środa, 29 stycznia 2014

Rozdział 2.

Po powrocie na dół skoczni, Baśka od razu wyhaczyła z tłumu sylwetkę pulchnej pani Rozalki.
- Jak tam, co tam… - zagadnęła zdyszana uśmiechając się i stając obok niej.
- To ja się pytam! Gdzie wy dwie byłyście, agentki, co?! – udawała poważną. Udawała, tak. Bo na serio była to ciepła i najlepsza kobieta jaką świat widział.
- Agentki? – zmarszczyła czoło. – Tu i tam. Ale ważne, że już wróciłyśmy, prawda? – zagadnęła, gilgocząc w policzka radosną, ale lekko zawiedzioną Liliankę, która liczyła na dłuższy pobyt na górze skoczni.
Pani Rozalia zaśmiała się rubasznie i poklepała Baśkę po plecach.
- Hyhy, może byś sobie tu jakiego kawalera znalazła? – zażartowała, choć Baśka nie była do końca pewna czy to tylko żart.
- Pani Rozalko – Baśka popukała się po głowie na znak, że to chory pomysł. – Tu? Co pani ma na myśli?
Kobieta wzruszyła ramionami i zamachała biało-czerwoną flagą.
- Kibicuj! – zakrzyknęła do niej.
Baśka biorąc ponownie Lilkę na ręce, dostrzegła w pobliżu resztę ich grupy z domu dziecka razem z innymi opiekunami, więc zawołała ich do siebie. Teraz stali już wszyscy razem i dopingowali startujących Polaków. Swoją drogą, niby był to konkurs charytatywny, ale bardzo „opłacalny” dla skoczków, gdyż za wygraną wynegocjowano z FIS-em regułę przyznania za zwycięstwo 200 pkt. do generalki. Nie trzeba było więc nikogo namawiać do startu, a i dzieciakom się pomogło.
Baśka podrzuciła sobie Lilkę na ramieniu, tak by było jej wygodniej widzieć latających ludzi, jak to mawiała.
- Baśka, zobacz! Czy to nie jest ten pan od piłeczki?
- Pan od piłeczki? – niebezpieczne zwroty zawsze były wyłapywane przez panią Rozalkę.  - Jaki pan i jakie piłeczki, gdzie wy do cholery byłyście, Baśka gadaj!
- Jedna piłeczka – poprawiła kobietę Lilka, nawijając na palce włosy Baśki. – Łooooaaa, ale poleciał! – zapiszczała z zachwytu.
- No jak sama widzisz, pan, który właśnie skakał jest słynnym panem od piłeczki – odparła beznamiętnie Basia.
- Masz na myśli Schlierenzauera? Gdzie wyście go dorwały, czarownice?
- O ciociu, przepraszam bardzo! To on nas dorwał – kolejny raz poprawiła ją Lilka i przybiła sobie piątkę z Baśką.
Pani Rozalka pokiwała jedynie głową na znak, że wszystko rozumie.  Zawody trwały w najlepsze, Baśka, Lilka i cała reszta dzieciaków z Domu Dziecka wesoło kibicowała polskim skoczkom. Baśka zachowywała się całkiem normalnie , jedynie wtedy gdy przechodzący obok nich po swoim skoku Gregor mrugnął do niej, poczuła, że to naprawdę dziwny dzień.

