wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 17.

Dzień, w którym miał odbyć się pierwszy konkurs skoków narciarskich na tych Igrzyskach, powitał wszystkich  sięgającym -12 stopni Celsjusza mrozem i promieniami Słońca, które bez pytania wdzierały się do każdego pomieszczenia i rozświetlały jego wnętrze. Owe promienie nasilały się szczególnie w godzinach bliższych południa, dlatego dawały się we znaki głównie śpiochom.
Baśka wciąż z zamkniętymi powiekami przeciągnęła się na swoim hotelowym łóżku, by po chwili otworzyć najpierw jedną, a potem drugą powiekę. Stopniowo, by za bardzo się nie zniechęcić. Wiedziała dobrze, co dziś się kroiło. A kroił się konkurs. Ci, którzy nieźle sobie wczoraj poszaleli mogli dziś przeklinać swój brak rozsądku.
Wstała z łóżka niechętnie, aczkolwiek zdawała sobie sprawę, że przespała pół dnia. Czasem miała takie dni, że zwyczajnie zakopywała się po uszy w swojej kołdrze i poduszkach. I spała. Tak długo, aż pani Rozalka zdołała znaleźć zapasowy klucz do jej pokoju i ograbić Baśkę z wszelakich okryć, puszczając przy tym znienawidzony przez nastolatkę metal w radiu. To były tragiczne poranki.
Baśka skoczyła pod szybki prysznic i delektowała się ciepłem spływającej wody. Nie ma chyba na świecie przyjemniejszego uczucia niż ciepły prysznic w tak mroźny dzień, jak ten. A dodając do tego agrestowy żel do mycia, można uznać, że jest się w Raju.
Odświeżona i zadowolona jak dziecko przystąpiła do robienia makijażu. Celebrowała dziś każdą czynność i wykonywała ją tak długo, jak tylko jej się to podobało. Na co się miała spieszyć? I dla kogo? Nikt jej nie wołał… Nikt jej nie potrzebował. Była tu tylko gościem, niestety, na życzenie Gregora Schlierenzauera.
Zerknęła przekornie na spoczywający w kosmetyczce czerwony lakier do paznokci.  
- Hm. Kciuki za Gregora już chyba ma kto trzymać – wzięła do ręki pojemniczek z lakierem i otworzywszy go, pełną piersią wciągnęła do nosa chemiczną woń kosmetyku.
- Cuuudownie – wymruczała, przymykając oczy. Jej beztroską chwilę relaksu mogła przerwać tylko jedna osoba.  
- Tak, zaraz będę gotowa, jasne, że zajmę się Lilką… - odpowiedziała mimowolnie na pukanie do drzwi i odgłos naciskanej klamki.
W zamian usłyszała głuchą ciszę. Czyżby tym razem jej intuicja ją zawiodła?
- Kto tam? - zapytała, unosząc brew, ale wciąż nie otwierając oczu. Dopiero kiedy poczuła czyjąś obecność tuż obok siebie, stwierdziła, że czas najwyższy rozpracować „włamywacza”.
- Czeeeść – usłyszała za swoim uchem. Gregor. Co tu robił – tego chyba nikt nie wiedział, bo formalnie powinien być teraz właśnie na treningu. A w zamian za to kucał sobie za jej krzesełkiem,  zrównując się przy tym z nią.
- Oho. Odpuściłeś już sobie skoki całkowicie? Teraz będziesz zajmował się pośrednictwem matrymonialnym czy może modelingiem?... Albo wiem! Założysz sobie punkt przedszkolny, a ja będę pierwszym dzieciakiem na liście? Zgadłam?
Zaśmiał się tak jak to tylko on potrafił. Nie tryskał szczęściem, bo znała go już na tyle, że potrafiła odczytać to z  jego oczu. Był jednak spokojny i opanowany. Zapomniał już chyba ich wczorajsze ekscesy w klubie. Zresztą - to i nawet dobrze, gdyż sama Baśka starała się nie wracać do nich pamięcią.
- A ty już znowu w formie – odpowiedział, bawiąc się jej mokrymi kosmykami włosów. – Cieszy mnie to.
- Nic mi nie pozostało, oprócz zachowywania pozorów dobrej zabawy. Z tobą. Tu. – Gregor wciąż niewzruszenie świdrował przy jej włosach, powodując u niej lekkie zakłopotanie. – Dobrze się czujesz? – wypaliła.
Odwróciła się do niego i natrafiła na ten jego uśmieszek, który zawsze potrafił wyprowadzić ją z równowagi.
- Przyszedłem ci coś oddać – oznajmił pewnie.
- Mi? Co możesz mi oddać? – zdziwiła się. Niczego mu przecież nie pożyczała. Rozczesywała włosy, czekając na jego odpowiedź.
- Chyba coś zgubiłaś… - powiedział i otworzył ściśniętą dotąd dłoń. Ukryty w niej był złoty łańcuszek z zawieszką w postaci korony, który Baśka dostała niegdyś od swojej mamy. To była jedna z nielicznych rodzinnych pamiątek
- Skąd… - zaczęła zdziwiona. Pozwoliła Gregorowi na ponowne zawieszenie jej go na szyi.
- Zostawiłaś go wczoraj przy tym nieszczęsnym stoliku wróżb. Od razu wiedziałem, że jest twój. Idealnie do ciebie pasuje, a poza tym… poza tym zapamiętałem jak miałaś go na sobie podczas balu charytatywnego w Zakopanem.
Uśmiechnął się do niej, wciąż starając się ją czarować.
