wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 17.

Dzień, w którym miał odbyć się pierwszy konkurs skoków narciarskich na tych Igrzyskach, powitał wszystkich  sięgającym -12 stopni Celsjusza mrozem i promieniami Słońca, które bez pytania wdzierały się do każdego pomieszczenia i rozświetlały jego wnętrze. Owe promienie nasilały się szczególnie w godzinach bliższych południa, dlatego dawały się we znaki głównie śpiochom.
Baśka wciąż z zamkniętymi powiekami przeciągnęła się na swoim hotelowym łóżku, by po chwili otworzyć najpierw jedną, a potem drugą powiekę. Stopniowo, by za bardzo się nie zniechęcić. Wiedziała dobrze, co dziś się kroiło. A kroił się konkurs. Ci, którzy nieźle sobie wczoraj poszaleli mogli dziś przeklinać swój brak rozsądku.
Wstała z łóżka niechętnie, aczkolwiek zdawała sobie sprawę, że przespała pół dnia. Czasem miała takie dni, że zwyczajnie zakopywała się po uszy w swojej kołdrze i poduszkach. I spała. Tak długo, aż pani Rozalka zdołała znaleźć zapasowy klucz do jej pokoju i ograbić Baśkę z wszelakich okryć, puszczając przy tym znienawidzony przez nastolatkę metal w radiu. To były tragiczne poranki.
Baśka skoczyła pod szybki prysznic i delektowała się ciepłem spływającej wody. Nie ma chyba na świecie przyjemniejszego uczucia niż ciepły prysznic w tak mroźny dzień, jak ten. A dodając do tego agrestowy żel do mycia, można uznać, że jest się w Raju.
Odświeżona i zadowolona jak dziecko przystąpiła do robienia makijażu. Celebrowała dziś każdą czynność i wykonywała ją tak długo, jak tylko jej się to podobało. Na co się miała spieszyć? I dla kogo? Nikt jej nie wołał… Nikt jej nie potrzebował. Była tu tylko gościem, niestety, na życzenie Gregora Schlierenzauera.
Zerknęła przekornie na spoczywający w kosmetyczce czerwony lakier do paznokci.  
- Hm. Kciuki za Gregora już chyba ma kto trzymać – wzięła do ręki pojemniczek z lakierem i otworzywszy go, pełną piersią wciągnęła do nosa chemiczną woń kosmetyku.
- Cuuudownie – wymruczała, przymykając oczy. Jej beztroską chwilę relaksu mogła przerwać tylko jedna osoba.  
- Tak, zaraz będę gotowa, jasne, że zajmę się Lilką… - odpowiedziała mimowolnie na pukanie do drzwi i odgłos naciskanej klamki.
W zamian usłyszała głuchą ciszę. Czyżby tym razem jej intuicja ją zawiodła?
- Kto tam? - zapytała, unosząc brew, ale wciąż nie otwierając oczu. Dopiero kiedy poczuła czyjąś obecność tuż obok siebie, stwierdziła, że czas najwyższy rozpracować „włamywacza”.
- Czeeeść – usłyszała za swoim uchem. Gregor. Co tu robił – tego chyba nikt nie wiedział, bo formalnie powinien być teraz właśnie na treningu. A w zamian za to kucał sobie za jej krzesełkiem,  zrównując się przy tym z nią.
- Oho. Odpuściłeś już sobie skoki całkowicie? Teraz będziesz zajmował się pośrednictwem matrymonialnym czy może modelingiem?... Albo wiem! Założysz sobie punkt przedszkolny, a ja będę pierwszym dzieciakiem na liście? Zgadłam?
