Ciężko było jej samej
odpowiedzieć na to pytanie, ale ostatnimi czasy pozostawała przy tej ostatniej
opcji. Gregor albo się tak bardzo zmienił, albo potrafił świetnie grać, co było
również wielce prawdopodobne.
- Wybierz
sobie maskotkę – oznajmił z pewnością w głosie, odmierzając w wyjątkowym
skupieniu odległość lotki od strzelnicy. Baśka z uwagą obserwowała jego
poczynania. Tak. Dni ich pobytu w Sochi obfitowały w różnego rodzaju rozrywki. W
życiu nie spodziewałaby się takiej kreatywności ze strony Gregora, który dziś
postanowił zabrać ją do westernowego parku rozrywki.
- Ha! – jego
lotka powędrowała idealnie w miejsce pola oznaczonego dziesiątką, czyli
najwyżej opłacalnego punktu tarczy. – Wiedziałem! – odparł triumfalnie, ciesząc
się jak dziecko.
Baśka z
uznaniem kiwała głową.
- No, no…
nieźle ci idzie…
Gregor
roześmiany z szelmowskim uśmiechem pocałował ją i rzucił okiem na wystawę pełną
maskotek.
- Chcesz
pandę, niedźwiadka czy tygryska?
- Mówisz do
mnie jak do dziecka – odburknęła urażona Baśka, ale po chwili z uśmiechem
dodała – Wybieram pandę.
Pan z wąsem,
który był właścicielem tego stanowiska ochoczo podał wskazaną maskotkę
Baśce dodał:
- To żeś pan
miał trafa… Mało kiedy się zdarza żeby dziesiątkę ucelować, a tu proszę!... Ale
w końcu czego się z nie robi z miłości? Na kilometr widać, że chłopak
zakochany! – przygadywał Baśce, która chcąc nie chcąc nie mogła powstrzymać się
od śmiechu.
Była
szczęśliwa. Ta chwila dawała jej poczucie bezpieczeństwa, którego tak zawsze
jej brakowało. Kiedy odeszli od stoiska ze strzelnicą, spacerowali jakiś czas
po parku rozrywki, który aktualnie nie był przepełniony ludźmi.
Baśka w
jednej ręce trzymała pandę, a drugą chwyciła kurczowo ramię Gregora i oparła
swoją głowę o jego ramię.
- Powiedz
mi… co będzie ze mną, z tobą… z nami, kiedy po igrzyskach każde z nas wróci do
swojego normalnego życia? Ty powrócisz do treningów w Austrii, a ja wrócę do
Polski. Do szkoły, do domu dziecka. Nasze
drogi już się rozejdą. Nie mam pojęcia co z tym zrobimy… Ja wiem, ja rozumiem…
Cieszę się tym co jest teraz, ale jednocześnie nie potrafię ukryć strachu o
przyszłość. Boję się, że jestem jedynie jakąś twoją pocieszaną na gorsze dni.
Jakąś zabawką, którą przywiozłeś ze sobą na Igrzyska. I niczym więcej.
- Wiesz
dobrze że tak nie jest – odparł, zatrzymując ją i kładąc dłonie na jej
ramionach. – Kocham cię. Nie wiem jak to się stało. Nie planowałem tego. Prawda
była taka, że spodobałaś mi się od pierwszego spotkania. Potem tylko wzmocniłaś
we mnie pragnienie poznania ciebie. Myślę, że byłaś… wciąż jesteś największym
wyzwaniem mojego życia. Jesteś moim uzależnieniem.
Na te słowa
Baśka poczuła jak przechodzi ją dreszcz. Nie co dzień bowiem dane jej było
usłyszeć takie słowa. Wstyd było przyznać, że nikt nigdy przedtem nie mówił o
niej i do niej w taki sposób. Trudno więc było się dziwić, że takie słowa
zazwyczaj albo ją wzburzały albo sprawiały, że kompletnie traciła głowę.
- Skąd mam
mieć pewność, że to nie są tylko puste słowa? – dopytywała się, kręcąc nerwowo
głową.
- Uwierz mi,
że jesteś ostatnią osobą, którą chciałbym skrzywdzić.
Baśka
popatrzyła się na niego niepewnie. Zrozumiała, że nie może w tej relacji być
osobą, która czeka na czyjś ruch. Musi mieć swoje zdanie i także stawiać
warunki.
- Dobra,
dobra… - poklepała go po ramieniu. – Bo zrobiło się jakoś tak romantycznie i w
ogóle… Zaraz rzewne łzy popłyną. To nie moje klimaty – mrugnęła. – Mam dla nas
układ. Myślę, że dobry, zważając na to, że pochodzimy z dwóch różnych światów.
- Jaki? –
zapytał wprost, zwalniając kroku.