- Spostrzegawczości nigdy nie mogłam ci odmówić, to fakt – potwierdziła. – Ale i tak dziękuję, bo to dla mnie bardzo ważne. Jeszcze raz dzięki.
Swojego podziękowania nie wyraziła w nadto uroczysty sposób, a na pewno nie tak jak wolałby tego Gregor. Ale on sam zdawał sobie sprawę, że nawalił po całości, że wina leży głównie po jego stronie, a zaufanie Baśki będzie ekstremalnie trudno odzyskać. Jednak planował podjąć to wyzwanie.
 - Nie chcę cię martwić, ale mamy fotkę w gazecie – szybko zmienił temat. Puścił do niej oczko, starając się jej nadto nie przestraszyć.
- Słucham?! – rozproszyła się w pełnym skupienia momencie, a mianowicie w chwili, w której malowała tuszem rzęsy.  Pech chciał, że jakaś odrobina tej paćki wpadła jej prosto do oka. – Do diaska! – przeklęła po góralsku.
Przez moment próbowała sama sobie pomóc, jednak zakończyło się to na doprowadzeniu oka do wytworzenia sztucznych łez i poruszeniu gałką oczną tak, że drobina tuszu zupełnie gdzieś zniknęła, wciąż przy tym powodując dyskomfort.
- Auuć – zaczęła swój atak histerii. Była wytrzymała, ale gdyby chociaż była tu sama! A tu w takiej niezręcznej sytuacji, w której okazała właśnie swój brak opanowania i tak prostej umiejętności, jaką jest wydobycie sobie z oka czegokolwiek!, zwyczajnie skompromitowała się.
Gregor jednak nie był do cna chamski, by śmiać się z jej cierpienia. Jak to już miał w zwyczaju, w sytuacjach kryzysowych potrafił stanąć na wysokości zadania. Wziął Baśkę za nadgarstek i pociągnął w kierunku okna.
- Nie dotykaj mnie! – wzbraniała się, próbując wyrwać się z jego uścisku, ale chyba tylko pogarszała sytuację.
- Nie waż się ruszać – powiedział dobitnie, przygotowując świeżą chusteczkę, niczym narzędzie zbrodni. – Jak teraz się poruszysz to kawałek twojego cholernego tuszu wbije ci się na dobre w oko! A szkoda byłoby gdybyś odtąd parodiowała Jacka Sparrowa – mówił to jednocześnie z ironią, ale i spokojem, który był chyba zaraźliwy. Bo nawet Baśka zastygła w jednej pozycji, więcej się już nie wyrywając. Była totalnie przerażona, ale nie chciała dać tego po sobie poznać. Dodatkowo czuła jego dłoń na swoim karku, przytrzymującą jej głowę.
- O, gdybyś była taka cicha i posłuszna jak teraz, to byłoby cudownie – zażartował. – Co ty byś beze mnie zrobiła? – odrzekł triumfalnie, odsuwając się od Baśki i unosząc wyżej chusteczkę, na której rogu znajdował się nieduży, aczkolwiek potrafiący narobić sporo kłopotu, fragmencik mascary. – Po co wy się tak męczycie? Malujecie się tym wszystkim, żeby potem tak cierpieć.
Baśka zamrugała kilkakrotnie oczami, by naturalnie je nawilżyć. Wyglądała teraz zapewne jak królik, z załzawionymi i zaróżowionymi oczami.
- Żeby nie straszyć ludzi na ulicy? – odpowiedziała pytająco.
Gregor zaśmiał się.
- Dla mnie i tak jesteś piękna, bez tych wszystkich mazideł – odparł, zerkając z politowaniem na kosmetyczkę Baśki, wypełnioną po brzegi tuszami, eyeliner’ami, błyszczykami… Z resztą, gdzieś kiedyś słyszałem, że jeśli facet widział już kobietę bez makijażu i wtedy, kiedy płacze, to może zostać jej mężem. Kto by pomyślał, że za jednym razem spełnię te wymagania. Co ty na to?
Baśka mrużąc oczy zlustrowała go od góry do dołu.
- Ciebie już tu dawno nie powinno być – odparła, próbujący ukryć uśmiech, który samoistnie wypływał jej na twarz.
- A jakieś podziękowania? – sam się przypomniał.
- Na co liczysz?
Gregor bez ogródek wskazał miejsce na swoim policzku, puszczając do niej oczko.
- Tam? – zdziwiła się. – Tam to chyba moja dłoń powinna powędrować w soczystym, ale nie pocałunku! – obruszyła się nieco dziecinnie. Zerknęła na niego raz i drugi i podchodząc bliżej, złożyła mu delikatny pocałunek na ustach.
Tego chyba nie spodziewał się sam Gregor.
- Jesteśmy kwita? – zapytała, kiedy spotkali się wzrokiem. Nigdy chyba nie widziała go tak zadowolonego. Sama czuła się dziwnie. Gdzie podziały się te jej zasady? Zaczynała grać nieczysto. Niektórzy mówią, że w miłości wszystkie chwyty dozwolone, jednak podświadoma obecność Sandry jako narzeczonej, tak – NARZECZONEJ, Gregora paliła ją jak ogień kartkę papieru.
Schlierenzauer uśmiechnął się do niej. Tego potrzebował! Właśnie takiego kroku z jej strony! Uwielbiał patrzeć w jej zielone oczy. Były cudowne, tak jak i ona cała. Baśka. Jego Baśka! Gonił go czas, więc musiał szybko wracać na skocznię.
- Będziesz dziś?
- A mam inne wyjście? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, jednak wywołała tym ponowny uśmiech na twarzy Schlieriego.
- Będę czekał – powiedział, całując ją w czoło.

