wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział 9.

- Miejsce 47, klasa pierwsza…
Powtarzała, szukając miejsca w samolocie.  Kiedy minęła przedział, w którym miejsca zajęła grupa osób z domu dziecka, zaczęła się niepokoić i z lekka dziwić. Poprawiła nerwowo opadającą na czoło grzywkę i zmrużyła oczy.
Pani Rozalka, która siedziała obok małej Lilki uśmiechnęła się do niej uspokajająco, jakby przeczuwała, że Baśka zaraz wywoła tu awanturę.
Kiedy minęła ją stewardessa, niosąca tacę z szampanem, jej przypuszczenia zaczęły układać się w całość.
- Nie może pani znaleźć miejsca? – zapytała uprzejmie kobieta koło trzydziestki, przystając obok siedemnastolatki. – Zaraz pomożemy…
Rzuciła okiem na bilet.
- Zapraszam – powiedziała, otwierając niskie, białe drzwi prowadzące do drugiej części samolotu, który jak się okazało, był zarezerwowany dla Austriaków i grupy zaproszonej przez Schlierenzauera.
- Nie wierzę – zniesmaczona kręciła głową. Prychnęła oburzona. – Co za perfidny człowiek!
Złościła się, choć wiedziała, że w tym wypadku jest bezradna. Okazało się, że jej bilet został przydzielony „zupełnie przypadkowo” do przedziału skoczków.
- Wygląda na to, że trafił się pani ten unikatowy bilet – zaczęła stewardessa – W poprzednim przedziale zabrakło już miejsc, więc jedna osoba została dołączona tu.
Mówiła to z takim spokojem, że Baśce nie mieściło się to w głowie. Jej wzrok padł na Schlierenzauera, który dziwnym przypadkiem siedział na miejscu numer 48 i czytał zawzięcie gazetę. Na jego twarzy malował się jednak chytry uśmieszek.
- Dziękuję, dalej poradzę sobie sama – zbyła stewardessę, która chciała ją jeszcze poczęstować szampanem.
Dotarła do przeznaczonego jej miejsca i obrzuciła Gregora obrażonym spojrzeniem.
- Nieźle to sobie ukartowałeś. Ciekawi mnie to, jak przekupiłeś tę babkę, bym to właśnie jakimś cudem ja otrzymała to unikatowe miejsce obok ciebie? – dociekała Baśka, siląc się na uprzejmy ton głosu, choć przemawiała przez nią wściekłość wobec bezradności. Co miała zrobić?! On płacił, on stawiał warunki. Kto bogatemu zabroni?
Gregor nie protestował, tylko dalej sobie z niej drwił.
- Ha! Ale nie myśl, że sobie pogadamy podczas podróży. Ja zazwyczaj jestem bardzo apatycznym pasażerem. Praktycznie nie gadam w podróżach. Nigdy. Ach, no i jeszcze jedno… mam chorobę lokomocyjno-samolotowo-podróżniczą-… i chyba alergię na ciebie!
Siliła się na rozdrażnienie go, ale jej zaczepki chyba nie robiły na nim wrażenia.
- Zapomniałaś dodać jeszcze, że masz chorobę psychiczną… - uzupełnił jej wyliczenia, uśmiechając się znad gazety.
Baśka zerknęła na niego kątem oka i już wyobraziła sobie tę podróż, którą umilać jej miał sam Gregor. Choć w głębi duszy zastanawiała się, czy to właśnie nie ona wystąpi w tej roli, przynajmniej z założeń samego Schlierenzauera.
- Czytaj sobie, czytaj… gazet ci zabraknie, bo słowem się do ciebie nie odezwę – mówiła, chcąc go jakoś tym rozdrażnić.
- Myślę, że nie podołasz temu zadaniu – droczył się z nią.
- Mało mnie znasz – rzuciła.
- Masz rację – odparł i odłożył gazetę. Odwrócił się do niej, pesząc spojrzeniem. – Dlatego chciałbym cię lepiej poznać.
Baśka nie wiedziała co ma o tym sądzić. Wybuchnęła śmiechem i kręciła głową niedowierzająco.
- Boże, czemu mnie pokarałeś takim współpasażerem?!
Wyłączyła komórkę na rozkaz stewardessy i zaczęła szukać w torebce swojej mp3-ki. Nałożyła na uszy słuchawki i z zadowoleniem zerknęła na Gregora, który z poważną miną wczytywał się teraz w dalszą część jakiegoś artykułu.
Wzruszyła ramionami i zamknęła oczy. Zapięta pasami i przymuszona do siedzenia obok Schlierenzauera przez najbliższe cztery godziny. Aby choć w pewnym stopniu zapomnieć o owych „trudnościach”, włączyła swoją ulubioną playlistę. Mimo słuchanych piosenek, wciąż słyszała pochrząkiwania Gregora i szelest przerzucanych stron gazety. Próbowała to ignorować, ale stawało się to coraz bardziej nieznośne. Zdecydowała jednak lekceważyć jakiekolwiek próby zwrócenia na siebie uwagi.
Wylatywali właśnie z Polski, z jej ukochanego Zakopanego… Nie lubiła takich chwil. Bała się. Bała się zmian, bała się nowych ludzi, którzy wchodzili do jej życia, bo prędzej czy później z niego wychodzili, wykwintnie je deformując. Wyczuwała nosem męskie perfumy, które musiały należeć do Gregora. Wciąż nie dawał jej się skupić, a raczej oderwać od rzeczywistości. Nie potrafiła zapomnieć o tym, że jest tu gdzie jest i z kim jest. Sama nie wiedziała kiedy, mimowolnie zaczęła nucić fragment słuchanej właśnie piosenki:

I am like glass easy to break
So be careful now of what you say*

- Rozumiem, że to jakieś wskazówki dla mnie? – spostrzegawczy Gregor nie omieszkał skomentować śpiewanych właśnie słów.
Baśka, która mimo słuchawek w uszach słyszała wszystko, nawet najdrobniejszy szelest gazety, obrzuciła go niechętnym spojrzeniem.
 - Nie pochlebiaj sobie. Żeby mnie zranić najpierw trzeba dla mnie coś znaczyć – powiedziała cicho, unikając jego wzroku. Po chwili jednak zdała sobie sprawę, że nie dotrzymała słowa i odezwała się do Schlierenzauera.
- Nie zachowuj się jak dziecko – powiedział Gregor, zabierając jej słuchawki i wyłączając mp3-kę.  – Nie po to cię tu zaprosiłem, żebyś teraz całą drogą milczała!
- Ha! Wiedziałam, że masz w tym wszystkim jakiś ukryty cel! Nie będę twoją zakładniczką – powiedziała, ale Gregor zatkał jej usta dłonią. – To mam gadać, czy nie?!
Schlierenzauer zaśmiał się, obserwując czy reszta pasażerów zbytnio się nie zainteresowała ich dziwną relacją.
- Cicho… - wysyczał jej do ucha. – Jak będziesz tak wrzeszczała to cię wysadzimy. Na Kamczatce.
- To nie w tę stronę, Kamczatka jest dalej, za Soczi – odparła, przypominając sobie w myślach mapę świata i słowa nauczycielki od geografii, jak gdyby w tej chwili była to najnormalniejsza rzecz na świecie.
- I widzisz, już gadasz jak normalny człowiek – uspokoił się, uwalniając jej usta.
Baśka zdezorientowana zamrugała kilkakrotnie oczami i wyrwała mu z rąk swoje słuchawki i mp3-kę.
- Gazeta ci się skończyła? – zapytała z wyrzutem. – A jak nie, to czytaj dalej i nie dręcz innych… Bo jak tak dalej pójdzie to sama poproszę pilota, żeby mnie wysadził. W powietrzu.
Do ich foteli podeszła stewardessa ze stolikiem pełnym dań z różnych kuchni świata, jak przystało na pierwszą klasę samolotową. Baśka z oniemieniem obserwowała serwowane owoce morza, wszelakie gatunki ryb oraz mięsa i sałatki.
- Co…to…to? – wskazała palcem na jedną z potraw, krzywiąc się z obrzydzenia.
Gregor z ironicznym uśmiechem, objął ją z lekka ramieniem, jak gdyby próbował udawać przed stewardessą, że są parą.
- Basiu, kochanie, na co masz ochotę? Może spróbujesz roladki jagnięce z szynką i serem, albo… jesienne daube z wołowiny?
- Chcesz mnie otruć!? – rzuciła z wyrzutem do Gregora, nie zważając na stojącą obok stewardessę, która notabene, wciąż się uśmiechała i z rozanieleniem ich obserwowała.
- A pan, panie Gregorze, co pan wybiera? Polecam indyka w pomarańczach – mówiła słodkim głosem, trzepocząc przy tym rzęsami. – Może pańska dziewczyna wybierze tę samą potrawę?
Baśka momentalnie podniosła głowę, wyłapując niebezpieczny wyraz. Dziewczyna. Dziew-czy-na. Schlierenzauerowi jednak taka pomyłka stewardessy jak najbardziej odpowiadała.
- Że jak?! – wybuchnęła, uderzając Gregora z łokcia w żebro. Na jego twarz wypłynął grymas bólu, ale nie dał tego po sobie zbytnio poznać. Nie przestawał się uśmiechać i jeszcze mocniej przytulił do siebie wyrywającą się Baśkę, przez co wyglądali jak para niezrównoważonych.
- Ma pani rację… Moja d z i e w c z y n a podziela mój gust – powiedział, co Baśka skwitowała uniesieniem brwi. – Prawda kochanie? Dlatego poprosimy tego indyka w pomarańczach. Ja poproszę jeszcze sok z winogron, a ty? – zadał pytanie naburmuszonej Baśce.
- Sok pomarańczowy – odpowiedziała, wyrywając się mu.
Kiedy stewardessa odeszła, nie dała za wygraną i uwolniła się od jego uścisku.
- Odbiło ci?! Co to w ogóle miało znaczyć – zapytała, próbując ochłonąć zarówno ze złych emocji jak i tych dobrych, z którymi wiązało się objęcie jej przez Gregora. Udawała, że wcale jej się to nie podobało, nie chcąc by za bardzo się do niej zbliżył. Poprawiała nerwowo swoją bluzę, jak gdyby chciała odwlec w czasie moment, w którym spojrzy mu prosto w oczy.
- Nie podobało ci się? Przecież ta pani sama nas wzięła za parę – tłumaczył wyraźnie zadowolony z takiego obrotu sprawy. – Nie sądzisz, że ładnie byśmy razem wyglądali?...
- Proszę cię… - prychnęła Baśka. – Chyba żyjesz w innym świecie. Razem z tymi swoimi roladkami jagnięcymi – odpowiedziała, przedrzeźniając go.
- Ale i tak musisz ich kiedyś spróbować. Myślę, że będziemy mieli jeszcze nie jedną okazję… - powiedział prawie niesłyszalnie, uśmiechając się łobuzersko pod nosem.
- Jak będziesz się tak do mnie przystawiał to zadzwonię do rzecznika praw dziecka – odparła hardo, wywołując u Gregora niepohamowany śmiech. – Albo zamienię się miejscami z panią Rozalką!
O dziwo jej ostatni argument najlepiej poskutkował i Gregor już się trochę uspokoił, jak gdyby pani Rozalka była największym postrachem świata.
- Mam nadzieję, że pokoje w Sochi mamy oddzielne?! – wpadła na pytanie, którego odpowiedzi powoli zaczęła się obawiać.
Gregor uśmiechał się głupkowato i nic nie mówiąc, nabierał powietrza do ust.
- Nie!... – Baśka wycelowała w niego palcem, jak gdyby obawiała się pewnej odpowiedzi. – Bo zabiję, przyrzekam!
- Muszę cię zmartwić – zaczął Gregor. – Widzę, że już bardzo ucieszyłaś się na myśl o naszym wspólnym pokoju, ale… nie tym razem!
- Uff… - odetchnęła z ulgą, zachowując kamienną minę. – I co to w ogóle za sugestie, że nie tym razem?!
- Wiesz… nigdy nie mów nigdy – odpowiedział Gregor.
- Ty to jednak jesteś głupi – skwitowała, dostrzegłszy podążającą w ich stronę stewardessę, która prowadziła ze sobą mały stoliczek na kółkach, na którym prezentowały się owe indyki z pomarańczami.
- Bardzo proszę – podawała im kolejno talerze, a soki umiejscowiła w specjalnych wcięciach w obudowie foteli. – Życzę miłego posiłku.
- Dziękujemy – odpowiedział za dwóch Gregor i od razu zabrał się za pałaszowanie swojej potrawy. – No, i to się nazywa prawdziwe żarcie!
Zaczął jeść swoją porcję, gdy dostrzegł, że Baśka nawet niczego nie tknęła.
- Dlaczego nie jesz? Jest naprawdę pyszne. Jak chcesz to zamówię ci coś innego – odparł, pomiędzy jednym a drugim kęsem.
- Jedz, jedz, nie przerywaj sobie – uspokajała go. – Może zjem później – dodała, wcale nie mając ochoty na zaserwowane im posiłki, których nie zwykła jadać.
Gregor wzruszył ramionami i powrócił do jedzenia swojego zestawu.
- Biedny indyk – skomentowała z żalem w głosie, ponownie zerkając na talerz. – Musieli go ubić, żeby teraz „śmietanka towarzystwa” mogła się nim zajadać. Ja w tej zbrodni nie zamierzam brać udziału – uniosła ręce do góry.
Schlierenzauer jednak nie wzruszył się losem spożywanego właśnie indyka, ale bardziej zainteresował się znudzoną Baśką.
- Zagramy w karty? – zaproponował.
Dziewczyna zaskoczona taką propozycją nawet się z niej ucieszyła. Lubiła i, co najważniejsze, potrafiła grać w karty. Wymiatała jak nikt inny, wielokrotnie będąc przyłapywana na hazardzie przez panią Rozalkę.
- Ale o coś? – upewniła się co do celu tej zabawy.
Gregor uśmiechnął się pod nosem. Zakłady i rozrywki tego pokroju były jego specjalnością.
- Jeśli wygram to… będziemy udawać parę przez cały czas trwania igrzysk.
Zupełnie zapomniał, że mogłoby to być pewną nieostrożnością z jego strony, biorąc pod uwagę, że tak naprawdę wciąż miał dziewczynę. I to daleko stąd.
Baśka pewna swoich umiejętności nawet się nie zawahała, i ku zdziwieniu Gregora, od razu przystała na tę propozycję.
- A jeśli wygram ja, to pomożesz nam przy remoncie domu dziecka – powiedziała.
- Jesteś pewna? Idziesz na ten układ? Wiesz, że jeśli ja zwyciężę…
- Nie masz szans – odparła pewna siebie i wyrywając mu pośpiesznie talię kart z dłoni, zaczęła je tasować.

 *Jestem jak szkło, łatwa do zniszczenia
Więc uważaj na to co mówisz

____________________________

Hej :* Wow, to już mój dziewiąty rozdział ^^ Sama siebie nie poznaję :P Normalnie już dawno zawiesiłabym bloga, a tu wyjątkowo mam tyle pomysłów :D Mam nadzieję, że rozdział się podoba :) Pewnie same zastanawiacie się ile tu łącznie wyjdzie rozdziałów i powiem Wam, że nie mam konkretnie ustalonej liczby. Póki co piszę kolejne, na tyle ile mam pomysłów. Wszystko co sobie zaplanowałam musi się wydarzyć, a jakby nie patrzeć to akcja dopiero się rozkręca :P Więc możecie się spodziewać jakichś 30 rozdziałów ^^
Rozdział dedykuję mojej kochanej Zuzce :* Ja dla niej dziewiąty, a ona mi trzynasty, a co mi tam! :D Taki mały szantażyk :)
Pozdrawiam Was i zabieram się za niemiecki :* 
PS Jakby co to cytat w tekście pochodzi z piosenki Natalii Lesz - Fall. 


czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 8.