-Nie składajmy
sobie żadnych obietnic i zapewnień. Oboje wiemy, jak to zazwyczaj się kończy. Ty
jesteś gwiazdą sportu z masą pokus wokoło. Ja jestem typową nastolatką z Polski
i niekoniecznie chcę to zmieniać. Zresztą nawet nie wiem czy ty też… Ale nie w
tym rzecz. Chodzi mi bardziej o to, by nasza znajomość sprowadzała się głównie
do przyjaźni… z, że tak powiem, lekkim zaangażowaniem uczuciowym – zaśmiała się,
kończąc.
- Przyjaźni
z lekkim zaangażowaniem uczuciowym? – zdziwił się, chyba nie nadążając za jej
tokiem rozumowania. Może i był lekkoduchem i nie brał wszystkich swoich
związków na serio, to teraz wydawało mu się, jakby właśnie dostał coś w rodzaju…
kosza?
- Każde z
nas ma swoje życie i niech tak pozostanie. Po prostu siebie nie ograniczajmy.
Jesteśmy wolni. A jeśli kiedyś dojrzeje w nas naprawdę mocne uczucie, wtedy
możemy się nad nim zastanowić. Teraz jednak nie sądzę, by była to odpowiednia
pora na deklaracje.
- Wiem o co
ci chodzi, ale słabo rozumiem, skąd ta nagła zmiana? Od kilku dni wydawało mi się,
jakbyś była we mnie zakochana? Chodziłaś wciąż szczęśliwa.
- Jestem –
przerwała mu.
- W takim
razie w ogóle ciebie nie rozumiem?!
- Gregor…
wróćmy do stanu sprzed tych kilkudniowych uniesień.
- Jak możesz
nazywać początek naszej miłości kilkudniowymi uniesieniami?! – wściekał się,
być może zbyt głośno. Nie spodziewał się po sobie takiej reakcji. – Rozumiem,
że oczekujesz ciągłych kłótni, sprzeczek, tak?!
- Przecież
wiesz, że nie to miałam na myśli! Dajmy sobie jeszcze trochę czasu. Bez
nacisku. Sprawdźmy się, czy faktycznie nie umiemy bez siebie żyć. Bo co jeśli
jest inaczej?
Gregor
wyraźnie zasmucony, z rękami w kieszeniach, wzruszył ramionami.
- Niech tak
będzie. Ale wiedz, że tak szybko się mnie nie pozbędziesz.
*
Gregor z
hukiem wparował do hotelowego pokoju.
-E, a ty co?
– zagadywał go Thomas, uśmiechając się co jakiś czas do przeglądanych właśnie
na tablecie najnowszych zdjęć córeczki. – Czasem słońce, czasem deszcz? Chciałbym wam życzyć szczęścia, ale nie wiem
co na to Sandra – zakpił.
Schlierenzauer
nerwowo pisał coś na swojej komórce, co jakiś czas rzucając okiem na krajobraz
za oknem. Obserwował siedzącą na schodkach przed hotelem Baśkę, która wcale nie
wyglądała na najszczęśliwszą. Co ona wyprawia?! Wciąż nie potrafił ją odgadnąć.
Nie wiedział czy dziś zachowała się tak, jak naprawdę chciała, czy była to
tylko kolejna dziewczęca sztuczka, próbująca go sprawdzić? A najgorsze było to,
że nie potrafił o niej zapomnieć! Czuł, że tak naprawdę Baśka nigdy nie była
jego.
- Ogłuchłeś?
G-R-E-G-O-R – literował Thomas, próbując zwrócić na siebie uwagę.
- Dlaczego
ona jest taka nieufna?... – powtarzał Gregor, nie zdając sobie sprawy z tego,
że wypowiada na głos swoje przemyślenia.
- Sam się na
to pisałeś! A ostrzegałem cię. Nie lepiej było ci w pewnym i spokojnym związku
z Sandrą? W którym zresztą wciąż jesteś… - uszczegółowił.
- Nie, nie
lepiej! – Schlieri dalej się bulwersował.
- Stary,
żeby pakować się w związek z nastolatką, która sama nie wie czego chce… Gregor,
ty masz już swoje lata! Masz karierę, którą zresztą teraz systematycznie
niszczysz… Niepotrzebnie zaprzątasz sobie nią głowę. I szczerze, dziwi mnie to,
że aż tak bardzo się zaangażowałeś. Nie wyidealizowałeś jej sobie za bardzo?
Taka długa fascynacja to już coś naprawdę poważnego.
- Masz
rację. To coś naprawdę poważnego. Baśka dziś dała mi do zrozumienia, że
potrzebuje czasu. Okej, dam jej go! Jednak nie zamierzam z niej rezygnować. Nie
potrafię już! Chcę tylko jak najszybciej wyplątać się z Sandry, bo to mnie
teraz najbardziej gryzie.