*

W świetnym humorze, podśpiewując pod nosem fragment piosenki z Dirty Dancing, zamykała na klucz drzwi od swojego pokoju hotelowego. Ubrana w legginsy i szarą bluzę, z perfekcyjnym makijażem i uczesana w wysoką kitkę była gotowa do wyjścia na skocznię. Konkurs miał rozpocząć się za piętnaście minut, ale skocznia była położona wystarczająco blisko, by można było tam w ciągu kilku minut dojść spacerkiem.
Odwróciła się na pięcie i osłupiała.
- Wreszcie się wygrzebałaś z tego pokoiku, złotko – usłyszała pełen wyższości głos  Sandry. Swojej głównej rywalki, choć nie ogłoszonej oficjalnie jako takiej. – Krzywa kreska na lewej powiece – zauważyła, lustrując Baśkę swoim bacznym wzrokiem.
Baśka, znana ze swojego charakterku, tak naprawdę potrafiła oszacować swoje siły w starciach z innymi. Tu nawet nie próbowała walczyć. Sandra ze swoim intelektem była chyba już z góry skazana na przegraną.
- Nie przypominam sobie żebyśmy przeszły na ty – zgrabnie wybrnęła.
Sandra ze swoją skwaszoną miną mogła w tej chwili straszyć małe dzieci. Gregora pewnie też by wystraszyła.
- Myślisz, że jeszcze cię nie rozpracowałam? Takie glisty jak ty połykam na śniadanie – oznajmiła, tarasując Baśce przejście. – Słabiutki guścik ma ten mój Gregor. Już cię zaliczył, czy zostawia cię na deser?
Co można odpowiedzieć takiemu perfidnemu babsztylowi jakim była Sandra?
Baśka przekrzywiła głowa i mrużąc oczy wpatrywała się w buźkę swojej rywalki.
- O, co ja widzę… No tak! Pierwsza zmarszczka. Ech! Tu jest nawet druga. Jak tak dalej pójdzie, to Gregor będzie musiał cię oddać do domu starców – powiedziała i wzruszyła beztrosko ramionami, jednocześnie odpychając Sandrę i ruszając korytarzem w kierunku windy. 

___________________________________

Heej Kochane :* Za kilka minut wybije północ, więc ciekawe czy ten rozdział będzie jeszcze z 30-ego grudnia? :P Pewnie już z Sylwestra :D Dziś miałam wenę, więc grzech byłoby tego nie wykorzystać. Po robieniu przez pół dnia jakichś tragicznych zadań z rozszerzonej matmy, stwierdziłam, że trochę "polskiego" mi się przyda ;) Mam nadzieję, że rozdział się spodoba? :) Oby. A tak przy okazji chciałabym Wam baaardzo podziękować za wszystkie ciepłe i kochane słowa, pod poprzednim postem (pod wszystkimi zresztą!:D). Jesteście cudowne ♥ Dajecie mi tyle siły, że nie sposób tego określić. Cieszy mnie każdy nowy czytelnik, a tych którzy są tu już od jakiegoś czasu podziwiam za wytrwałość :) Dobra, kończę, bo jestem mega śpiąca ^^ 
Do napisania! :*

środa, 24 grudnia 2014

Rozdział 16.