Lotnisko w Balicach z każdą chwilą coraz bardziej się wypełniało. Swoje zrobiły także wieści o tym, jak to odlatywać stąd do Sochi będą ekipy skoczków. Polacy, Austriacy, Niemcy i Słoweńcy zdecydowali się bezpośrednio po konkursach charytatywnych w Zakopanem polecieć do Rosji. Kibice oczekiwali tu swoich idoli od porannych godzin.
Gregor siedział na lotniskowej kanapie, odpisując zaciekle na jakiegoś sms’a. Siedzący po sąsiedzku Thomas z niecierpliwością tupał nogą, co jakiś czas zaglądając przez ramię Schlierenzauerowi.
- Z kim piszesz? – zagadnął zniecierpliwiony przedłużającym się czekaniem na lot numer 538.
Gregor zerknął na niego kątem oka i z rutyną odparł:
- Z Sandrą. Pyta się co u nas i życzy powodzenia…
Morgenstern pokręcił niedowierzająco głową.
- Zobaczysz, stary, sam kiedyś wpadniesz we własną pułapkę.
Gregor chyba go nie zrozumiał, bo pokiwał tylko głową i kreślił palcami kolejne wyrazy na ekranie telefonu.
- Gra na dwa fronty nie kończy się niczym dobrym – pouczał go dalej Thomas, upijając łyk napoju energetyzującego. – Ale nic mi do tego… Pozdrów Sandrę.
Schlierenzauer spełnił prośbę kumpla i ciężko wzdychając schował komórkę do kieszeni spodni. Nie mógł się przecież przyznać Morgensternowi, że tak naprawdę już dawno stracił kontrolę nad tymi dwoma relacjami, a szczególnie tą z Baśką… Sandra była naprawdę świetną dziewczyną. Byli razem już jakieś pięć lat, ale ostatnimi czasy do ich związku zaczęła się wkradać rutyna, która dla wszelkich uczuć staje się zabójcza. Sam zresztą wiedział, że nie był nigdy święty. Wielokrotnie w czasie zgrupowań zdarzyło mu się zabawić z tą, czy z tamtą dziewczyną… Teoretycznie to dla niego nic nie znaczyło, zwyczajnie: traktował to jako zabawę. Kiedy poznał Baśkę początkowo też myślał, że będzie kolejną z jego zabawek, ale mylił się. Nic tu nie było łatwe. Nie wystarczyło, by uśmiechnął się do niej, zagadnął, by łaził za nią… Po ostatniej rozmowie  czuł jednak, że dziewczyna powoli zaczyna się przed nim otwierać, choć i to przychodziło jej z niemałym trudem. Za wszystko „winił” jej przeszłość. Wiedział, że nie miała łatwo, więc pewnie to te jej doświadczenia życiowe, tak ją zraziły do ludzi, a szczególnie mężczyzn. Tym razem musiał zmienić swoją taktykę. Nie wystarczył tu szelest pieniędzy czy sławne nazwisko. Dla niej nie miało to znaczenia. A im bardziej go od siebie odpychała, tym bardziej zaczynała go intrygować, czym spotęgowała pragnienie stania się kolejnym trofeum w kolekcji Gregora Schlierenzauera.
- Gregorku, nasz kochany altruisto, kiedy grupka z domu dziecka ma się tu pojawić?
Zapytał ironicznie Morgenstern machając kumplowi ręką przed nosem, tym samy przerywając jego rozmyślania.
- Tak sobie myślę i myślę i doszedłem do wniosku, że chyba niebawem przegram zakład, co? Z tego co widzę już ją kupiłeś. Musiałeś zrobić na niej dobre wrażenie, dając po pysku Hayboeckowi.
- Nie zapeszajmy – odparł zdawkowo Gregor, oglądając się za siebie. Wciąż czekał na Baśkę i dzieciaki z domu dziecka.
- Hm… ale czy mi się wydaje, czy szanowny Gregor Schlierenzauer zaangażował się w tę nienazwaną relację? Po imprezie wróciłeś bardzo późno, czy wy może…? – dopytywał się zadowolony Thomas, ale Gregor spiorunował go wzrokiem.
- Że co niby?! – wściekł się Gregor. – Chyba już ci kompletnie padło na mózg… Nie jestem typem faceta, który czyha na gorszy nastrój dziewczyny i chce to wykorzystać!
Morgenstern uniósł dłonie w geście obrony.
- Okej, okej… przepraszam! W końcu kto chciałby mieć do czynienia z prokuratorem?
- To nie o to chodzi – przerwał mu Gregor, nerwowo bawiąc się zamkiem od kurtki. – To znaczy o to też, ale nie chcę jej na początku przestraszyć. Wszystko w swoim czasie – mrugnął do przyjaciela.
Do ich ławki niczym burza gradowa zmierzał wściekły Alexander Pointner. W dłoni ściskał pogniecioną gazetę, która okazała się przyczyną wybuchu jego gniewu.
- Co.. to… ma… znaczyć! – zdenerwowany odmierzał słowa, o mało co robiąc w okładce gazety dziurę palcem. Gazeta, jak to gazeta. Jedna ze zwyklejszych szarych informatorów zakopiańskich. 
Wrażenie na trenerze wywarł jednak tytuł pierwszej strony, uderzający w oczy, na dodatek okraszony nie mniej interesującą fotografią.

Gregor Schlierenzauer jakiego nie znacie!
Bójka austriackich skoczków w Hotelu Clarisso w Zakopanem

Na zdjęciu ujęty był moment, w którym Gregor trzymał Hayboecka za koszulę, sam z rozbitym łukiem brwiowym, a Michael ze złamaną przegrodą nosową.
- Oczekuję wyjaśnień! Jeszcze na dodatek tak bezczelnie stroiliście sobie ze mnie żarty po tej całej imprezie. Wykorzystaliście fakt, że mnie tam nie było i że nie czytam gazet, więc wmówiliście mi, że to zwykły wypadek, odrapanie… Mogłem się domyślić, w końcu od zawsze się nienawidziliście!
Pointer wzburzony wylewał z siebie potok słów, łapiąc się za głowę. Miał nie lada orzech do zgryzienia. Powinien wyciągnąć z tego jakieś konsekwencje? Nie… konsekwencje pojawią się same. Jadą na igrzyska, ale czy aby są drużyną? Szczerze w to wątpił.
- Mówiłem wam kiedyś o tym, że wasze niesnaski powinniście zostawiać gdzieś daleko z tyłu, tak, by nie dawać ludziom powodu do niepotrzebnych przemyśleń, a tak?! Te hieny tylko na to czekały!...
Gregor siedział jak na przesłuchaniu, z opuszczoną głową, nie trudząc się o jakiekolwiek wyjaśnienia.
- Thomas, może ty mi chociaż powiesz o co im poszło? Rozmawiałem z Michaelem, ale on to już w ogóle jest nie w humorze. Nie wspominając o jego nosie, który spuchnął i aktualnie wygląda jak kartofel.
Na te słowa Schlierenzauer zaśmiał się szyderczo, próbując wyobrazić sobie wygląd Hayboecka, który wciąż konsekwentnie go unikał.
- Nie ma w tym nic śmiesznego! No chyba, że wasza głupota – powiedział obruszony stopniem dziecinności swoich podopiecznych.
Thomas chcąc coś dyplomatycznie wytłumaczyć, zacząć gubić się między wierszami i w końcu wypalił:
- Trenerze, jak nie wiadomo o co poszło, to poszło o kobietę!
Pointner przewrócił oczami zdegustowany i rzucając gazetą o podłogę, odszedł:
- Jeszcze o tym pogadamy!
Schlieri z pośpiechem złapał leżące na podłodze czasopismo, by przeczytać jakie wieści rozchodzą się o nim po całej Polsce, a kto wie, czy nie po reszcie Europy. Był wisienką na trocie tego wydania. Artykuł o jego „występku” łącznie ze zdjęciami zajął chyba  trzy strony.