Zaśmiał się tak jak to tylko on potrafił. Nie tryskał szczęściem, bo znała go już na tyle, że potrafiła odczytać to z  jego oczu. Był jednak spokojny i opanowany. Zapomniał już chyba ich wczorajsze ekscesy w klubie. Zresztą - to i nawet dobrze, gdyż sama Baśka starała się nie wracać do nich pamięcią.
- A ty już znowu w formie – odpowiedział, bawiąc się jej mokrymi kosmykami włosów. – Cieszy mnie to.
- Nic mi nie pozostało, oprócz zachowywania pozorów dobrej zabawy. Z tobą. Tu. – Gregor wciąż niewzruszenie świdrował przy jej włosach, powodując u niej lekkie zakłopotanie. – Dobrze się czujesz? – wypaliła.
Odwróciła się do niego i natrafiła na ten jego uśmieszek, który zawsze potrafił wyprowadzić ją z równowagi.
- Przyszedłem ci coś oddać – oznajmił pewnie.
- Mi? Co możesz mi oddać? – zdziwiła się. Niczego mu przecież nie pożyczała. Rozczesywała włosy, czekając na jego odpowiedź.
- Chyba coś zgubiłaś… - powiedział i otworzył ściśniętą dotąd dłoń. Ukryty w niej był złoty łańcuszek z zawieszką w postaci korony, który Baśka dostała niegdyś od swojej mamy. To była jedna z nielicznych rodzinnych pamiątek
- Skąd… - zaczęła zdziwiona. Pozwoliła Gregorowi na ponowne zawieszenie jej go na szyi.
- Zostawiłaś go wczoraj przy tym nieszczęsnym stoliku wróżb. Od razu wiedziałem, że jest twój. Idealnie do ciebie pasuje, a poza tym… poza tym zapamiętałem jak miałaś go na sobie podczas balu charytatywnego w Zakopanem.
Uśmiechnął się do niej, wciąż starając się ją czarować.
- Spostrzegawczości nigdy nie mogłam ci odmówić, to fakt – potwierdziła. – Ale i tak dziękuję, bo to dla mnie bardzo ważne. Jeszcze raz dzięki.
Swojego podziękowania nie wyraziła w nadto uroczysty sposób, a na pewno nie tak jak wolałby tego Gregor. Ale on sam zdawał sobie sprawę, że nawalił po całości, że wina leży głównie po jego stronie, a zaufanie Baśki będzie ekstremalnie trudno odzyskać. Jednak planował podjąć to wyzwanie.
 - Nie chcę cię martwić, ale mamy fotkę w gazecie – szybko zmienił temat. Puścił do niej oczko, starając się jej nadto nie przestraszyć.
- Słucham?! – rozproszyła się w pełnym skupienia momencie, a mianowicie w chwili, w której malowała tuszem rzęsy.  Pech chciał, że jakaś odrobina tej paćki wpadła jej prosto do oka. – Do diaska! – przeklęła po góralsku.
Przez moment próbowała sama sobie pomóc, jednak zakończyło się to na doprowadzeniu oka do wytworzenia sztucznych łez i poruszeniu gałką oczną tak, że drobina tuszu zupełnie gdzieś zniknęła, wciąż przy tym powodując dyskomfort.
- Auuć – zaczęła swój atak histerii. Była wytrzymała, ale gdyby chociaż była tu sama! A tu w takiej niezręcznej sytuacji, w której okazała właśnie swój brak opanowania i tak prostej umiejętności, jaką jest wydobycie sobie z oka czegokolwiek!, zwyczajnie skompromitowała się.
Gregor jednak nie był do cna chamski, by śmiać się z jej cierpienia. Jak to już miał w zwyczaju, w sytuacjach kryzysowych potrafił stanąć na wysokości zadania. Wziął Baśkę za nadgarstek i pociągnął w kierunku okna.