- Ciekawe,
czy Sandra się ucieszy jak się dowie o twojej nowej miłości. Pewnie uzna ją za
twój kolejny kaprys i da ci czas do namysłu, tak jak było to już wielokrotnie.
Masz szczęście, że jest taka wyrozumiała.
- Może sama
nie jest wobec mnie całkowicie fair? Nie pomyślałeś o tym? – Schlierenzauer dał
do myślenia swojemu kumplowi. – Morgi, ja wiem, że ty chcesz jak najlepiej.
Jesteś takim głosem rozsądku, którego chyba nie posiadam, ale mimo wszystko nie
mogę cię posłuchać. Nie kocham Sandry, teraz to wiem! Z Baśką to co innego. Jestem
przy niej tym, kim nigdy wcześniej nie byłem. Prawdziwym sobą. Nikogo nie muszę
udawać. Sandra jest ze mną długo, to fakt. Ale czy aby z miłości? Może jedynie
z przyzwyczajenia. Nie chce by moje życie tak wyglądało. Nie chcę po latach
wracać do domu, w którym wieje chłodem. Nie chcę zakładać z nią rodziny, skoro
wiem, że nie ma między nami żadnej chemii…
- Masz
rację.
-… nie wiem
jaka przyszłość czeka mnie i Baśkę, i nie wiem, ile przeciwności losu będzie
dane nam pokonać, ale wiem jedno: szczęśliwi będziemy tylko razem, bo to
właśnie jest to uczucie, o które trzeba walczyć i o którym mówią, że może przetrwać
całe życie.
Mówił i
mówił, jakby sam chciał siebie do czegoś przekonać. Na koniec zamilkł na
chwilę, przeczesał dłonią swoje włosy i zamrugał oczami, jak gdyby dopiero coś
zrozumiał. Bez słowa wybiegł z pokoju, zostawiając Thomasa w pozycji, w jakiej
zastał go wchodząc tu przed kilkoma minutami.
- Ma rację –
Morgi zasmucony pokiwał głową. – To jest to uczucie, które być może nigdy mi
się nie przytrafi – skomentował swoją klęskę w sferze uczuciowej.
*
Drzwi do
ogólnodostępnego pomieszczenia w hotelu były lekko uchylone. Zza nich
dochodziły tylko ciche dźwięki gitary i śpiew. To był głos, który mógł należeć
tylko do jednej osoby na tym globie. Gregor bez wahania rozpoznał w nim głos
Baśki. Otworzył drzwi szerzej, by móc lepiej przyjrzeć się Baśce, która siedziała
przodem do wielkich okien balkonowych, na niskim krzesełku, trzymając gitarę,
która była teraz jej jedyną powierniczką żalu, bólu i tęsknoty.
Miała
naprawdę ładny głos. Gregor zorientował się już o tym wcześniej. Jeszcze kiedy
lecieli do Sochi. Już wtedy, w samolocie, uznał, że Baśka kryje w sobie spory
talent muzyczny. Nie sądził jednak, że śpiew łączy również z grą na gitarze.
Swoją drogą ciekawiło go, skąd ją wzięła.
Jej cichy,
ale mocny głos idealnie komponował się z odgłosem uderzanych strun. Nie
zauważyła go. Śpiewała coraz pewniej, dokładnie rozumiejąc słowa piosenki.
Peace will come
When one of us puts down the gun
Be strong for both of us,
No please don’t run, don’t run
Eye to eye we face our fears
Unarmed on the battlefield
When one of us puts down the gun
Be strong for both of us,
No please don’t run, don’t run
Eye to eye we face our fears
Unarmed on the battlefield
Nie chciał
jej teraz peszyć. To była chwila, która pozwoliła mu zrozumieć, że Baśka nadal
coś do niego czuje. Dałby sobie rękę
uciąć, że nie jest jej obojętny! Wydawała mu się teraz taka delikatna i
bezbronna. Kochał ją, kochał ją jak diabli.
__________________________________________
Cześć.
Jak to dziwnie wracać tu po tak długiej przerwie... Dziwnie, ale nadzwyczaj miło :) Czuję się tu tak domowo. W końcu spędziłam na tym blogu jakiś czas mojego życia. Czas bardzo ważny dla mnie. Teraz wszystko się poukładało, osiągnęłam to, co chciałam i postawiłam, że ułożę życie jeszcze Baśce i Gregorowi ;) Zasługują na to. Jednak nie wszystko będzie tak idealnie, bo do happy endu długa droga.
Przede wszystkim jednak chciałabym Wam podziękować. Za to, że nie zapomniałyście o tym blogu. Dziękuję wszystkim, którzy go czytali i nadal czytają. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy komentuje, ale dla mnie największym wyróżnieniem jest to, że po prostu go czytacie. Zresztą ja piszę go tylko dla funu :P
Jeszcze raz Wam dziękuję i do zobaczenia :*