Gregor Schlierenzauer, słynny austriacki skoczek narciarski dał ponieść się emocjom, w czasie niedzielnego balu charytatywnego, zorganizowanego w ramach pomocy dla Domu Dziecka im. Janusza Korczaka w Zakopanem. 
Znany ze swojego wyjątkowo chimerycznego i aroganckiego  usposobienia, nie kalkulował zysków i strat  owego incydentu, ukazując swoją prawdziwą twarz!
Do bójki między Schlierenzauerem, a jego kolegą z kadry – Michaelem Hayboeckiem, doszło w Hotelu Clarisso. Skoczek nie potrafił zapanować nad emocjami i rzucił się z pięściami na przyjaciela. Ich zachowanie wywołało niemałe zamieszanie wśród zebranych gości.
Nikt dokładnie nie zna powodu tej ostrej wymiany ciosów, jednak krążą pogłoski, jakoby przyczyną stała się jedna z obecnych tam podopiecznych domu dziecka.
Obaj skoczkowie ucierpieli w tym starciu.

- Co to za brednie?!?!
Gregor aż wstał z miejsca i rzucił gazetę Morgensternowi.
- Sam zobacz – odparł i zacisnął dłonie w pięści. – O jakim oni piszą przyjacielu?! Ta gnida nigdy nim nie była, nie jest i nie będzie! Obsmarowali mnie jako niezrównoważonego psychola, który rzucił się na „niewinnego” kolegę z kadry. Na dodatek uwzględnili w tym wszystkim  Baśkę!...
- Nie podali jej przecież z imienia i nazwiska… Poza tym to jest napisane drobnym druczkiem, nawet sam Pointner się nie skapnął – uspokajał go Thomas, chłonąc każde zdanie artykułu i co jakiś czas unosząc przy tym kąciki ust do góry.
- No tak, musiałbyś nie być sobą, żeby nie nabijać się ze mnie – skomentował rozżalony Gregor.
- Pozytyw jest jeden – zaczął głośno Morgi – akcja pomocy przynajmniej została nagłośniona, i to jak!
Gregor pokręcił głową zniesmaczony.
- Co mam teraz zrobić?! Wykupić całe wydanie tej pieprzonej gazety we wszystkich kioskach?
Schlierenzauer rozpaczliwie szukał rozwiązanie, gdy zobaczył nadchodzącą Baśkę.
- Schowaj to! Ona ma się o niczym nie dowiedzieć! To zepsułoby wszystko, na co tak długo pracowałem. Całe szczęście, że jedziemy do Rosji, może sprawa trochę ucichnie. Módl się, żeby ona jeszcze o niczym nie wiedziała! – szeptał w stronę Morgensterna, chcąc zachować pełną dyskrecję.
Baśka znużona i zaspana wlekła za sobą ogromną torbę podróżną, w kierunku postaci Gregora.
- Cześć – zaczęła zdyszana. – Sorry za spóźnienie, ale wiesz jak to jest, im więcej osób tym wolniej wszystko idzie. Reszta jest przy kontroli paszportów – dodała, uprzednio wskazując na kolejkę przy jednym z okienek na lotnisku.
Gregor zdążył już zapomnieć o nieprzyjemnym artykule, ciesząc się obecnością Baśki, która wydawała mu się dziś jeszcze piękniejsza. Czuł, że powoli traci rozsądek. Czy normalnym było to, że uwielbiał kiedy się uśmiechała, kiedy cokolwiek powiedziała, a nawet kiedy się wściekała?
- Coś się stało? Tak się na mnie patrzysz? – zaniepokoiła się lustrującym ją od góry do dołu Schlierenzauerem. – Aaaa! Pewnie nie możesz mnie poznać?! Faktycznie, nie mam dziś kilograma tapety i eleganckiej sukienki na sobie tak jak w niedzielę – powiedziała, poprawiając rękaw swojej bluzy.
- Nie, nie! Po prostu ślicznie wyglądasz – zaprotestował, oczarowany jej osobą. Ubrana w szarą zwyczajną bluzę, czarne legginsy, z rozpuszczonymi złotymi włosami, które opadały jej na ramiona. Wyglądała zupełnie beztrosko.
- Ślicznie? – zdziwiła się. - Dobrze się czujesz?
- Nie… to znaczy tak! – Gregor sam zaczął mylić co myśli, a co może powiedzieć.
Baśka uniosła brew, ale zdecydowała zlekceważyć jego nieogarnięcie. Stwierdziła, że to pewnie pozostałości po oddanym ciosie Hayboecka.
- Co u ciebie? – zagadnęła, uśmiechając się do Gregora na samo wspomnienie niedzielnego wieczoru. Od początku do końca, bo wbrew oczekiwaniom zaliczała ten wieczór do udanych.
- Dobrze, dzięki twojej opiece medycznej pozbierałem się bardzo szybko.
Baśka prychnęła. Ależ on był przewidywalny! Myślał, że rozczuli ją swoimi komplementami wyjętymi rodem z podręcznika ABC podrywu.
Dopiero teraz Gregor zdał sobie sprawę z tego, że tuż obok wciąż siedzi Thomas i z uwagą przysłuchuje się ich rozmowie.
Schlierenzauer zakrząknął i postanowił przedstawić sobie nawzajem dwie, bardzo bliskie mu osoby.
- Basia, to jest Thomas, mój przyjaciel. Thomas to jest Basia. Moja… yyy… przyjaciółka – zgrabnie wybrnął z  niewygodnej sytuacji.
Baśka roześmiana podała rękę Morgensternowi, ten także uśmiechnął się do niej czarująco i próbował nawinąć rozmowę, ale Gregor zaniepokojony i wyraźnie zazdrosny przerwał im.
- No już wystarczy! – i odciągnął Baśkę na bok, chcąc dokończyć rozmowę.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że w Sochi będzie także Hayboeck? – zapytał przerażony tym odkryciem. Był tak mądry, że kompletnie zapomniał o tym fakcie.
Dziewczyna zmierzwiła mu dłonią włosy i beztrosko odparła:
- Wiem i cieszy mnie to.
- Słucham?!
Schlierenzauer poczuł, że już  zupełnie nie łapie psychiki tej niespełna osiemnastolatki.
- Chcę z nim odbyć poważną rozmowę – tłumaczyła Baśka, będąc całkiem serio.
- Niby dlaczego miałabyś z nim rozmawiać? Sprawa jest wyjaśniona, w zupełności – powiedział Gregor, wspominając niedzielną bójkę.
- Ja wiem, ja wiem… Walki samców i tak dalej. Tyle, że to ja sama wolałabym z nim na ten temat porozmawiać. Myślę, że mamy sobie coś do wyjaśnienia. Uwierz mi, sama muszę to załatwić. Być może on źle mnie zrozumiał i odczytał z mojego zachowania zupełnie co innego.
Gregor nadal jej nie rozumiał.
- Mimo to sądzę, że nie powinnaś dążyć do wspólnej rozmowy. Bez mojej obecności.
- Chcesz przez to powiedzieć, że odtąd wszystkie moje rozmowy będą kontrolowane? – zszokowała się Baśka.
Schlierenzauer z szelmowskim uśmiechem pokiwał głową.
- Ty zdajesz sobie sprawę, że o to samo poszło z Hayboeckiem? O ograniczanie mojej wolności. Nikt nie ma prawa tego robić. No może z wyjątkiem mojego przyszłego męża… - zawahała się, śmiejąc się pod nosem.
- Widzę, że myślisz przyszłościowo – zaśmiał się zadowolony Gregor.
- To chyba dobrze, prawda? – podniosła dumnie podbródek do góry.
- Tak, tak – gorączkowo zapewniał ją Schlierenzauer. – W takim razie zazdroszczę twojemu przyszłemu mężowi…
- Nie wiesz o czym mówisz – zaśmiała się Baśka, pukając się jednocześnie w głowę. – Poza tym mi się nie spieszy do ślubu.
Gregor westchnął zawiedziony.
- To co, zbieramy się wreszcie? Z tego co słyszę, to nasz samolot już czeka – powiedziała, zerkając na bilet i upewniając się, co do numeru lotu. W głębi duszy zastanawiała się, co ona tu właściwie robi i dlaczego jedzie w daleką Rosję z kompletnie nieznanym jej facetem, który, może się okazać, ma niecne zamiary? Mimo wszystko jednak, nie czuła się przez niego zagrożona. Ten facet wprawiał ja co najwyżej o nerwy bądź dla odmienności masę śmiechu.
Zamachała mu biletem przed oczyma.
- Panie Schlierenzauer, halo?!
- Tak, już idziemy… - odparł zamyślony. Baśka poklepała go po ramieniu.
- Jedziemy bawić się na twój koszt! – zakrzyknęła, bardzo rozbawiona całą sytuacją i Gregorem, który teraz gorączkowo nad czymś rozmyślał, co jakiś czas zerkając na wyświetlacz komórki.
- Obyś mi przyniosła szczęście – powiedział Gregor, uśmiechając się i  w myślach wyobrażając sobie dwa tygodnie spędzone z Baśką, z dala od Sandry i jej uśpionej aktualnie czujności.