- Nie dotykaj mnie! – wzbraniała się, próbując wyrwać się z jego uścisku, ale chyba tylko pogarszała sytuację.
- Nie waż się ruszać – powiedział dobitnie, przygotowując świeżą chusteczkę, niczym narzędzie zbrodni. – Jak teraz się poruszysz to kawałek twojego cholernego tuszu wbije ci się na dobre w oko! A szkoda byłoby gdybyś odtąd parodiowała Jacka Sparrowa – mówił to jednocześnie z ironią, ale i spokojem, który był chyba zaraźliwy. Bo nawet Baśka zastygła w jednej pozycji, więcej się już nie wyrywając. Była totalnie przerażona, ale nie chciała dać tego po sobie poznać. Dodatkowo czuła jego dłoń na swoim karku, przytrzymującą jej głowę.
- O, gdybyś była taka cicha i posłuszna jak teraz, to byłoby cudownie – zażartował. – Co ty byś beze mnie zrobiła? – odrzekł triumfalnie, odsuwając się od Baśki i unosząc wyżej chusteczkę, na której rogu znajdował się nieduży, aczkolwiek potrafiący narobić sporo kłopotu, fragmencik mascary. – Po co wy się tak męczycie? Malujecie się tym wszystkim, żeby potem tak cierpieć.
Baśka zamrugała kilkakrotnie oczami, by naturalnie je nawilżyć. Wyglądała teraz zapewne jak królik, z załzawionymi i zaróżowionymi oczami.
- Żeby nie straszyć ludzi na ulicy? – odpowiedziała pytająco.
Gregor zaśmiał się.
- Dla mnie i tak jesteś piękna, bez tych wszystkich mazideł – odparł, zerkając z politowaniem na kosmetyczkę Baśki, wypełnioną po brzegi tuszami, eyeliner’ami, błyszczykami… Z resztą, gdzieś kiedyś słyszałem, że jeśli facet widział już kobietę bez makijażu i wtedy, kiedy płacze, to może zostać jej mężem. Kto by pomyślał, że za jednym razem spełnię te wymagania. Co ty na to?
Baśka mrużąc oczy zlustrowała go od góry do dołu.
- Ciebie już tu dawno nie powinno być – odparła, próbujący ukryć uśmiech, który samoistnie wypływał jej na twarz.
- A jakieś podziękowania? – sam się przypomniał.
- Na co liczysz?
Gregor bez ogródek wskazał miejsce na swoim policzku, puszczając do niej oczko.
- Tam? – zdziwiła się. – Tam to chyba moja dłoń powinna powędrować w soczystym, ale nie pocałunku! – obruszyła się nieco dziecinnie. Zerknęła na niego raz i drugi i podchodząc bliżej, złożyła mu delikatny pocałunek na ustach.
Tego chyba nie spodziewał się sam Gregor.
- Jesteśmy kwita? – zapytała, kiedy spotkali się wzrokiem. Nigdy chyba nie widziała go tak zadowolonego. Sama czuła się dziwnie. Gdzie podziały się te jej zasady? Zaczynała grać nieczysto. Niektórzy mówią, że w miłości wszystkie chwyty dozwolone, jednak podświadoma obecność Sandry jako narzeczonej, tak – NARZECZONEJ, Gregora paliła ją jak ogień kartkę papieru.
Schlierenzauer uśmiechnął się do niej. Tego potrzebował! Właśnie takiego kroku z jej strony! Uwielbiał patrzeć w jej zielone oczy. Były cudowne, tak jak i ona cała. Baśka. Jego Baśka! Gonił go czas, więc musiał szybko wracać na skocznię.
- Będziesz dziś?
- A mam inne wyjście? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, jednak wywołała tym ponowny uśmiech na twarzy Schlieriego.
- Będę czekał – powiedział, całując ją w czoło.