*
- Gregor, swoim zwycięstwem pokazałeś rywalom, że nie mogą cię tak łatwo skreślać z listy potencjalnych kandydatów do złota olimpijskiego. Co dziś zaważyło na twoim triumfie? – jeden z dziennikarzy podsunął Schlierenzauerowi mikrofon do ust.
Chłopak roześmiał się. Był bardzo pewny siebie, jak zwykle.  Niektórzy twierdzili nawet, że zbyt pewny. On jednak uparcie prostował, że jest po prostu świadomym swoich sukcesów i popularności, która towarzyszyła mu na każdym kroku. Podobnie było i w Zakopanym. Co roku tłumy fanów, szczególnie fanek, oblegały go, prosząc o zdjęcie czy autograf.
Westchnął głęboko i zmierzwił ręką swoje blond włosy.
- Zwyczajnie,  byłem dobrze przygotowany. Rywalizacja była zacięta, ale cóż… dziś to ja byłem najlepszy! – mocno zaakcentował ostatnie słowo.
Dziennikarz zaśmiał się rubasznie, zasypując Schlierenzauera kolejną lawiną pytań. Oczywiście, nie obyło się bez tych o zakopiańską atmosferę, przygotowanie konkursu, warunki pogodowe itp.
- Tak, Zakopane to dla mnie wyjątkowo dobre miejsce. Często tu wygrywam. Lubię tu wracać… - powiedział, jednocześnie mrugając do kogoś przechodzącego obok stolika TVP. Wyraźnie chciał z tym kimś porozmawiać, więc starał się go zatrzymać.
-  Tyle dla nas Gregor Schlierenzauer – zakończył dziennikarz, lecz skoczek jeszcze zdążył wejść mu w zdanie.
- …pozdrawiam wszystkie  moje fanki z Polski, które tak często do mnie piszą. Dziękuję – zakończył zwrotem w polskim języku, ku wyraźnej uciesze redaktora.
- Ho ho, Gregor, jak widać, szybko się uczy! Jeszcze kilka wygranych w Zakopanem, a będzie swobodnie posługiwał się naszym językiem!
Wyraźnie zadowolony ze swojego suchara, oddał głos do studia.
Gregor tymczasem dopadł stojącego nieopodal Morgensterna, którego prawdopodobnie chciał wtedy zatrzymać. Ten także właśnie kończył udzielać wywiadu.
- Morgi – zaczął – słuchaj, mam pytanie…
- No, wal śmiało – wyszczerzył się Thomas.
- Jakby to powiedzieć… muszę dowiedzieć się czegoś o jednej z dziewczyn, tu, na skoczni!
- Co?! – roześmiał się Morgenstern. – A od kiedy ty interesujesz się swoimi fankami? Z tego co wiem organizujesz te wszystkie konkursy i namawiasz je, żeby do ciebie pisały, ale to dla zabawy przecież.  Po co ci więc teraz jakaś dziewczyna ze skoczni?
- Wiedziałem, że mi nie pomożesz – odburknął urażony Gregor, spotykając się z wyraźnym niezrozumieniem ze strony kumpla. Ta dziewczyna naprawdę go zaintrygowała… Miała w sobie coś, czego brakowało tym rozentuzjazmowanym fankom, które same rzucały mu się na szyję. On to dostrzegł. Dostrzegł to, że zamiast uśmiechać się, kokietować go zwyczajnie się spłoszyła. Tak – właśnie to mu się najbardziej w niej spodobało.
- Czekaj – zatrzymał go Morgi. – O którą ci chodzi?
Schlierenzauer spojrzał na niego porozumiewawczo i puścił oczko.
-  Taka drobna, młoda, rudowłosa, z dzieckiem – wyliczał jej znaki rozpoznawcze.
- Z dzieckiem, powiadasz? No, no, proszę… Nasz Schlieri daleko mierzy.
- Stary, słuchasz mnie, czy żarty sobie stroisz?! – wkurzył się Gregor.
Morgenstern uniósł dłonie w teatralnym geście. I ponownie udał zaciekawionego opisem tej „słynnej” dziewczyny, którą wcale nie tak łatwo było znaleźć.
- A mogę tylko wiedzieć po co jej szukasz? – zapytał o to, co najbardziej go zastanawiało. – Zawsze takie sprawy sam załatwiałeś, a nie przez pośredników. Poza tym nie uwierzę, że jakaś małolata ot tak zawróciła ci w głowie. Ty pamiętaj, że masz Sandrę!
Morgi prawił mu kazania, co jakiś czas podając rękę gratulującym mu dzisiejszego podium skoczkom, trenerom i kibicom.
- Strata czasu… - zawarczał zły Schlierenzauer i odszedł, zostawiając Morgensterna w zupełnej konsternacji.