___________________________

Heeej :* Na gorączkowe prośby moich kochanych czytelniczek, wrzucam rozdział ósmy ^^ Ale znając moje umiejętności streszczania, pewnie nie będzie to co dla niektórych nowość :P Rozdział dedykuję mojej kochanej Ani, która pomagała mi kleić paseczki na technice i upewniła w tym, bym założyła konto na portalu dla singli (śmiech) :D
A tu obiecany filmik-cudo, który znalazłam w czeluściach internetu:

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 7.

- Pogięło cię?!
Hayboeck z trudem podnosił się z podłogi, kalecząc sobie przy okazji dłoń.
Schlierenzauer bez jakiegokolwiek poczucia winy patrzył na niego z satysfakcją, uśmiechając się co jakiś czas.
Gdzieś w tle mignął błysk fleszu. Niezawodni paparazzi już wyczuli tanią sensację.
- Mało ci jeszcze? – wyrywał się Gregor, chcąc ponownie rzucić się na Hayboecka, lecz Baśka w porę go zatrzymała, łapiąc drżącymi dłońmi za jego ramiona.
- Gregor… - zaczęła niepewnie – daj spokój.
Czuła się w pełni winna całego tego zajścia. Ale musiała przyznać, że Michael ukazał się z najgorszej możliwej strony, tracąc w jej oczach wszystko .
Gregor wreszcie przeniósł wzrok z Hayboecka na Baśkę, kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Nic ci nie jest? – usłyszała nad sobą.
- Nie, nic – szybko zaprzeczyła, chcąc uspokoić i zagłuszyć całe zajście. Niestety nieskutecznie, gdyż wokół ich trójki pojawiła się reszta zebranych tu gości, w tym wielu dziennikarzy z aparatami.
Hayboeck uśmiechnął się szyderczo, jak gdyby za chwilę chciał wypuścić z ust jakąś ciętą ripostę.
- Nie wtrącaj się – odrzekł w kierunku Schlierenzauera. – Pewne sprawy zwyczajnie cię nie dotyczą…
- Mylisz się – uciął krótko Gregor.
Co chciał przez to powiedzieć? Baśka jeszcze mocniej przytrzymała go za ramię, bojąc się, by znowu się nie wygłupił. Sprawa wyglądała dosyć jasno – stanęła przy boku Gregora, widząc w nim swojego obrońcę, przy czym ani razu nie zerknęła w oczy Hayboeckowi.
Michael udał zaciekawionego, oczekując głębszych wyjaśnień ze strony Schlierenzauera.
- Święty Gregor przybył z ratunkiem… - mówił ironicznie, ścierając krew spod nosa, która przeszkadzała mu w mówieniu.
- Powinienem ci jeszcze raz przyłożyć – zdenerwował się Gregor.
- Dość! – przerwała im Baśka, piorunując obu spojrzeniem. Nastała cisza. – Nie zamierzam kontynuować tej chorej sytuacji. Media już będą miały pożywkę z waszej głupoty, brawo!
Czuła, że może nie było to sprawiedliwe wobec Gregora, ale nie miała na tyle odwagi, by go tu pochwalić czy wyróżnić. Zwyczajnie się go wstydziła. Zerknęła na jego twarz, na której wymalowany był ból. I nie mowa tu u bólu fizycznym, który także musiał mu towarzyszyć.
- Dzięki za pomoc, ale nie musiałeś… - wymamrotała cicho, mimo to została jednak usłyszana.
Gregor popatrzył się na nią ze zdumieniem. Wcale mu się nie dziwiła. Pomógł jej, a ona rzuciła tylko jakieś zdawkowe zdanie.
- Tyle na dziś, dziękujemy za uwagę! – zaszczebiotała teatralnie w stronę gapiów. Dopiero teraz zjawił się tu także Thomas, próbując załapać o co poszło.
- Mówiłem ci… - przypomniał swą ostrogę kumplowi. – Miałeś nie pić.
- Na trzeźwo zrobiłbym to samo – odparł hardo Schlierenzauer, obserwując jak Hayboeck odchodzi w kierunku łazienki. – Dostał za swoje, już dawno mu się należało.
- Chcesz powiedzieć, że mu przywaliłeś?! – zapytał z niedowierzaniem Morgenstern. – Coś ty najlepszego narobił, chłopie… Niech tylko Pointner się o tym dowie.
Gregor popatrzył na niego obojętnym wzrokiem.
- O co poszło? – Thomas chciał poznać szczegóły napadu wściekłości przyjaciela. – O nią?... – dyskretnie wskazał na zbiegającą schodami Baśkę.
- Zaczął ją całować to nie wytrzymałem!... – odpowiedział szybko, wciąż nie mogąc ochłonąć z emocji. – Wybacz, ale muszę ją dogonić.
Natychmiast pobiegł za Baśką, która w pośpiechu opuszczała budynek Sali bankietowej.
- I to nazywa się chorobliwa zazdrość – stwierdził Thomas, rozglądając się wokół miejsca bójki. Wszędzie pełno było odłamków szkła i rozbitych naczyń, a całość dopełniał widok połamanego stolika.

