sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 13.

Dni mijały znacznie szybciej, niż spodziewała się tego Baśka. Ba! Wcale nie okazywały się być koszmarem, a towarzystwo Gregora było w tej chwili najlepszym, co mogłoby się jej przytrafić. Zgłupiała? Postradała zmysły? A może zwyczajnie się zakochała?... Ciężko było jej samej odpowiedzieć na to pytanie, ale ostatnimi czasy pozostawała przy tej ostatniej opcji. Gregor albo się tak bardzo zmienił, albo potrafił świetnie grać, co było również wielce prawdopodobne.
- Wybierz sobie maskotkę – oznajmił z pewnością w głosie, odmierzając w wyjątkowym skupieniu odległość lotki od strzelnicy. Baśka z uwagą obserwowała jego poczynania. Tak. Dni ich pobytu w Sochi obfitowały w różnego rodzaju rozrywki. W życiu nie spodziewałaby się takiej kreatywności ze strony Gregora, który dziś postanowił zabrać ją do westernowego parku rozrywki.
- Ha! – jego lotka powędrowała idealnie w miejsce pola oznaczonego dziesiątką, czyli najwyżej opłacalnego punktu tarczy. – Wiedziałem! – odparł triumfalnie, ciesząc się jak dziecko.
Baśka z uznaniem kiwała głową.
- No, no… nieźle ci idzie…
Gregor roześmiany z szelmowskim uśmiechem pocałował ją i rzucił okiem na wystawę pełną maskotek.
- Chcesz pandę, niedźwiadka czy tygryska?
- Mówisz do mnie jak do dziecka – odburknęła urażona Baśka, ale po chwili z uśmiechem dodała – Wybieram pandę.
Pan z wąsem, który był właścicielem tego stanowiska ochoczo podał wskazaną maskotkę Baśce  dodał:
- To żeś pan miał trafa… Mało kiedy się zdarza żeby dziesiątkę ucelować, a tu proszę!... Ale w końcu czego się z nie robi z miłości? Na kilometr widać, że chłopak zakochany! – przygadywał Baśce, która chcąc nie chcąc nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
Była szczęśliwa. Ta chwila dawała jej poczucie bezpieczeństwa, którego tak zawsze jej brakowało. Kiedy odeszli od stoiska ze strzelnicą, spacerowali jakiś czas po parku rozrywki, który aktualnie nie był przepełniony ludźmi.
Baśka w jednej ręce trzymała pandę, a drugą chwyciła kurczowo ramię Gregora i oparła swoją głowę o jego ramię.
- Powiedz mi… co będzie ze mną, z tobą… z nami, kiedy po igrzyskach każde z nas wróci do swojego normalnego życia? Ty powrócisz do treningów w Austrii, a ja wrócę do Polski. Do szkoły, do domu dziecka.  Nasze drogi już się rozejdą. Nie mam pojęcia co z tym zrobimy… Ja wiem, ja rozumiem… Cieszę się tym co jest teraz, ale jednocześnie nie potrafię ukryć strachu o przyszłość. Boję się, że jestem jedynie jakąś twoją pocieszaną na gorsze dni. Jakąś zabawką, którą przywiozłeś ze sobą na Igrzyska. I niczym więcej.
- Wiesz dobrze że tak nie jest – odparł, zatrzymując ją i kładąc dłonie na jej ramionach. – Kocham cię. Nie wiem jak to się stało. Nie planowałem tego. Prawda była taka, że spodobałaś mi się od pierwszego spotkania. Potem tylko wzmocniłaś we mnie pragnienie poznania ciebie. Myślę, że byłaś… wciąż jesteś największym wyzwaniem mojego życia. Jesteś moim uzależnieniem.
Na te słowa Baśka poczuła jak przechodzi ją dreszcz. Nie co dzień bowiem dane jej było usłyszeć takie słowa. Wstyd było przyznać, że nikt nigdy przedtem nie mówił o niej i do niej w taki sposób. Trudno więc było się dziwić, że takie słowa zazwyczaj albo ją wzburzały albo sprawiały, że kompletnie traciła głowę.
- Skąd mam mieć pewność, że to nie są tylko puste słowa? – dopytywała się, kręcąc nerwowo głową.
- Uwierz mi, że jesteś ostatnią osobą, którą chciałbym skrzywdzić.
Baśka popatrzyła się na niego niepewnie. Zrozumiała, że nie może w tej relacji być osobą, która czeka na czyjś ruch. Musi mieć swoje zdanie i także stawiać warunki.
- Dobra, dobra… - poklepała go po ramieniu. – Bo zrobiło się jakoś tak romantycznie i w ogóle… Zaraz rzewne łzy popłyną. To nie moje klimaty – mrugnęła. – Mam dla nas układ. Myślę, że dobry, zważając na to, że pochodzimy z dwóch różnych światów.
- Jaki? – zapytał wprost, zwalniając kroku.
-Nie składajmy sobie żadnych obietnic i zapewnień. Oboje wiemy, jak to zazwyczaj się kończy. Ty jesteś gwiazdą sportu z masą pokus wokoło. Ja jestem typową nastolatką z Polski i niekoniecznie chcę to zmieniać. Zresztą nawet nie wiem czy ty też… Ale nie w tym rzecz. Chodzi mi bardziej o to, by nasza znajomość sprowadzała się głównie do przyjaźni… z, że tak powiem, lekkim zaangażowaniem uczuciowym – zaśmiała się, kończąc.
- Przyjaźni z lekkim zaangażowaniem uczuciowym? – zdziwił się, chyba nie nadążając za jej tokiem rozumowania. Może i był lekkoduchem i nie brał wszystkich swoich związków na serio, to teraz wydawało mu się, jakby właśnie dostał coś w rodzaju… kosza?
- Każde z nas ma swoje życie i niech tak pozostanie. Po prostu siebie nie ograniczajmy. Jesteśmy wolni. A jeśli kiedyś dojrzeje w nas naprawdę mocne uczucie, wtedy możemy się nad nim zastanowić. Teraz jednak nie sądzę, by była to odpowiednia pora na deklaracje.
- Wiem o co ci chodzi, ale słabo rozumiem, skąd ta nagła zmiana? Od kilku dni wydawało mi się, jakbyś była we mnie zakochana? Chodziłaś wciąż szczęśliwa.
- Jestem – przerwała mu.
- W takim razie w ogóle ciebie nie rozumiem?!
- Gregor… wróćmy do stanu sprzed tych kilkudniowych uniesień.
- Jak możesz nazywać początek naszej miłości kilkudniowymi uniesieniami?! – wściekał się, być może zbyt głośno. Nie spodziewał się po sobie takiej reakcji. – Rozumiem, że oczekujesz ciągłych kłótni, sprzeczek, tak?!
- Przecież wiesz, że nie to miałam na myśli! Dajmy sobie jeszcze trochę czasu. Bez nacisku. Sprawdźmy się, czy faktycznie nie umiemy bez siebie żyć. Bo co jeśli jest inaczej?
Gregor wyraźnie zasmucony, z rękami w kieszeniach, wzruszył ramionami.
- Niech tak będzie. Ale wiedz, że tak szybko się mnie nie pozbędziesz.