*
Baśka udała się w kierunku stoisk w jedzeniem i napojami, które znajdowały się na terenie skoczni. Było już po  osiemnastej, bo konkurs trochę się przedłużył. Miała pomóc w sprzedaży, dzięki czemu tymczasowo została zwolniona z opieki nad Lilką.
Kolejni kibice kupowali piwo, herbatę, smażone kiełbaski i całą masę żarcia, które zostało przygotowane na imprezę po dzisiejszym konkursie.
Ponieważ nie można było narzekać na brak klientów, Baśka musiała się uwijać w podawaniu zamawianych napojów czy strawy.
- Jedno piwo – usłyszała za sobą, czyjś znajomy głos, przemawiający w języku angielskim, choć z wyraźnym niemieckim akcentem. Baśka, nie spojrzawszy uprzednio na zamawiającego, pokiwała głową i nalała do plastikowego kubeczka oczekiwany alkohol.
Kiedy obróciła się by podać mężczyźnie napój, zorientowała się  kim on był. Miała tę cholerną intuicję! No jasne, to był ten sam chłopak, którego widziała przy domku dla skoczków. To był Gregor – dzisiejszy zwycięzca. Nogi się pod nią ugięły, bo trochę się zestresowała. Zresztą – która ze zwyczajnych dziewczyn  by się nie zestresowała? No właśnie.
- Proszę – podała mu kubeczek.
Gregor zamyślił się chwilę i uśmiechnął się pod nosem, tak jakby coś go rozbawiło.
-  Coś nie tak? – zapytała hardo Baśka. Może i trochę się skrępowała, ale tylko na początku. "A kim on niby jest? - pomyślała. - Taki sam facet jakich pełno tu, czy choćby w szkole. STOP. No może trochę przystojniejszy…"
- Nie, nie – zaprotestował żwawo. – Po prostu nie mogę uwierzyć w zbieg okoliczności. Kolejny raz się widzimy.
Baśka spojrzała się w jego oczy i nic nie powiedziała. Były brązowe. Hm… Właśnie do takich zawsze miała słabość. „Ale hej, stop, dziewczyno! – przywołała się w myślach do porządku. – Gadaj coś sensownego, albo spadaj na księżyc. ‘’
Uśmiechnęła się lekko i usłyszała po chwili jego pytanie.
- Ile płacę? – zapytał, sięgając do kieszeni.
Wyrwała się z rozmyślań i spokojnie odparła:
- Nic, gratis. W końcu jesteśmy wam bardzo wdzięczni, że zgodziliście się nam pomóc.
Nam? Gregor nie od razu zrozumiał o co chodzi. Dopiero gdy skojarzył fakty, odkrył, że ta dziewczyna jest jedną z podopiecznych  domu dziecka…
- Przepraszam, powinienem się najpierw przedstawić: Gregor – podał jej swoją dłoń, która notabene była dużo większa od tej Baśki.
Dziewczyna zagryzła wargę, bo poczuła napływające ciepło, która chyba wypływa na jej policzki… „O Boże! Pewnie jestem czerwona jak piwonia – pomyślała – To gdzie jest ten prom kosmiczny, który wywiezie mnie na księżyc?!”
- Basia – odparła najspokojniej jak umiała.
Czuła, że to początek naprawdę dziwnej znajomości.

________________________
 
Jest rozdział drugi! :) I niebawem będzie pewnie też i trzeci, bo leży sobie gotowy w folderze :P Ale nie martwcie się, że tak Was zasypuję tymi rozdziałami - to tylko tak na początku :P Później mi przejdzie ;) No. Relacja pomiędzy Baśką i Gregorem właśnie się rozkręca, ale to jest dopiero początek. Mogę zdradzić jedynie tyle, że Basia nie będzie takim spokojnym niewiniątkiem i też pokaże swój charakterek. Dobra. Lecę pomalować sobie paznokcie, później pójdę sprzątać salon (albo lepiej na odwrót), będę kończyć czytać książkę i może jeszcze pouczę się słówek z niemieckiego lub biologii. He he dzień pełen atrakcji, nie ma co ;)
Pozdrawiam, Vanilla :*

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział 1.