- Już mnie nie poznajesz? – zapytał z ironią w głosie. Nie było widać, aby czuł się w jakiś sposób winny. Widocznie upokorzenie Baśki spłynęło po nim jak po kaczce woda.
Baśka – jak to Baśka. Była na tyle dumna, że choć jeszcze przed kilkoma godzinami przed klubem wyła z wściekłości na Schlierenzauera, tak teraz z niewzruszoną miną patrzyła mu prosto w oczy.
- Nie wiem czy warto tracić energię na takie procesy biologiczne dla kogoś takiego jak ty…
- Posłuchaj mnie – przerwał jej, nerwowo zagryzając wargę. – To nie jest tak jak myślisz. Ja i Sandra to przeszłość. Cały nasz związek to była jedna wielka fikcja. Ona została w Austrii, a ja…
- A ty dalej będąc z nią w związku, szukałeś sobie pocieszycielek po całym świecie?! Gratuluję! Czego więcej ode mnie chcesz? Bo mi wydaje się, że sytuacja między nami jest już teraz zupełnie klarowna. Atmosfera się oczyściła.
Sama dziwiła się w sobie, skąd w niej tyle odwagi. Zachowywała się jakby faktycznie przestało jej na nim zależeć. Grała na tyle dobrze, że Schlierenzauer sam zaczął się niepokoić.
- Dlaczego tak się zachowujesz?  Wiesz przecież, co do ciebie czuję. Wtedy nie kłamałem. Odkąd cię poznałem nie jestem już tym samym człowiekiem. Sama mi kiedyś powiedziałaś, że ludzie się zmieniają i trzeba dać im drugą szansę – tłumaczył się.
Baśka kiwając ironicznie głową zaczęła układać karty.
- Nie mam dla ciebie dobrych wieści… - wymruczała pospiesznie. – Wygląda na to, że te igrzyska nie będą dla ciebie udane… no ale miłość! Miłość z Sandrą będzie kwitła, bez wątpienia – dodała teatralnie cmokając. Poprawiła chustę na włosach i strzepała pyłek z rękawa. Starała się być stuprocentową damą i z chłodem reagować na wszystko, co mówił Gregor. Nie wiedziała jednak na jak długo starczy jej cierpliwości.
Czuła że ma już dosyć tej sytuacji, mimo, że całkiem nieźle się bawiła. Nie miała jednak pewności, czy zaraz nie wróci tu Michael, a to spotkanie pewnie nie należałoby do miłych. Wiedziała jak oboje się nie dzierżą.
Poczuła jak jej komórka zaczęła wibrować, więc zerknęła na wyświetlacz. O wilku mowa. MICHAEL.
- I co, dzwoni pewnie twój nowy przyjaciel? – zagaił wściekły Schlierenzauer. – Do mnie masz pretensje, do mnie! A sama jak się zachowujesz? Gorzej niż dziecko. Bawisz się moimi uczuciami. Wiesz, że straciłem dla ciebie głowę i gotów byłem poświęcić dla ciebie wszystko. Ty jednak postanowiłaś czekać w nieskończoność i poddać nas jakiejś cholernej próbie!
- No proszę, wyduś to z siebie! Mów jaka to ja jestem bezduszna i okropna. A ty chodzący ideał. Jak raz dostaniesz w życiu po tyłku, to korona z głowy ci nie spadnie, księciuniu!
 Wykrzyczała, dając mu wyprowadzić się z równowagi.
- Nawet nie wiesz jak cię nienawidzę!... – wysyczała, drżącym głosem.
Schlierenzauer uniósł jedną z kart i przyjrzał jej się uważnie.
- Może i masz rację? – zaczął. – My chyba jednak do siebie nie pasujemy.
- Cieszę się, że to zrozumiałeś!!! Jesteśmy z zupełnie dwóch różnych światów. Dla mnie przede wszystkim liczą się szczere uczucia, bo jestem dzieciakiem z domu dziecka. Tak, dzieciakiem! Nigdy mnie nie zrozumiesz, więc może lepiej zakończyć to wszystko, nim zacznie to nas naprawdę boleć. Przepraszam, że w ogóle przyjęłam twoje zaproszenie, tu, do Sochi… Nie powinnam była tego robić. Jutro już mnie tu nie będzie, nie martw się. Wyjeżdżam.
- Przestań! – śladem Baśki wstał od stolika wróżb i podszedł bliżej niej. – Nie chcę żebyś wyjeżdżała… - wyszeptał delikatnie, czując przyspieszający puls ich obojga.
Baśka kręciła nerwowo głową i zastanawiała się co powinna zrobić. Chciała odejść, jednak Schlierenzauer zdążył złapać ją za ramię i przyciągnął do siebie, wpijając się w jej usta.
Początkowo Baśka chciała się wyrwać, jednak po chwili bez oporu zaczęła odwzajemniać jego pocałunek. Zarzuciła mu swoje ręce na szyję, błądząc nimi po jego głowie i mierzwiąc jego włosy.
Oboje tego potrzebowali, bo choć wzajemne pretensje i żal przesiąknęły ich serca, nie potrafili bez siebie żyć.
Pierwszy jednak odsunął się Gregor, patrząc w błędne oczy Baśki.
- Dalej uważasz, że my nie mamy prawa istnieć? Że nasza miłość nie jest warta walki?
Baśka zmrużyła oczy.
- Chciałabym w to wierzyć, ale jest pan chyba najlepszym aktorem, jakiego poznałam, panie Schlierenzauer – odparła i zniknęła w tłumie, zostawiając Gregora z bezradnie opuszczonymi rękoma i cholernie smutnymi oczami.