*

- Baśka! – usłyszała za sobą wołanie goniącego ją Gregora. Nie minęła chwila, a już był przy niej. – Nie powinnaś sama wracać nocą… Odprowadzę cię.
W blasku świateł latarni jeszcze lepiej dostrzegała jego rozbity łuk brwiowy i zaczerwieniony od uderzenia policzek.
- Naprawdę nie musiałeś tego robić… poradziłabym sobie – wyszeptała, czując, że zaraz się rozklei.
Obserwował ją uważnie i delikatnie pogładził jej policzek, na co zareagowała wzdrygnięciem. Po chwili jej skóra przyzwyczaiła się już do jego dotyku.
- Ale chciałem – odparł stanowczo, widząc niepewność w jej oczach. – On nie miał prawa pocałować cię bez twojej zgody.
Pokiwała głową i wbiła wzrok w ziemię. Co on takiego w sobie miał, że aż tak potrafił ją onieśmielić? Czasem go nienawidziła, a czasem wydawał jej się tak bliski…
- Całe przyjęcie cię obserwowałem i nie mogłem pogodzić się z tym, że to właśnie z nim tańczysz. Nie rozumiem dlaczego jemu pozwalasz się do siebie zbliżyć, a mi nie?... – zastanowił się.
„Może dlatego, że tak mi jest łatwiej?” – dodała w myślach Baśka.
- Czy pozwolisz mi bym cię odprowadził? – zapytał.
Uśmiechnęła się do niego. Był dziś naprawdę miły. A może on zawsze taki był? Może to tylko sytuacja z Hayboeckiem otworzyła jej oczy? Ale nie… to było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.
- Mhm – pokiwała głową i wspólnie ruszyli w kierunku ulicy Chabrowej.
Początkowo milczeli, ale z czasem pytania zaczęły same nasuwać im się na myśl. Szczególnie Gregorowi, który już od dawna pragnął dowiedzieć się czegoś więcej o Baśce.
- Ile ty masz właściwie lat? – spytał. – Wybacz, że pytam, ale skoro mieszkasz jeszcze w domu dziecka, wciąż chodzisz do szkoły, tak?
Baśka mrugnęła do niego.
- Siedemnaście, ale wkrótce osiemnaście.  Nie obawiaj się, nie obruszam się o takie pytania. W sumie, to możesz pytać mnie o co chcesz – wzruszyła ramionami.
- Masz chłopaka?... – wypalił momentalnie, co spowodowało wybuch śmiechu u Baśki. Zmrużyła oczy i wycelowała w niego palcem.
- Proszę! Jak szybko obmyślone pytanie…
Gregor westchnął i uniósł dłonie.
- Pozwoliłaś pytać, więc…
- Dobra, dobra. Nie mam – odparła, rozwiewając wszelkie wątpliwości Gregora. Ten odetchnął z ulgą.
- Aż tak ci ulżyło? – spytała ironicznie Baśka.
- Jak widzisz. Chciałbym dowiedzieć się jeszcze czegoś o tobie, ale nie mam odwagi wprost pytać cię o twoje życie. Chętnie za to posłuchałbym tego, co sama chcesz mi o sobie powiedzieć.
Baśka uniosła brew, dziwiąc się temu. Nie miał odwagi? To chyba niepodobne do niego. W ogóle ta rozmowa nie była podobna do żadnej ich poprzedniej. Wydawała się znaczniej dojrzalsza.
- Serio cię to obchodzi? – zdziwiła się, ale widząc, że Gregor uważnie jej słucha, postanowiła nieco przybliżyć mu swoją osobę. – Szczerze dziwi mnie to, że interesuje cię życie jakiejś polskiej nastolatki, ale widocznie mało jeszcze rozumiem ten świat. Jak mam na imię, to już wiesz… Nazywam się Farat, więc być może wymówisz, bo z tą Baśką to ci słabo idzie… - zaśmiała się perliście. – Mieszkam i pochodzę z Zakopanego. Moi rodzice i siostra zginęli w wypadku piętnaście lat temu, a ja jakoś przeżyłam i tak żyję do tej pory. I to by było na tyle - zawahała się.
Schlierenzauer słuchał jej z powagą nic nie mówiąc.
- Przepraszam, nie chciałam cię tak załamać moim życiem… Każdemu komu opowiem coś o sobie od razu jest smutno. A co ja mam powiedzieć? Nie gadajmy o tym więcej. I tak już ci dużo powiedziałam, sama nie wiem dlaczego.
- Przestań! Dziękuję ci, że tyle mi o sobie powiedziałaś, a wiem, że musiało cię to sporo kosztować.
Przystanęli tuż obok bramy Domu Dziecka im. Korczaka.
-  Teraz przynajmniej będę miał pewność, że bezpiecznie trafiłaś do domu – powiedział z troską w głosie.
- Gregor, zaczekaj… - zatrzymała go. – Wejdź na chwilę to jakoś opatrzę tę twoją ranę. W końcu to przeze mnie.
Mrugnęła do niego, chcąc rozluźnić sytuację.
- Nie czuj się winna – poprawił ją.
- Mimo to zapraszam cię. Liczę, że nikt nas nie śledzi z aparatem, ale ty i tak masz już przerąbane. Jutro będziesz w każdej zakopiańskiej gazecie – westchnęła i złapała go pod rękę, prowadząc do ośrodka.
- Porywasz mnie?! – droczył się z nią Gregor.
- Pewnie, porwania to moja specjalność!

*

- Au – syknął Gregor, krzywiąc się z bólu, kiedy Baśka polewała jego ranę wodą utlenioną.
- Jeszcze chwilę – uspokoiła go i oczyściła miejsce z krwi, chcąc by skoczkowi sprawiło to jak najmniej bólu.
Gregor obserwował uważnie każdy jej ruch, ukradkowo uśmiechając się.
- Byłabyś świetną lekarką – oznajmił po ocenie „akcji ratowniczej” Baśki.
- Bujasz – odpowiedziała, patrząc na niego z politowaniem. – Powierzać w moje ręce życie ludzkie to karygodna nieodpowiedzialność.
Schlierenzauer i tak jednak obstawał przy swoim.
- Jutro będzie zły dzień, nie? – zapytał po chwili milczenia, przypominając sobie wszystkie zdarzenia dzisiejszego wieczoru. – Już sobie wyobrażam pogadankę trenera, tytuły gazet… Ale jednego nie żałuję: tego, że ten frajer dostał za swoje.
Baśka nic nie powiedziała, tylko cmokała, odmierzając na oko, w którym miejscu przykleić plasterek.
- Nie ruszaj się – rozkazała Gregorowi, który siedział teraz posłuszny jak aniołek. – Już.
Poprawiła jeszcze raz przyklejony plaster i odsunęła się na swobodną odległość od Schlierenzauera.
- Każdy dzień jest dobry – odparła po namyśle. – Chcesz coś do picia? Mam na myśli coś bezalkoholowego, bo tego to już ci na dziś starczy.
- Wodę, jeśli możesz – oznajmił, obserwując krzątającą się po kuchni Baśkę. – Właściwie to czemu ty mnie tak nie lubisz?...
Wyrzucił z siebie pytaniem, które nurtowało go od dawna. Już od pierwszego dnia, w którym się poznali. A ich znajomość stawała się coraz bardziej dynamiczna.
- Kto powiedział, że cię nie lubię?! – rzuciła nerwowo, sama nie wiedząc jak to jest naprawdę z tą „lubością” bądź „nielubością” Gregora.
O mało co przelałaby całą szklankę wody dla skoczka.  
- Nic do ciebie nie mam – dodała niepewnie, podając mu napój. Gregor korzystając z okazji, chwycił jej dłoń, powodując tym samym znaczne przyspieszenie akcji serca u Baśki. – No może poza tym, że jesteś trochę zarozumiałym i pewnym siebie facetem… - tłumaczyła się, nie chcąc aż tak bardzo osłodzić ich relacji. Nic dobrego z tego by nie wynikło.
Gregor zaśmiał się, jeszcze mocniej ściskając jej dłoń.
- I za to cię lubię – powiedział, ku jej zdziwieniu. – Jesteś taką małą diablicą i nie kadzisz mi tak bez przerwy, w przeciwieństwie do innych dziewczyn, które poznaje.
Szybko wyrwała swą dłoń z jego uścisku i zajęła miejsce naprzeciwko.
Dochodziła już prawie północ. Siedzieli w pełnej mroku kuchni, a jedynym światłem jakie im towarzyszyło była blada smuga światła księżycowego, która przedzierała się przez okno.
- Wszyscy już śpią, a ja siedzę sobie z tobą w kuchni i piję wodę – zaśmiała się Baśka, niedowierzając. – W najśmielszych snach nie wyśniłabym sobie takiego zakończenia dnia.
Niespodziewanie oboje zaczęli się śmiać, póki Baśka nie przypomniała sobie, że mogą wszystkich obudzić.
- Ciii… nie daj Boże zaraz przyjdzie tu siostra Łucja i da mi kazanie na temat tego, że przyprowadzam nieznanych młodzieńców do domu… - zachichotała, widząc rozbawioną twarz Schlierenzauera.
- Dobrze ci tu? – zapytał omiatając wzrokiem wnętrze domu dziecka.
Baśka zaskoczona takim nagłym pytaniem wzruszyła ramionami i odparła spokojnie.
- Tak. To jest moje miejsce na ziemi i mój jedyny dom.  Choć teoretycznie po rodzicach odziedziczyłam jeszcze domek blisko gór. Po osiemnastce będzie prawnie w pełni mój – oznajmiła. – I wiesz… czasem myślę jak by to było, gdyby moi rodzice i siostra żyli. Pewnie byłabym teraz gdzie indziej, a nie tu, z tobą w kuchni… I pewnie w ogóle bym cię nie poznała!
- A ja ciebie – odparł z nostalgią w głosie Gregor.
Baśka popatrzyła mu się prosto w oczy i z nutką zawahania, zapytała:
- Dlaczego właściwie zaprosiłeś nas do Sochi? Dlaczego nas?!... Jakieś sieroty z Polski. Aż tak bardzo nie masz co robić z forsą?
Gregor zaprzeczył.
- Po pierwsze chciałem cię przeprosić – tłumaczył, utrzymując z nią kontakt wzrokowy. – Po drugie chciałem pomóc, a po trzecie… chciałem żebyś tam ze mną była.
Baśkę totalnie zamurowało. Nie wierzyła, że dla Austriaka aż tak bardzo liczyła się jej obecność na Igrzyskach? Zamrugała kilkakrotnie oczami i wymamrotała:
- Ja?...
Schlierenzauer zrobił poważną minę, tak, że jego kości policzkowe wyraźnie się uwydatniły. Pokiwał głową.
- Ty. Właśnie TY – dodał mocniej akcentując ostatnie słowo. 