*

Gregor z hukiem wparował do hotelowego pokoju.
-E, a ty co? – zagadywał go Thomas, uśmiechając się co jakiś czas do przeglądanych właśnie na tablecie najnowszych zdjęć córeczki. – Czasem słońce, czasem deszcz?  Chciałbym wam życzyć szczęścia, ale nie wiem co na to Sandra – zakpił.
Schlierenzauer nerwowo pisał coś na swojej komórce, co jakiś czas rzucając okiem na krajobraz za oknem. Obserwował siedzącą na schodkach przed hotelem Baśkę, która wcale nie wyglądała na najszczęśliwszą. Co ona wyprawia?! Wciąż nie potrafił ją odgadnąć. Nie wiedział czy dziś zachowała się tak, jak naprawdę chciała, czy była to tylko kolejna dziewczęca sztuczka, próbująca go sprawdzić? A najgorsze było to, że nie potrafił o niej zapomnieć! Czuł, że tak naprawdę Baśka nigdy nie była jego.
- Ogłuchłeś? G-R-E-G-O-R – literował Thomas, próbując zwrócić na siebie uwagę.
- Dlaczego ona jest taka nieufna?... – powtarzał Gregor, nie zdając sobie sprawy z tego, że wypowiada na głos swoje przemyślenia.
- Sam się na to pisałeś! A ostrzegałem cię. Nie lepiej było ci w pewnym i spokojnym związku z Sandrą? W którym zresztą wciąż jesteś… - uszczegółowił.
- Nie, nie lepiej! – Schlieri dalej się bulwersował.
- Stary, żeby pakować się w związek z nastolatką, która sama nie wie czego chce… Gregor, ty masz już swoje lata! Masz karierę, którą zresztą teraz systematycznie niszczysz… Niepotrzebnie zaprzątasz sobie nią głowę. I szczerze, dziwi mnie to, że aż tak bardzo się zaangażowałeś. Nie wyidealizowałeś jej sobie za bardzo? Taka długa fascynacja to już coś naprawdę poważnego.
- Masz rację. To coś naprawdę poważnego. Baśka dziś dała mi do zrozumienia, że potrzebuje czasu. Okej, dam jej go! Jednak nie zamierzam z niej rezygnować. Nie potrafię już! Chcę tylko jak najszybciej wyplątać się z Sandry, bo to mnie teraz najbardziej gryzie.  
- Ciekawe, czy Sandra się ucieszy jak się dowie o twojej nowej miłości. Pewnie uzna ją za twój kolejny kaprys i da ci czas do namysłu, tak jak było to już wielokrotnie. Masz szczęście, że jest taka wyrozumiała.
- Może sama nie jest wobec mnie całkowicie fair? Nie pomyślałeś o tym? – Schlierenzauer dał do myślenia swojemu kumplowi. – Morgi, ja wiem, że ty chcesz jak najlepiej. Jesteś takim głosem rozsądku, którego chyba nie posiadam, ale mimo wszystko nie mogę cię posłuchać. Nie kocham Sandry, teraz to wiem! Z Baśką to co innego. Jestem przy niej tym, kim nigdy wcześniej nie byłem. Prawdziwym sobą. Nikogo nie muszę udawać. Sandra jest ze mną długo, to fakt. Ale czy aby z miłości? Może jedynie z przyzwyczajenia. Nie chce by moje życie tak wyglądało. Nie chcę po latach wracać do domu, w którym wieje chłodem. Nie chcę zakładać z nią rodziny, skoro wiem, że nie ma między nami żadnej chemii…
- Masz rację.
-… nie wiem jaka przyszłość czeka mnie i Baśkę, i nie wiem, ile przeciwności losu będzie dane nam pokonać, ale wiem jedno: szczęśliwi będziemy tylko razem, bo to właśnie jest to uczucie, o które trzeba walczyć i o którym mówią, że może przetrwać całe życie.
Mówił i mówił, jakby sam chciał siebie do czegoś przekonać. Na koniec zamilkł na chwilę, przeczesał dłonią swoje włosy i zamrugał oczami, jak gdyby dopiero coś zrozumiał. Bez słowa wybiegł z pokoju, zostawiając Thomasa w pozycji, w jakiej zastał go wchodząc tu przed kilkoma minutami.
- Ma rację – Morgi zasmucony pokiwał głową. – To jest to uczucie, które być może nigdy mi się nie przytrafi – skomentował swoją klęskę w sferze uczuciowej.