*

- Wreszcie cię znalazłam!
Zniecierpliwiona Sandra objęła Gregora w pasie i przytuliła się do niego tak mocno, jakby chciała zaznaczyć, że jest tylko jej.
- Gdzie byłeś tak długo? – zapytała z dociekliwością śledczego. Utkwiła w nim swój wzrok i lustrowała go tak przez kilka chwil. Była ładna. Teoretycznie niczego nie dało jej się zarzucić.  Miała krótkie blond włosy, błękitne oczy i uśmiech, którym dało się zarazić. Była wciąż tą samą Sandrą, w której niegdyś zakochał się Gregor. Przecież się nie zmieniła.   
- Stęskniłaś się? – zapytał machinalnie, także ją obejmując i obrzucając spojrzeniem, które miało za zadanie dać Sandrze te uczucia, o które się prosiła, a jemu święty spokój na jakiś czas.
Sandra przytaknęła i z prędkością światła wpiła się w usta swojego narzeczonego, nie dając mu szansy zaprotestować. Mimo to Gregor odwzajemnił jej pocałunek, w głębi duszy czując się podle, jak nigdy dotąd.
Całując Sandrę widział Baśkę, którą totalnie oszukiwał. Ale tak naprawdę sam już nie wiedział kogo oszukał  pierwszego. I gdyby chciał być wybitnie skrupulatny, mogłoby okazać się, że ową najbardziej poszkodowaną jest właśnie Sandra.
Spojrzał na nią raz i drugi, i uśmiechnął się najszczerzej jak potrafił. Zauważył jednak pewne zniesmaczenie na twarzy Sandry.
- Coś się stało? – zapytał.
- Szminka. Zapach i ślad czyjejś szminki na twoich ustach… - mówiła, krzywiąc się i ścierając ową maź. – Okropna. Z kim ty się całowałeś?!
Gregor zaśmiał się szyderczo, wkładając nonszalancko ręce do kieszenie. Tacy właśnie byli. Choć grali udaną parę, tak naprawdę oboje byli do cna wyrachowani.
- Znowu do tego wracamy? – zapytał.
- Myślę, że musimy – dodała, uważniej oglądając wciąż utrzymującą się na dłoni szminkę. – Tak w ogóle to chyba nawet nie jest szminka, tylko jakaś tania podróba.  To wiele mówi.
- O czym? – przerwał jej Gregor, czując wiszącą w powietrzu burzę.
Gdzieś tam w klubie mignął mu Morgi beztrosko wznoszący toast z jakąś brunetką. Samotność ma chyba jednak wiele zalet – pomyślał Gregor.
- Dobra… nie udawaj! – wzburzała się Sandra. To była jedna z setek takich scen w historii ich związku. Nigdy jednak Sandra nie była aż tak spięta i wkurzona jak dziś. – Wiem, że zadajesz się z jakąś małolatą, którą na dodatek sprosiłeś sobie tutaj. Dlatego właśnie tu przyjechałam! Chciałam zobaczyć jak zrzednie ci minka!...
Schlierenzauer śmiał się nerwowo.
- No więc skoro to było twoim celem, to już możesz wracać, dobrze rozumiem?...
- Źle. Źle rozumiesz. Po tych wszystkich twoich wybrykach jesteś mi coś winien, a mianowicie: wierność. Myślisz, że po co ci to wszystko wybaczałam? Jestem po prostu wspaniałomyślna! Stwierdziłam, że musisz się wyszaleć, ale chyba kończy się mój kredyt zaufania.
Gadała jak najęta, a oczy błyszczały jej od gniewu.
- Nie pozwolę, żebyś mnie teraz zostawił! Nie wiem jak zareagowałby na to mój ojciec… Już zapomniałeś jak ci pomógł, kiedy byłeś jeszcze zwyczajny,  trenującym skoki chłopakiem, którym nikt się nie interesował? Wiesz gdzie byłbyś dziś gdyby…. – zatrzymała się nagle, wiedząc, że chyba przesadziła.
- Dokończ  - powiedział Gregor z kamienną miną.
Między nimi zapadła niezręczna cisza, mimo że klub tętnił muzyką.
- Nie wiem… ja tak nie chcę. Co my robimy?! Gregor… czy ty mnie jeszcze kochasz? Bo zaczynam w to wątpić. I to już nawet nie chodzi o jakąś laskę, która gdzieś tam ci zamąciła w głowie. Jestem w stanie ci to wybaczyć, bo wiem, że to pewnie kolejna z twoich miłostek, ale… nigdy nie wybaczę ci, jeśli ukryjesz przede mną fakt, że nie jestem już najważniejsza w twoim sercu.
- Mówisz tylko o mnie. O moich wadach i słabościach – zaczął, przerywając jej i jakby przestając jej zupełnie słuchać.  - … a dobrze wiesz, że sama zdradzałaś mnie na prawo i lewo. Czy to ma jednak jakiś sens? Jesteśmy kwita. Dobrze o tym wiesz.
Sandra ze łzami w oczach przytakiwała głową, gryząc wargę. Była roztrzęsiona, choć nie mogła udawać niewiniątka. Wszystko bowiem co powiedział Gregor było prawdą.
- Pamiętaj jedno – zagroziła mu palcem – że nie pozbędziesz się mnie!!! Bo cię kocham! I jestem gotowa na wszystko, byleby zatrzymać cię. A którakolwiek miałaby stanąć mi na drodze – zniszczę ją.
 Zachowywała się jak zupełna psychopatka. Gotowa na dosłownie wszystko.  Jak chora z miłości kobieta, dla której przestawały liczyć się uczucia innych.
- Z miłości do ciebie Gregorze, gotowa jestem nawet zabić.