________________________________

Piękny, genialny wprost weekend Polaków na IO w Sochi. Niezawodny Stoch i nieprzewidywalny Bródka. Jednym słowem: łał. Jestem pod mega wielkim wrażeniem. W gruncie rzeczy sama po cichu liczyłam na naszych panczenistów i dalej liczę :) W końcu jeszcze dwie drużynówki przed nami. A do tego drużynówka w skokach, starty Justyny i biathlon, w którym nie ukrywam, upatruję jakiejś szansy medalowej :P Mam nadzieję, że rozdział jest OK., ale fajerwerek nie ma :P Ale będą haha ^^ Mam taki świetny pomysł na to, co wydarzy się w kolejnych rozdziałach, że nic tylko pisać i pisać ^^ A z wolnym czasem to trochę krucho u mnie :P Co nie zmienia faktu, że w moim życiu wszystko idzie w jak najlepszym kierunku :) Pozdrawiam, Vanilla.

wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 6.

Impreza charytatywna teoretycznie miała zacząć się o osiemnastej, ale praktycznie goście spóźniali się dobrą godzinę. Gregor razem z kumplami z teamu był jednak punktualnie, nie chcąc niczego, a raczej nikogo przegapić. Stał przy balustradzie, z której swobodnie mógł obserwować wszystkich pojawiających się w sali gości. Na oku miał także Hayboecka, który przechadzał się po holu głównym tak, jakby na kogoś czekał.
- Widzisz, a nie mówiłem? – zakpił Morgi, podając Schlierenzauerowi kieliszek szampana. Ten jednak podziękował i wciąż uporczywie wypatrywał Baśki. – Nasz Michael nie jest taki nieśmiały jak nam się do tej pory wydawało – wyszczerzył się, co jeszcze bardziej rozzłościło Gregora.
Postać Hayboecka zniknęła im przez chwilę z pola widzenia.
- Myślisz, że on jej się podoba? – zapytał Gregor z nutą niepewności w głosie.
Morgi  wzruszył ramionami i pokręcił głową przecząco.
- Chociaż kto tam te kobiety zrozumie! Może ma to słynne „coś”. Podobno dziewczyny to dostrzegają – powiedział ironicznie Thomas, na co Gregor prychnął lekceważąco.
Po chwili jednak ponownie ujrzeli Hayboecka, który pod rękę prowadził nikogo innego, jak Baśkę. Gregor zamrugał kilkakrotnie oczami, jak gdyby nie dowierzał temu co właśnie widzi.
- O, i proszę – skomentował zadowolony Morgi, chyba wyraźnie rozbawiony całą tą akcją.
Schlierenzauer wprost oniemiał. Nie mógł poznać jak inaczej wyglądała dzisiejszego wieczoru Baśka. Nie była już tą samą nastolatką w dżinsach i bluzie. Teraz prezentowała się znacznie doroślej i bardziej elegancko. Ubrana w kobaltową sukienkę a’la bombka , z wysoko upiętymi włosami. Mocny makijaż i idealnie dobrana biżuteria tylko wzmocniły wrażenie jej piękna. Uśmiechała się do zagadującego ją Hayboecka i z zapałem coś mu opowiadała. Poruszała się z wielką klasą i gracją.
Gregor nie odrywał od niej wzroku. Jego przepastne oczy błyszczały gniewem.
-  A jednak – odburknął i wyrwał z dłoni Morgensterna kieliszek z szampanem.
Morgi także obserwował parę, ale zdecydowanie dozował emocje, próbując uspokoić przyjaciela. Mimo wszystko nie omieszkał zwrócić mu słusznej uwagi.
- A ty jeszcze biedaku zafundowałeś jej wycieczkę do Soczi, żeby lepiej mogła się poznać z naszym Miśkiem.
Schlierenzauer zmierzwił go wzrokiem, ale nie mógł zaprotestować. Wszystko bowiem właśnie na to wskazywało.
- Pójdę tam – rzucił zdecydowanie ruszając w kierunku schodów, tak,  że Morgi ledwo zdążył go zatrzymać.
- Stary – zaczął Thomas – nigdy nie pomyślałbym, że będę udzielał ci wskazówek dotyczących podrywania. Zawsze sam sobie z tym radziłeś, ale teraz widocznie straciłeś głowę. Nie uganiaj się tak za nią. Już wystarczy. Okazałeś jej swoje zainteresowanie, przeprosiłeś, jakby nie było zrobiłeś tym samym dobry uczynek… Poczekaj. Jestem pewien, że to ją już zmiękczyło, tylko nie daje tego po sobie poznać.
Gregor słuchał go w osłupieniu.
- Czyli co mam zrobić?! – wzburzył się. – Czekać, aż on ją wyrwie? A może jeszcze pomogę mu w tym?
Thomas wykrzywił usta w geście grymasu.
- Nie – zaprzeczył zdecydowanie. – Udawaj, że ona już cię nie obchodzi.
- Bo tak jest – dodał szybko Schlierenzauer, powodując tym samym przypływ ironicznego śmiechu Thomasa.
- Liczę na to, że moja rola na dzisiejszej imprezie nie sprowadzi się tylko i wyłącznie do pilnowanie cię? Mam nadzieję, że nie zrobisz żadnych głupstw – ostrzegł go Morgi.
- Znasz mnie – odparł zdawkowo Gregor unikając wzrok kumpla.
- No właśnie!
Thomasa jeszcze bardziej to zaniepokoiło. Powoli zaczął żałować, że powiedział Gregorowi o tym, że Michael umówił się tu z Baśką. Gdyby nie to, Schlieri być może w ogóle by się tu nie pojawił. Zabrał mu z dłoni kieliszek i popatrzył na niego porozumiewawczo.
- Żadnego alkoholu więcej, kumasz?
Schlierenzauer zaśmiał mu się szyderczo prosto w oczy.
- Nie jestem dzieciakiem.
I właśnie widząc te jego spojrzenie i słysząc rozbawiony śmiech Thomas zdał sobie sprawę, że ten wieczór spędzi w roli niańki własnego przyjaciela.