Gorąca atmosfera pod skocznią udzielała się wszystkim zgromadzonym kibicom. Jedni tańczyli, śpiewali, drudzy podążali za skoczkami by zdobyć od nich autograf czy zrobić wspólne zdjęcie. Niebawem miał rozpocząć się charytatywny konkurs skoków narciarskich, z którego dochód miał być przekazany m.in. na dom dziecka, w którym mieszkała Baśka.
- Basia – mała dziewczynka kurczowo trzymała się nogi siedemnastolatki i z niepewnością rozglądała się wokół siebie dostrzegając masę ludzi: skoczków przemieszczających się to tu to tam, dziennikarzy, kibiców, trenerów i całą resztę świata skoków. – Chodźmy gdzieś… - marudziła.
Tak, marudziła, czego najbardziej obawiała się Baśka. Mieli tu jeszcze spędzić najbliższe sześć godzin, a jeśli dzieciaki zmęczą się to prawdopodobnie nici z tego. W sumie ona, Baśka, nie była też zbyt wielką fanką skoków narciarskich, ale jeśli nadarza się okazja… Musiała jakoś rozweselić i rozbawić smutną Liliankę.
- Lila, wiesz cooo… - zaczęła, mrużąc oczy i udając, że knuje w głowie jakiś tajny plan. – Mam pomysł: może uda nam się przejechać tą kolejką co?
Lilka zaśmiała się najszczerzej jak tylko mogła i już całym swoim sercem była zaangażowana w tę „akcję”.
Basia prowadząc dziewczynkę za rączkę przemknęła niespostrzeżona bocznym wejściem dla dziennikarzy. Dziś były tu takie tłumy, poza tym w końcu było to dzieło charytatywne. Ochroniarze albo udawali, że nie widzą tych małych odstępstw od reguł obowiązujących na skoczni, ale serio byli dziś zaślepieni.
- A niech tylko ktoś spróbuje mi tu warunki stawiać – pomyślała Basia. Kiedy dotarły na miejsce „postoju” jak znalazł czekały na nich dwa krzesełka gotowe do wjazdu na Wielką Krokiew.
- No to siadamy mała – Baśka sprytnie zapięła Liliankę pasami i po chwili już sunęły się na górę kolejką.
- Juhuuu! – krzyczała Lilianka i aż fajtała nogami. – Baśka, ty to jesteś super!
Pochwaliła koleżankę-opiekunkę, tym samym sprawiając, że Basi kamień spadł z serca. Lila zadowolona – nie jest źle!  Kiedy jednak dotarły na sam szczyt Wielkiej Krokwi, przyszło im wysiadać tuż obok domku dla skoczków.
- Okej… trochę się pobawiłyśmy, ale co teraz hmm? Tak w zasadzie to czuję się nieodpowiedzialna – skarciła się na głos Basia. – Nie powinnam była tu z tobą wjeżdżać, nikogo nie uprzedzając. Tyle, że jej słowa niewiele już znaczyły dla pięcioletniej Lilki, która właśnie biegła w kierunku piłki pozostawionej bez opieki.
- Baśka, gramy! – podrzuciła ją do góry i wyszczerzyła się najpiękniej jak umiała, ukazując przy tym brak kilku przednich zębów.
- Hej, Lila, ta piłka nie jest nasza, nie wiadomo czy możesz ją wziąć.
- Tylko pożyczę… - usprawiedliwiała się, robiąc maślane oczy. Już po chwili wpadła w ferwor zabawy i kozłowała piłkę, rzucała nią i próbowała zachęcić Basię do wspólnej zabawy.
Siedemnastolatka zdecydowanie ruszyła za dziewczynką i wzięła ją na ręce, odrzucając piłkę, która poturlała się pod nogi wysokiego i smukłego chłopaka  w sportowej kurtce i dresie, ze słuchawkami na uszach. Ten, kiedy zobaczył piłkę, podniósł wzrok i jego oczy padły na Baśkę trzymającą na rękach Lilianę.
- Chcecie pograć? - zapytał z lekkością, tak jakby pytał się która jest godzina. 
Co? Baśka całkowicie zaskoczona, skojarzyła fakty i poznała przemawiającego do nich faceta. Nie był to nikt inny jak sam Gregor Schlierenzauer! W duchu podziękowała Bogu, że uważała na lekcjach angielskiego…
Spojrzała na niego raz i drugi, po czym widząc śmiejącą się głupkowato twarz skoczka odparła:
- Nie… chyba tu zabłądziłyśmy, prawda Lili? Już nas tu nie ma – speszona ponownie zapakowała marudzącą Lilianę do kolejki, po czym udały się w drogę powrotną na dół skoczni.
Usłyszała jeszcze jak Austriak coś tam zagadywał, chyba nawet mówił coś o tym, że jeśli jest potrzeba to pomoże się odnaleźć… Idiotyczna sytuacja.