*

- Hej, zaczekaj! – Michael dogonił Baśkę, która właśnie chciała ulotnić się z dyskoteki. – Chciałaś mi uciec?
Dziewczyna zerknęła na niego niechętnym wzrokiem. Była bardzo zmęczona. Wszystkim: tym wyjazdem, tymi ludźmi. Narzucającym się Hayboeckiem i wiecznie okłamującym ją Schlierenzauerem.
- To przez niego, tak? – zapytał, ocierając spływającą ukradkiem po jej policzku łzę.
- Zwariowałeś? – odrzuciła jego dłoń. – Gdybym miała płakać przez takie pierdoły, to dzięki mnie powstałoby dodatkowo już parę ładnych jezior w Polsce. Nie jesteście tym pieprzonym pępkiem świata, wy wszyscy! Mam was szczerze dosyć. Dziękuję, dobranoc – powiedziała, totalnie olewając Michaela. Założyła na uszy słuchawki i ruszyła w kierunku hotelu dla olimpijczyków.
- Uważaj na siebie!... – wykrzyczał za nią, a na jego twarzy malował się chytry uśmiech. – Nigdy nie wiesz, gdzie czyha zło…
Jego okropny śmiech roznosił się po całej okolicy, strasząc nawet siedzące na ogromnej wierzbie kruki.  Ptaki odleciały pospiesznie, jakby czegoś się dowiedziały i chciały jak najszybciej o tym kogoś poinformować.
- Michael…
Za Hayboeckiem stała już Sandra.
- Plan A nie zadziałał, ale z tego co wiem mamy plan B.
Hayboeck pokiwał głową.
- O nic się nie martw. Trzymam rękę na pulsie. 

________________________________________

Kochani, jestem i ja! Z nowym rozdziałem i najszczerszymi życzeniami. Przede wszystkim życzę Wam zdrowia, bo choć to takie banalne, to tak naprawdę jest to mega ważne. Kiedy nie jesteśmy zdrowi zupełnie nic nas nie cieszy (i nie mam na myśli tu jakiegoś przeziębienia). Dużo szczęścia i uśmiechu. Abyście w każdej sytuacji potrafili znaleźć pozytywy, żeby odwaga nigdy Was nie opuszczała a ludzie wokół Was byli po prostu ludzcy i życzliwi. Niech spełnią się wszystkie Wasze marzenia, niech w Waszych serduszkach zagości miłość i niech nigdy nie zabraknie Wam bliskiej osoby, która będzie przy Was na dobre i na złe.
Cieszcie się Kochani tą chwilą i celebrujcie ją, pielęgnując w sobie miłość do innych i zapominając wszystko to, co było złe.
Tego życzę Wam ja :3 Rozdział oczywiście jest. Coś w stylu świątecznego prezentu? Oby był trafiony ;) Nie było łatwo, to fakt, ale bardzo zależało mi na tym, abym się odblokowała. Dawno nie pisałam czegoś oprócz szkolnych notatek :P, więc musiałam się w sobie zebrać, by powrócić do świata skoków;)
Tyle ode mnie. Jeszcze raz życzę Wam pięknych Świąt, luv ya :*

niedziela, 21 grudnia 2014

COMEBACK ♥

Hey ho! 
Ale się porobiło, co nie? Tyle czasu mnie tu nie było. Nawet nie wiem jak mam się z tego wytłumaczyć, hm... Bywało że brakowało czasu, czasem też chęci. A czasem zwyczajnie życie realne zaprzątało mi myśli. Ogólnie wiele się zmieniło, w tym pewnie też i ja, jednak mam nadzieję, że nie za bardzo, a jeśli już, to na lepsze :) Na dniach pojawi się nowy rozdział, który powinien pojawić się duuużo wcześniej... Teraz są jednak święta, zima... W TV skoki więc pewnie łatwiej będzie coś sklecić :D Mam sporo wolnego czasu, gdyż zakończył się semestr w szkole, także w przerwach pomiędzy pochłanianiem kolejnych ciast i rozpakowywaniem prezentów, będę starała się coś pisać XD Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu na mnie czeka? :) Przyznam się szczerze, że nie mam jeszcze sprecyzowanych planów co do dalszych rozdziałów. Obawiam się, że moje życie prywatne odbije się na nich dość mocno :D Wiecie jak to jest... Każde nasze kolejne życiowe doświadczenie podświadomie gdzieś tam zostaje, a potem wypływa choćby w opowiadaniu. 
Właściwie to tyle ode mnie. 
Chcę żebyście wiedzieli, że baaardzo Was kocham i cały czas za Wami tęskniłam. I wcale nie było mi łatwo z wiedzą, że w pewnym sensie Was tu zostawiłam :( Ale nie martwcie się, od jutra ruszamy z kopyta, Aniołki!:*
W ramach przeprosin mam dla Was upominek muzyczny hihih :3 
Wasza Vanilla.

wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 15.