*

 - Pięknie dziś wyglądasz.
Michael Hayboeck nie tracił czasu i od pojawienia się Baśki na bankiecie, komplementował ją z częstotliwością stu razy na  minutę.
Dziewczyna lekko zmieszana, ale zadowolona z takiego obrotu sprawy podziękowała mu i nie pozostając dłużna dodała:
- Ty także świetnie wyglądasz.
To stwierdzenie dodało Hayboeckowi jeszcze większej pewności siebie. Czarował ją swoim uśmiechem, widząc, że nieco ją to krępuje.
- Napijesz się? – spytał, przystając obok kelnera z tacą szampanów.
Baśka przypomniawszy sobie rady, a raczej zakazy pani Rozalki musiała odmówić.
- Nie piję – rzekła z nieśmiałym uśmiechem. Michael dopiero wtedy zreflektował się, iż dziewczyna  nie jest pełnoletnia i porozumiewawczo mrugnął do niej, po czym rzucił krótkie „jasne”. Ponownie wziął ją pod rękę i razem ruszyli w kierunku parkietu do tańca.
- Dopiero co przyszłaś, ale nie powstrzymam się od jednego tańca z tobą!
Baśka będąc na każdym kroku zaskakiwana przez swojego nowo poznanego przyjaciela, z każdą chwilą coraz bardziej przystawała na jego propozycje. Musiała przyznać, że jego komplementy bardzo jej się spodobały. A uczucie jej satysfakcji spotęgował widok Schlierenzauera stojącego przy balustradzie piętro wyżej i obserwującego ich.
Na sali rozbrzmiała jedna z ulubionych piosenek Baśki. Idealna do romantycznego tańca zakochanych. Zawsze marzyła żeby kiedyś przy niej zatańczyć, ale czuła, że to chyba jednak nie ta chwila i nie ten facet. Mimo to nie zamierzała się wykręcać.
- Chętnie – odparła unosząc podbródek do góry i uśmiechając się zadziornie do swojego partnera.
Michael przyciągnął ją bliżej siebie i objął za talię. Przy okazji jego wzrok powędrował na Gregora, który w tamtej chwili wprost ciskał w niego piorunami. Hayboeck nie był głupi. Dobrze wiedział, że Baśka również podoba się jego kumplowi z drużyny, ale to tylko dodawało tu smaczku. Nie czuł się zbytnio zobowiązany do gry fair play, bo i nigdy nie darzył Schlierenzauera zbytnią sympatią.  
Korzystając z tego, iż Baśka nawet w szpilkach była od niego sporo niższa oparł się podbródkiem o jej głowę, tym samym sprawiając, że do osób trzecich wyglądali jak para zakochanych. Ponownie zerknął w stronę Gregora, ale nie było go już w miejscu, w którym do tej pory stał.
Michael zlekceważył to rzucając w kierunku Baśki śmiałe pytanie:
- Co cię łączy ze Schlierenzauerem?
Dziewczyna momentalnie odsunęła się od niego w pół piosenki.
- Dlaczego sądzisz, że w ogóle coś mnie z nim łączy? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Po prostu gadałaś z nim po zawodach, teraz on mierzył nas wzrokiem, jakby szykował tu rzeź niewiniątek i nagle zniknął gdzieś, pewnie umierając z zazdrości o ciebie – podsumował Hayboeck.
- Z zazdrości?! – zdziwiła się Baśka.
- No cóż – zaczął Michael uśmiechając się do niej zalotnie – dziś chyba każdy facet na tej sali, a raczej na całej kuli ziemskiej może mi zazdrościć takiej partnerki… do tańca – uszczegółowił, ku zadowoleniu Baśki.
- Nie sądzę, żeby miał tu jakieś powody do zazdrości… zważywszy na to, że praktycznie się nie znamy – odparła Baśka, urywając temat.
Spędzili tak jeszcze kilka piosenek, póki Baśka nie zmęczyła się i zdecydowała się iść po coś do picia.
- Chcesz coś? – zapytała.
Hayboeck zaprzeczył głową, jednocześnie protestując, że to on przyniesie jej coś do picia.
- Spokojna głowa, trafię – zapewniła go. – Kidnaperów tu raczej nie ma, więc dzieci nie porywają.
Michael zaśmiał się na jej ostatnie słowa i ostatecznie pozwolił jej oddalić się od niego na dosłownie kilka chwil.
Baśka korzystając z chwili samotności, próbowała ochłonąć po tych śmiałych poczynaniach Hayboecka.  Wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy. Kiedy je jednak otworzyła stał przed nią w całej swej okazałości Gregor.
- Znowu ty… - powitała go niechętnie Baśka. – Gdziekolwiek się ruszę, ty także tam jesteś. Prześladujesz mnie?
Gregor uśmiechnął się enigmatycznie.
- Może – odparł, co wprawiło Baśkę w osłupienie.
„Proszę, nawet nie kryje się z tym, że jest psychopatą!” – dodała w myślach.
- Jak ci się tańczyło z Hayboeckiem? – spytał z udawanym zaciekawieniem i sympatią.
Baśka od razu wyczuła tę nutkę ironii w jego głosie, co zamierzała wykorzystać.
- Świetnie – zaczęła wyraźnie podekscytowana. – Jest wprost mistrzem tańca. Musimy się częściej spotykać na tego typu imprezach.
Gregor teoretycznie zrozumiał, że mówiła to tylko dlatego, żeby go zdenerwować, ale z drugiej strony poczuł się zazdrosny.
- Pewnie, będziecie mieć przecież całe dwa tygodnie w Soczi – odparł kąśliwie.
- Nie pomyślałam o tym – odpowiedziała Baśka równie hardo, ale w głębi duszy zrobiło jej się żal tego Gregora, który wyłożył kasę na ich wyprawę do Rosji. Co z tego, że dla niego to było jak kupić los w totolotka.
- A teraz łaskawie zejdź mi z drogi, bo jestem spragniona – powiedziała stanowczo, jednak chyba nie na tyle by definitywnie  spławić Gregora Schlierenzauera.
- Uważaj na niego – dodał, przepuszczając ją w kierunku szwedzkiego stołu.
- Na kogo?! – zapytała rozbawiona.
„Jedyną osobą, na którą powinnam uważać jesteś właśnie TY.” – pomyślała.
- Na niego – wskazał na Hayboecka ręką, w której dzierżył pusty już kieliszek.
Baśka poczuła się dziwnie niepewnie. Niby dlaczego miała na niego uważać? Michael nie wyglądał na jakiegoś typa spod ciemnej gwiazdy. Postanowiła więc zlekceważyć uwagi Gregora.
- A ty uważaj na alkohol – odbiła piłeczkę. – Chyba nieźle się już wstawiłeś. Nie pij tyle – poklepała go po ramieniu i odeszła w stronę wypatrującego ją i zniecierpliwionego Hayboecka.

*

- Dlaczego z nim gadałaś?!
Momentalnie po powrocie na parkiet usłyszała pytanie, w formie wyrzutu.
- A dlaczego nie? Jestem przecież wolnym człowiekiem – odparła wzruszając ramionami  i upijając łyk soku pomarańczowego.
- Wolałbym żebyś tego nie robiła.
- Ja wolałabym za to, żebyś mi nie rozkazywał – powiedziała, szczerze dziwiąc się takiej nagłej zmianie humoru skoczka. – Wybacz, ale nie masz jeszcze nade mną takiej kontroli. I chyba nie będziesz miał.
- Skąd ta pewność?!
Baśka prychnęła oburzona.
- Dość! – wykrzyknęła, zatykając teatralnie uszy palcami. – Pogięło cię do reszty… jesteś niezrównoważony psychicznie…
Nie zdążyła dokończyć, bo Hayboeck zamknął jej usta pocałunkiem. Pocałunkiem, który wydawał się Baśce okropny. Nie tak to sobie wyobrażała, na pewno nie tak! Odepchnęła go z całej siły, ale jak się okazało jej natrętnym partnerem zajął się kto inny.
Baśka zrozpaczona sama dziwiła się sobie, bo wpadła w histerię i zakrywając dłońmi twarz, obserwowała jak Gregor z wściekłością rzucił się na Hayboecka, jak gdyby wyczekiwał na ten moment od wielu dni.  Uderzył go kilkakrotnie pięścią, tak, że spod nosa Michaela zaczęła sączyć się obficie krew. Ten jednak zdołał się jeszcze utrzymać na chwiejących się nogach i oddał cios Gregorowi, rozcinając mu łuk brwiowy.
- Ty łajdaku – Schlierenzauer w jeszcze większym szale złapał go za kołnierz koszuli, potrząsając nim. – Jeszcze raz się do niej zbliżysz! – wysyczał i puścił go. Hayboeck nie zdołał utrzymać równowagi i poleciał na stojący za nimi stół, tłucząc tym samym setki szklanych naczyń, kieliszków i talerzy, których fragmenty poturlały się po podłodze.
- Mam cię na oku – rzucił w stronę Michaela wściekły Schlierenzauer, pociągając nosem i ścierając dłonią krew z brwi. 

________________________________

Przepraszam, przepraszam, że dopiero teraz! Jest trzynaście po północy, a ja dodaję rozdział :D Miał być dziś trochę wcześniej, ale nie wyrobiłam się. Z góry przepraszam za wszystkie błędy i dziękuję kochanej Ali za pomysł do tego rozdziału :) Głównie dzięki niej pozbierałam myśli w całość i oto stworzyłam powyższą notkę :P Kocham Was!
Vanilla