*

W świetnym humorze, podśpiewując pod nosem fragment piosenki z Dirty Dancing, zamykała na klucz drzwi od swojego pokoju hotelowego. Ubrana w legginsy i szarą bluzę, z perfekcyjnym makijażem i uczesana w wysoką kitkę była gotowa do wyjścia na skocznię. Konkurs miał rozpocząć się za piętnaście minut, ale skocznia była położona wystarczająco blisko, by można było tam w ciągu kilku minut dojść spacerkiem.
Odwróciła się na pięcie i osłupiała.
- Wreszcie się wygrzebałaś z tego pokoiku, złotko – usłyszała pełen wyższości głos  Sandry. Swojej głównej rywalki, choć nie ogłoszonej oficjalnie jako takiej. – Krzywa kreska na lewej powiece – zauważyła, lustrując Baśkę swoim bacznym wzrokiem.
Baśka, znana ze swojego charakterku, tak naprawdę potrafiła oszacować swoje siły w starciach z innymi. Tu nawet nie próbowała walczyć. Sandra ze swoim intelektem była chyba już z góry skazana na przegraną.
- Nie przypominam sobie żebyśmy przeszły na ty – zgrabnie wybrnęła.
Sandra ze swoją skwaszoną miną mogła w tej chwili straszyć małe dzieci. Gregora pewnie też by wystraszyła.
- Myślisz, że jeszcze cię nie rozpracowałam? Takie glisty jak ty połykam na śniadanie – oznajmiła, tarasując Baśce przejście. – Słabiutki guścik ma ten mój Gregor. Już cię zaliczył, czy zostawia cię na deser?
Co można odpowiedzieć takiemu perfidnemu babsztylowi jakim była Sandra?
Baśka przekrzywiła głowa i mrużąc oczy wpatrywała się w buźkę swojej rywalki.
- O, co ja widzę… No tak! Pierwsza zmarszczka. Ech! Tu jest nawet druga. Jak tak dalej pójdzie, to Gregor będzie musiał cię oddać do domu starców – powiedziała i wzruszyła beztrosko ramionami, jednocześnie odpychając Sandrę i ruszając korytarzem w kierunku windy. 