______________________

Heeej :* Jestem ponownie. Chyba mam nierówno pod sufitem, bo edytowałam poprzedni prolog i teraz ta historia jest już o zupełnie innej bohaterce :D Cała ja... ^^ Musicie się przyzwyczaić. Poza tym walczę z blogspotem, którego nie ogarniam, bo wcześniej pisałam na blog.onet i mylogu. Walczę również z genetyką, ale tam nie widać żadnego światełka w tunelu... czarna magia :P
W każdym razie publikuję już pierwszy rozdział. Co prawda trochę krótki, ale to chyba lepiej. Mam nadzieję, że uda mi się dlatego też częściej coś wrzucać.
A na chwilę obecną zabieram się za nadrabianie zaległości w czytaniu innych opowiadań, narq :*

PS Tak się jaram Igrzyskami Olimpijskimi, że nie wiem jak ja doczekam do tego 7-ego... :P

sobota, 25 stycznia 2014

PROLOG

- Baśka!
Śnieg cicho prószył na zakopiańskie uliczki, hamując tym samym ruch wszelkich dorożek, powozów i sani.
- Baśka do cholery! – zniecierpliwiony głos ponownie zawołał imię dziewczyny. Dziewczyny, która z rozmarzeniem siedziała na schodkach Domu Dziecka w Zakopanem. Miała może z siedemnaście lat. Była niewysoka, szczupła. Rude włosy bezwładnie opadały na jej ramiona. Można by rzecz, że nie wyróżniała się niczym szczególnym od swoich rówieśnic. Miała jednak wyjątkowo błękitne oczy, które nadawały jej nieziemski wygląd. I kilka blizn na rękach. Nie, nie cięła się. To były „pamiątki” po szwach. Piętnaście lat temu miała wypadek. Jej rodzice i siostra zginęli na miejscu, a ona… Ona tylko złamała ręce.
- Tak? – zapytała, wyrwana z transu przez swoją opiekunkę.
Grubsza kobieta koło sześćdziesiątki usiadła obok niej. Była to ich pani psycholog.
- Basia, szukałam cię… Pamiętasz, że dziś?...
- Nie mogłabym zapomnieć – przerwała jej. – Ja nie umiem zapominać.
- Ale… ale ty wiesz, że to przeszłość, prawda? Że nic nie dało się zrobić, że tak miało być?...
- Wiem – odparła spokojnie i ucałowała panią Rozalkę w policzek. – I wiem jeszcze jedno: że kocham was tu wszystkich. Ciebie, dzieciaków, panią Jadzię, pana Władka, siostrę Łucję, i nawet tego okropnego pana Jacka, od siedmiu boleści – zaśmiała się czysto. – Dziękuję wam.
Pani Rozalka ciepło się do niej uśmiechnęła.
- Ty jednak jesteś silniejsza niż mi się wydawało.
- Inni mają gorzej – dodała pokrzepiająco i  podmuchała kilka razy w zmarznięte dłonie. – Idziemy już? Wszyscy czekają na nas, bo zaraz jedziemy pod skocznię.
- Tak… - zamyśliła się kobieta. – Ale jesteś pewna, że chcesz tam jechać i że masz na to humor?
- Tak samo pewna jak to, że dwa razy dwa to cztery – zasalutowała i obejmując panią Rozalkę, schroniły się przed mrozem wewnątrz Domu Dziecka im. Janusza Korczaka w Zakopanem.

_________________________

Hej :* Tadam! Tak jak obiecywałam, ponownie zawitałam w świecie blogów :P Tym razem będzie to opowiadanie o skokach narciarskich. Dla wtajemniczonych chyba nie ma wątpliwości co do głównego bohatera ;) Jest to oczywiście Gregor Schlierenzauer (wydałam się po nagłówku :P) Prolog, jak to prolog - nic specjalnego. Bynajmniej ja nie posiadam daru do ich pisania. Zawsze chcę, żeby wyszło dość krótko, treściwie, a jednocześnie, żeby podany był jakiś  ogólny zarys moich planów. 
Nie będę nudzić, zobaczymy jak to wyjdzie w praniu ;) Czytajcie, komentujcie (jak chcecie, nie zmuszam, tylko fajnie byłoby zobaczyć czyjeś opinie, bo na tym mi przede wszystkim zależy). Liczę na wyrozumiałość, bo tak serio, serio to ostatnie opowiadanie publikowałam jakieś siedem lat wstecz.
Baju baj :*