Czuła się źle. Czuła się przede wszystkim okrutnie upokorzona. Wiedziała, że wybiegając z klubu dała mu do zrozumienia, że był dla niej naprawdę ważny i że mocno ją zranił. Jak to się stało, że podświadomie pozwoliła się sobie zaangażować?
- Kretynka!... Cholerna kretynka! – wykrzykiwała z nieudawaną wściekłością. Na dworze prószył śnieg, a mroźny wicher szalał bez skrupułów unosząc opadły śnieg i uderzając nim o przechodniów. To była zwyczajna impreza przed jednym z najzwyklejszych klubów w Sochi, takim, jakich są tu setki. Toteż nic dziwnego, że na zewnątrz  pełno było wstawionych osób, które na dodatek niewzruszenie paliły trawkę.
- Hej, laska ile bierzesz za numerek? – usłyszała za sobą jakieś słowa po rosyjsku. Nie zrozumiała ich, bo nigdy nie uczyła się tego języka, ale nietrudno było się zorientować, że nie należały one do tych pochlebnych. Na dodatek wystarczyło spojrzeć na postać, która je do niej skierowała. Podejrzany typek, stojący w grupce pod latarnią. Nie był dobrze widoczny, ale Baśce wystarczyło to, by ocenić sytuację. Jego śmiech roznosił się w echem jak w koszmarach. Nie wiedziała co mu odpowiedzieć, bo przecież nawet dobrze nie wiedziała co powiedział! Zresztą nie była pewna czy zrozumiałby cokolwiek po angielsku. Wiedziała także, że w pewnych sytuacjach lepiej milczeć, niż wdawać się w niepotrzebne konflikty, w których zresztą i tak nie miałoby się przewagi.
Usiadła więc na pobliskim murku obok jakiejś dziewczyny, która najwyraźniej także nie była trzeźwa.  Baśka ukryła twarz w dłoniach. Czuła się tu tak źle i obco! Szczególnie teraz. Co ją podkusiło, że wybrała się na tę eskapadę ze Schlierenzauerem? Teraz była na niego tak wściekła! Zadrwił z niej. Potraktował ją przedmiotowo. Ale mimo tej ogromnej nienawiści do niego, jaką miała teraz w swoim sercu wciąż… wciąż był jej bliski. Bolało ją gardło, głowa i czuła silny ucisk w sercu. Nie była pewna czy to właśnie owe pękające serce. Doświadczyła tego przecież dopiero pierwszy raz.
- Palisz? – usłyszała od dziewczyny z obok. Była Polką. – Krzyczałaś coś tam do siebie, to się zorientowałam… W każdym razie, my Polacy musimy się trzymać razem – mówiła bez jakichkolwiek emocji. Dzierżyła w ręku paczkę papierosów i zdezelowaną zapalniczkę.
Baśka popatrzyła na nią ze współczuciem. Może i ona, Baśka, sama była na skraju załamania i miała pełne pole do popisu, by zrobić coś naprawdę głupiego, jednak wiedziała, że nie może kogoś zawieść. Nie należała do tych osób, które obnoszą się ze swoimi zmartwieniami. Znała odpowiedź na to, co powinna w tej chwili dalej zrobić. A widok tej zmarnowanej dziewczyny tylko ją w tym upewnił:
- Trzymaj się – poklepała ją po ramieniu i ruszyła w stronę drzwi klubu. Odczuła mróz panujący na dworze, gdyż była ubrana jedynie w legginsy i koszulę. Przy wejściu czekał na nią już Hayboeck, wyraźnie zatroskany jej ucieczką.
- Wszystko w porządku? – zapytał, zerkając przy okazji na tych koło latarni, którzy wciąż rubasznie się śmiali. – Wróćmy lepiej do środka – zaoferował, obejmując ją.
Wewnątrz było już zdecydowanie cieplej, ale Baśka wiedziała, że musiała „wyrównać w sobie temperatury”… Gdyby tam pozostała, pewnie albo zatłukłaby Gregora gołymi rękami, albo coś by sobie zrobiła. Ale nie. Nie była aż taką egoistką.
- Wszystko w najlepszym porządeczku, nie widać? – zaśmiała się głupkowato, wprawiając Michaela w osłupienie.
- Ale że co?  Że nic? Kompletnie cię to nie ruszyło?... Widziałaś przecież to przedstawienie. Gregor i jego przyszła żona. A wcześniej tak cię nachalnie bajerował.
Baśka zastanowiła się nad szybką ripostą, ale wzruszyła ramionami.
- Wiesz, jestem kobietą, a my kobiety zwyczajnie lubimy dupków – powiedziała to najzwyczajniej w świecie i puściła oczko do Hayboecka. Odsunęła go lekko i ruszyła na parkiet, przeciskając się przez tłum.
Hayboeck dogonił ją i złapał za łokieć, przyciągając do siebie.
- Zapomnij o nim – poradził jej. Baśka pokiwała głową na znak zrozumienia. Bardzo chciała, by słowa Michaela się ziściły. Naprawdę bardzo pragnęła zapomnieć o Gregorze, tyle, że nie wiedziała, czy będzie to takie łatwe. – Zatańczymy?
Impreza właśnie się rozkręciła na dobre i teraz można było tańczyć w parach do najlepszych klubowych kawałków.
 Baśka uwielbiała taniec, dlatego nie krępowały jej takie sytuacje, nawet jeśli przyszło jej tańczyć z samym Hayboeckiem. Zresztą – jakby nie patrzeć – Michael był naprawdę świetnym tancerzem.