___________________________________

Heej Kochane :* Za kilka minut wybije północ, więc ciekawe czy ten rozdział będzie jeszcze z 30-ego grudnia? :P Pewnie już z Sylwestra :D Dziś miałam wenę, więc grzech byłoby tego nie wykorzystać. Po robieniu przez pół dnia jakichś tragicznych zadań z rozszerzonej matmy, stwierdziłam, że trochę "polskiego" mi się przyda ;) Mam nadzieję, że rozdział się spodoba? :) Oby. A tak przy okazji chciałabym Wam baaardzo podziękować za wszystkie ciepłe i kochane słowa, pod poprzednim postem (pod wszystkimi zresztą!:D). Jesteście cudowne ♥ Dajecie mi tyle siły, że nie sposób tego określić. Cieszy mnie każdy nowy czytelnik, a tych którzy są tu już od jakiegoś czasu podziwiam za wytrwałość :) Dobra, kończę, bo jestem mega śpiąca ^^ 
Do napisania! :*

środa, 24 grudnia 2014

Rozdział 16.

- Już mnie nie poznajesz? – zapytał z ironią w głosie. Nie było widać, aby czuł się w jakiś sposób winny. Widocznie upokorzenie Baśki spłynęło po nim jak po kaczce woda.
Baśka – jak to Baśka. Była na tyle dumna, że choć jeszcze przed kilkoma godzinami przed klubem wyła z wściekłości na Schlierenzauera, tak teraz z niewzruszoną miną patrzyła mu prosto w oczy.
- Nie wiem czy warto tracić energię na takie procesy biologiczne dla kogoś takiego jak ty…
- Posłuchaj mnie – przerwał jej, nerwowo zagryzając wargę. – To nie jest tak jak myślisz. Ja i Sandra to przeszłość. Cały nasz związek to była jedna wielka fikcja. Ona została w Austrii, a ja…
- A ty dalej będąc z nią w związku, szukałeś sobie pocieszycielek po całym świecie?! Gratuluję! Czego więcej ode mnie chcesz? Bo mi wydaje się, że sytuacja między nami jest już teraz zupełnie klarowna. Atmosfera się oczyściła.
Sama dziwiła się w sobie, skąd w niej tyle odwagi. Zachowywała się jakby faktycznie przestało jej na nim zależeć. Grała na tyle dobrze, że Schlierenzauer sam zaczął się niepokoić.
- Dlaczego tak się zachowujesz?  Wiesz przecież, co do ciebie czuję. Wtedy nie kłamałem. Odkąd cię poznałem nie jestem już tym samym człowiekiem. Sama mi kiedyś powiedziałaś, że ludzie się zmieniają i trzeba dać im drugą szansę – tłumaczył się.
Baśka kiwając ironicznie głową zaczęła układać karty.
- Nie mam dla ciebie dobrych wieści… - wymruczała pospiesznie. – Wygląda na to, że te igrzyska nie będą dla ciebie udane… no ale miłość! Miłość z Sandrą będzie kwitła, bez wątpienia – dodała teatralnie cmokając. Poprawiła chustę na włosach i strzepała pyłek z rękawa. Starała się być stuprocentową damą i z chłodem reagować na wszystko, co mówił Gregor. Nie wiedziała jednak na jak długo starczy jej cierpliwości.
Czuła że ma już dosyć tej sytuacji, mimo, że całkiem nieźle się bawiła. Nie miała jednak pewności, czy zaraz nie wróci tu Michael, a to spotkanie pewnie nie należałoby do miłych. Wiedziała jak oboje się nie dzierżą.
Poczuła jak jej komórka zaczęła wibrować, więc zerknęła na wyświetlacz. O wilku mowa. MICHAEL.
- I co, dzwoni pewnie twój nowy przyjaciel? – zagaił wściekły Schlierenzauer. – Do mnie masz pretensje, do mnie! A sama jak się zachowujesz? Gorzej niż dziecko. Bawisz się moimi uczuciami. Wiesz, że straciłem dla ciebie głowę i gotów byłem poświęcić dla ciebie wszystko. Ty jednak postanowiłaś czekać w nieskończoność i poddać nas jakiejś cholernej próbie!
- No proszę, wyduś to z siebie! Mów jaka to ja jestem bezduszna i okropna. A ty chodzący ideał. Jak raz dostaniesz w życiu po tyłku, to korona z głowy ci nie spadnie, księciuniu!
 Wykrzyczała, dając mu wyprowadzić się z równowagi.
- Nawet nie wiesz jak cię nienawidzę!... – wysyczała, drżącym głosem.
Schlierenzauer uniósł jedną z kart i przyjrzał jej się uważnie.
- Może i masz rację? – zaczął. – My chyba jednak do siebie nie pasujemy.
- Cieszę się, że to zrozumiałeś!!! Jesteśmy z zupełnie dwóch różnych światów. Dla mnie przede wszystkim liczą się szczere uczucia, bo jestem dzieciakiem z domu dziecka. Tak, dzieciakiem! Nigdy mnie nie zrozumiesz, więc może lepiej zakończyć to wszystko, nim zacznie to nas naprawdę boleć. Przepraszam, że w ogóle przyjęłam twoje zaproszenie, tu, do Sochi… Nie powinnam była tego robić. Jutro już mnie tu nie będzie, nie martw się. Wyjeżdżam.
- Przestań! – śladem Baśki wstał od stolika wróżb i podszedł bliżej niej. – Nie chcę żebyś wyjeżdżała… - wyszeptał delikatnie, czując przyspieszający puls ich obojga.
Baśka kręciła nerwowo głową i zastanawiała się co powinna zrobić. Chciała odejść, jednak Schlierenzauer zdążył złapać ją za ramię i przyciągnął do siebie, wpijając się w jej usta.
Początkowo Baśka chciała się wyrwać, jednak po chwili bez oporu zaczęła odwzajemniać jego pocałunek. Zarzuciła mu swoje ręce na szyję, błądząc nimi po jego głowie i mierzwiąc jego włosy.
Oboje tego potrzebowali, bo choć wzajemne pretensje i żal przesiąknęły ich serca, nie potrafili bez siebie żyć.
Pierwszy jednak odsunął się Gregor, patrząc w błędne oczy Baśki.
- Dalej uważasz, że my nie mamy prawa istnieć? Że nasza miłość nie jest warta walki?
Baśka zmrużyła oczy.
- Chciałabym w to wierzyć, ale jest pan chyba najlepszym aktorem, jakiego poznałam, panie Schlierenzauer – odparła i zniknęła w tłumie, zostawiając Gregora z bezradnie opuszczonymi rękoma i cholernie smutnymi oczami.