*

Drzwi do ogólnodostępnego pomieszczenia w hotelu były lekko uchylone. Zza nich dochodziły tylko ciche dźwięki gitary i śpiew. To był głos, który mógł należeć tylko do jednej osoby na tym globie. Gregor bez wahania rozpoznał w nim głos Baśki. Otworzył drzwi szerzej, by móc lepiej przyjrzeć się Baśce, która siedziała przodem do wielkich okien balkonowych, na niskim krzesełku, trzymając gitarę, która była teraz jej jedyną powierniczką żalu, bólu i tęsknoty.
Miała naprawdę ładny głos. Gregor zorientował się już o tym wcześniej. Jeszcze kiedy lecieli do Sochi. Już wtedy, w samolocie, uznał, że Baśka kryje w sobie spory talent muzyczny. Nie sądził jednak, że śpiew łączy również z grą na gitarze. Swoją drogą ciekawiło go, skąd ją wzięła.
Jej cichy, ale mocny głos idealnie komponował się z odgłosem uderzanych strun. Nie zauważyła go. Śpiewała coraz pewniej, dokładnie rozumiejąc słowa piosenki.

Peace will come
When one of us puts down the gun
Be strong for both of us,
No please don’t run, don’t run
Eye to eye we face our fears
Unarmed on the battlefield


Nie chciał jej teraz peszyć. To była chwila, która pozwoliła mu zrozumieć, że Baśka nadal coś do niego czuje.  Dałby sobie rękę uciąć, że nie jest jej obojętny! Wydawała mu się teraz taka delikatna i bezbronna. Kochał ją, kochał ją jak diabli.

__________________________________________

Cześć.
Jak to dziwnie wracać tu po tak długiej przerwie... Dziwnie, ale nadzwyczaj miło :) Czuję się tu tak domowo. W końcu spędziłam na tym blogu jakiś czas mojego życia. Czas bardzo ważny dla mnie. Teraz wszystko się poukładało, osiągnęłam to, co chciałam i postawiłam, że ułożę życie jeszcze Baśce i Gregorowi ;) Zasługują na to. Jednak nie wszystko będzie tak idealnie, bo do happy endu długa droga. 
Przede wszystkim jednak chciałabym Wam podziękować. Za to, że nie zapomniałyście o tym blogu. Dziękuję wszystkim, którzy go czytali i nadal czytają. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy komentuje, ale dla mnie największym wyróżnieniem jest to, że po prostu go czytacie. Zresztą ja piszę go tylko dla funu :P 
Jeszcze raz Wam dziękuję i do zobaczenia :*