*

- Wreszcie cię znalazłam!
Zniecierpliwiona Sandra objęła Gregora w pasie i przytuliła się do niego tak mocno, jakby chciała zaznaczyć, że jest tylko jej.
- Gdzie byłeś tak długo? – zapytała z dociekliwością śledczego. Utkwiła w nim swój wzrok i lustrowała go tak przez kilka chwil. Była ładna. Teoretycznie niczego nie dało jej się zarzucić.  Miała krótkie blond włosy, błękitne oczy i uśmiech, którym dało się zarazić. Była wciąż tą samą Sandrą, w której niegdyś zakochał się Gregor. Przecież się nie zmieniła.   
- Stęskniłaś się? – zapytał machinalnie, także ją obejmując i obrzucając spojrzeniem, które miało za zadanie dać Sandrze te uczucia, o które się prosiła, a jemu święty spokój na jakiś czas.
Sandra przytaknęła i z prędkością światła wpiła się w usta swojego narzeczonego, nie dając mu szansy zaprotestować. Mimo to Gregor odwzajemnił jej pocałunek, w głębi duszy czując się podle, jak nigdy dotąd.
Całując Sandrę widział Baśkę, którą totalnie oszukiwał. Ale tak naprawdę sam już nie wiedział kogo oszukał  pierwszego. I gdyby chciał być wybitnie skrupulatny, mogłoby okazać się, że ową najbardziej poszkodowaną jest właśnie Sandra.
Spojrzał na nią raz i drugi, i uśmiechnął się najszczerzej jak potrafił. Zauważył jednak pewne zniesmaczenie na twarzy Sandry.
- Coś się stało? – zapytał.
- Szminka. Zapach i ślad czyjejś szminki na twoich ustach… - mówiła, krzywiąc się i ścierając ową maź. – Okropna. Z kim ty się całowałeś?!
Gregor zaśmiał się szyderczo, wkładając nonszalancko ręce do kieszenie. Tacy właśnie byli. Choć grali udaną parę, tak naprawdę oboje byli do cna wyrachowani.
- Znowu do tego wracamy? – zapytał.
- Myślę, że musimy – dodała, uważniej oglądając wciąż utrzymującą się na dłoni szminkę. – Tak w ogóle to chyba nawet nie jest szminka, tylko jakaś tania podróba.  To wiele mówi.
- O czym? – przerwał jej Gregor, czując wiszącą w powietrzu burzę.
Gdzieś tam w klubie mignął mu Morgi beztrosko wznoszący toast z jakąś brunetką. Samotność ma chyba jednak wiele zalet – pomyślał Gregor.
- Dobra… nie udawaj! – wzburzała się Sandra. To była jedna z setek takich scen w historii ich związku. Nigdy jednak Sandra nie była aż tak spięta i wkurzona jak dziś. – Wiem, że zadajesz się z jakąś małolatą, którą na dodatek sprosiłeś sobie tutaj. Dlatego właśnie tu przyjechałam! Chciałam zobaczyć jak zrzednie ci minka!...
Schlierenzauer śmiał się nerwowo.
- No więc skoro to było twoim celem, to już możesz wracać, dobrze rozumiem?...
- Źle. Źle rozumiesz. Po tych wszystkich twoich wybrykach jesteś mi coś winien, a mianowicie: wierność. Myślisz, że po co ci to wszystko wybaczałam? Jestem po prostu wspaniałomyślna! Stwierdziłam, że musisz się wyszaleć, ale chyba kończy się mój kredyt zaufania.
Gadała jak najęta, a oczy błyszczały jej od gniewu.
- Nie pozwolę, żebyś mnie teraz zostawił! Nie wiem jak zareagowałby na to mój ojciec… Już zapomniałeś jak ci pomógł, kiedy byłeś jeszcze zwyczajny,  trenującym skoki chłopakiem, którym nikt się nie interesował? Wiesz gdzie byłbyś dziś gdyby…. – zatrzymała się nagle, wiedząc, że chyba przesadziła.
- Dokończ  - powiedział Gregor z kamienną miną.
Między nimi zapadła niezręczna cisza, mimo że klub tętnił muzyką.
- Nie wiem… ja tak nie chcę. Co my robimy?! Gregor… czy ty mnie jeszcze kochasz? Bo zaczynam w to wątpić. I to już nawet nie chodzi o jakąś laskę, która gdzieś tam ci zamąciła w głowie. Jestem w stanie ci to wybaczyć, bo wiem, że to pewnie kolejna z twoich miłostek, ale… nigdy nie wybaczę ci, jeśli ukryjesz przede mną fakt, że nie jestem już najważniejsza w twoim sercu.
- Mówisz tylko o mnie. O moich wadach i słabościach – zaczął, przerywając jej i jakby przestając jej zupełnie słuchać.  - … a dobrze wiesz, że sama zdradzałaś mnie na prawo i lewo. Czy to ma jednak jakiś sens? Jesteśmy kwita. Dobrze o tym wiesz.
Sandra ze łzami w oczach przytakiwała głową, gryząc wargę. Była roztrzęsiona, choć nie mogła udawać niewiniątka. Wszystko bowiem co powiedział Gregor było prawdą.
- Pamiętaj jedno – zagroziła mu palcem – że nie pozbędziesz się mnie!!! Bo cię kocham! I jestem gotowa na wszystko, byleby zatrzymać cię. A którakolwiek miałaby stanąć mi na drodze – zniszczę ją.
 Zachowywała się jak zupełna psychopatka. Gotowa na dosłownie wszystko.  Jak chora z miłości kobieta, dla której przestawały liczyć się uczucia innych.
- Z miłości do ciebie Gregorze, gotowa jestem nawet zabić.

*

- Hej, zaczekaj! – Michael dogonił Baśkę, która właśnie chciała ulotnić się z dyskoteki. – Chciałaś mi uciec?
Dziewczyna zerknęła na niego niechętnym wzrokiem. Była bardzo zmęczona. Wszystkim: tym wyjazdem, tymi ludźmi. Narzucającym się Hayboeckiem i wiecznie okłamującym ją Schlierenzauerem.
- To przez niego, tak? – zapytał, ocierając spływającą ukradkiem po jej policzku łzę.
- Zwariowałeś? – odrzuciła jego dłoń. – Gdybym miała płakać przez takie pierdoły, to dzięki mnie powstałoby dodatkowo już parę ładnych jezior w Polsce. Nie jesteście tym pieprzonym pępkiem świata, wy wszyscy! Mam was szczerze dosyć. Dziękuję, dobranoc – powiedziała, totalnie olewając Michaela. Założyła na uszy słuchawki i ruszyła w kierunku hotelu dla olimpijczyków.
- Uważaj na siebie!... – wykrzyczał za nią, a na jego twarzy malował się chytry uśmiech. – Nigdy nie wiesz, gdzie czyha zło…
Jego okropny śmiech roznosił się po całej okolicy, strasząc nawet siedzące na ogromnej wierzbie kruki.  Ptaki odleciały pospiesznie, jakby czegoś się dowiedziały i chciały jak najszybciej o tym kogoś poinformować.
- Michael…
Za Hayboeckiem stała już Sandra.
- Plan A nie zadziałał, ale z tego co wiem mamy plan B.
Hayboeck pokiwał głową.
- O nic się nie martw. Trzymam rękę na pulsie. 

________________________________________

Kochani, jestem i ja! Z nowym rozdziałem i najszczerszymi życzeniami. Przede wszystkim życzę Wam zdrowia, bo choć to takie banalne, to tak naprawdę jest to mega ważne. Kiedy nie jesteśmy zdrowi zupełnie nic nas nie cieszy (i nie mam na myśli tu jakiegoś przeziębienia). Dużo szczęścia i uśmiechu. Abyście w każdej sytuacji potrafili znaleźć pozytywy, żeby odwaga nigdy Was nie opuszczała a ludzie wokół Was byli po prostu ludzcy i życzliwi. Niech spełnią się wszystkie Wasze marzenia, niech w Waszych serduszkach zagości miłość i niech nigdy nie zabraknie Wam bliskiej osoby, która będzie przy Was na dobre i na złe.
Cieszcie się Kochani tą chwilą i celebrujcie ją, pielęgnując w sobie miłość do innych i zapominając wszystko to, co było złe.
Tego życzę Wam ja :3 Rozdział oczywiście jest. Coś w stylu świątecznego prezentu? Oby był trafiony ;) Nie było łatwo, to fakt, ale bardzo zależało mi na tym, abym się odblokowała. Dawno nie pisałam czegoś oprócz szkolnych notatek :P, więc musiałam się w sobie zebrać, by powrócić do świata skoków;)
Tyle ode mnie. Jeszcze raz życzę Wam pięknych Świąt, luv ya :*

niedziela, 21 grudnia 2014

COMEBACK ♥

Hey ho! 
Ale się porobiło, co nie? Tyle czasu mnie tu nie było. Nawet nie wiem jak mam się z tego wytłumaczyć, hm... Bywało że brakowało czasu, czasem też chęci. A czasem zwyczajnie życie realne zaprzątało mi myśli. Ogólnie wiele się zmieniło, w tym pewnie też i ja, jednak mam nadzieję, że nie za bardzo, a jeśli już, to na lepsze :) Na dniach pojawi się nowy rozdział, który powinien pojawić się duuużo wcześniej... Teraz są jednak święta, zima... W TV skoki więc pewnie łatwiej będzie coś sklecić :D Mam sporo wolnego czasu, gdyż zakończył się semestr w szkole, także w przerwach pomiędzy pochłanianiem kolejnych ciast i rozpakowywaniem prezentów, będę starała się coś pisać XD Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu na mnie czeka? :) Przyznam się szczerze, że nie mam jeszcze sprecyzowanych planów co do dalszych rozdziałów. Obawiam się, że moje życie prywatne odbije się na nich dość mocno :D Wiecie jak to jest... Każde nasze kolejne życiowe doświadczenie podświadomie gdzieś tam zostaje, a potem wypływa choćby w opowiadaniu. 
Właściwie to tyle ode mnie. 
Chcę żebyście wiedzieli, że baaardzo Was kocham i cały czas za Wami tęskniłam. I wcale nie było mi łatwo z wiedzą, że w pewnym sensie Was tu zostawiłam :( Ale nie martwcie się, od jutra ruszamy z kopyta, Aniołki!:*
W ramach przeprosin mam dla Was upominek muzyczny hihih :3 
Wasza Vanilla.