Gdzieś w trakcie tańca mignęła jej sylwetka Gregora i przytulającej się do niego czule Sandry. Przyprawiło ją to o mdłości, jednak nie pozwoliła sobie psuć już dalej nastroju. Swobodnie wirowała w tańcu z Michaelem, całkiem nieźle się pryz tym bawiąc. Po jakichś piętnastu minutach na parkiecie można było usłyszeć „Blurred Lines”, które Baśka szczególnie lubiła. Nic więc dziwnego, że nie potrzebowała specjalnych zaproszeń do świetnej zabawy. Dla pozostałych mogła wyglądać wraz z Hayboeckiem na baaardzo dobrych znajomych, o ile nie parę, choć wolała unikać tego podobieństwa. Już raz ją uznano za parę w Gregorem, i jak jej to wyszło?!
Potrafiła się świetnie bawić nawet bez alkoholu, ale teraz wyglądała już pewnie jakby była po kilku głębszych. Cóż, nie każdy potrafił sobie wyobrazić, iż wściekłość i zranienie przez mężczyznę, potrafią działać najskuteczniej na wszystko.  Prawie jak alkohol.
Przez chwilę przywołała na myśli Gregora i wystarczyło to, by właśnie w tym momencie pojawił się wraz ze swoją dziewczyną obok Baśki z Michaelem.
Hayboeck sprytnie zinterpretował sytuację i bez wahania pozwalał sobie na więcej w tańcu z Baśką. Przyciągał ją do siebie, lekko obściskiwał, a wszystko po to by doprowadzić do szału Schlierenzauera, którego tak bardzo nienawidził. Hayboeck nie dzierżył go już od lat juniorskich. To właśnie ten zadufany w sobie nastolatek Gregor pozbawił go miejsca w drużynie, dobrego sponsora, a także Sandry, która niegdyś wiele znaczyła dla Michaela. Teraz Hayboeck chciał rewanżu. Chciał zabrać Gregorowi wszystko to, na czym mu zależy. Schlierenzauer nie mógł w tej chwili nic zrobić, choć wzbierała w nim zazdrość. Tym razem nie mógł zrobić afery, jak było to w Zakopanem. Musiał się uśmiechać do swojej „ukochanej” i obejmować ją z udawaną czułością.
 Baśka nie zaszczyciła go tym razem ani jednym spojrzeniem.
- Gregor, kotku, co z tobą? – niepokoiła się Sandra, poprawiając włosy Schlierenzauera i sprawdzając, czy aby nie ma gorączki.
Ten wzruszył ramionami i niechętnie odburknął jej krótkie „nic”.
Sandrę jednak to jeszcze bardziej rozjuszyło i postanowiła nie dać za wygraną.
- Nie cieszysz się?! Zjechałam tu dla ciebie pół świata, a ty pokazujesz mi jakieś humory! Co jest? – dopytywała się, oplatając dłońmi jego szyję.
Schlierenzauer jakby chcąc uspokoić sytuację i trochę uśpić czujność Sandry, przytulił ją mocno do siebie i namiętnie pocałował. Czuł się po tym podle, ale zdawał sobie sprawę, że tylko tak mógł wybrnąć z tej sytuacji. Sandra momentalnie się rozpromieniła i nie zadawała kolejnych niewygodnych pytań.
Moment owej czułości do Sandry ze strony Gregora zdążył zarejestrować wzrok Baśki, która ze zdegustowaniem przewróciła oczami.
- Licencjonowany  kłamca i dupek do kwadratu – skomentowała pod nosem, obserwując ich.
- Mówiłaś coś? – zapytał Hayboeck, niewiele słysząc przez hałas spowodowany głośną muzyką.
- Tak! Mówiłam, że jesteś świetnym facetem!!! – wykrzyczała mu do ucha, a piosenka właśnie się skończyła, dlatego jej wyznanie było słyszalne dla pobliskich osób. W tym dla Gregora. – Może pójdziemy gdzieś w inną część sali? Tu jest jakby… dziwnie ciężka atmosfera.
Hayboeck zastanowił się chwilę i przystał na jej propozycję.
Niedaleko baru siedziała dziewczyna, która była przebrana za wróżkę i gestykulując, żwawo opowiadała coś jakiemuś facetowi, który słuchał jej z uwagą. Baśka zaśmiała się ironicznie. Przecież nie wierzyła w te dyrdymały. Mimo to pamięta jak w podstawówce blefowała i wróżyła po kolei wszystkim swoim koleżankom. Wmawiała im, że jest wróżką i potrafi przewidzieć wszystkie blaski i cienie przyszłości. Swoją drogą nieźle jej szło. Kiedy ten mężczyzna poszedł sobie, wróżka zaczęła świdrować wzrokiem po stojącej nieopodal Baśce.
- A ty? Może chcesz poznać swoją przyszłość? – mówiła typowym dla swojego zawodu, zagadkowym głosem.
- Nieszczególnie, ale mogę zaryzykować – uśmiechnęła się przekornie.
Kobieta wzięła do swojej ręki dłoń Baśki i uważnie przypatrywała się jej liniom papilarnym.
- Hm… Widzę, że nie jesteś szczęśliwa. Ktoś bardzo cię zranił. Ktoś, kogo kochałaś i nie tak prędko wypłynie on z twojej pamięci. Ale wokół ciebie nie będzie pusto. Wręcz nie będziesz mogła opędzić się od płci przeciwnej! – opowiadała swoją bajkę, przy okazji zerkając na stojącego w pobliżu Hayboecka. – Będą cię adorować, że hej! Ale ty masz mocne, a jednocześnie słabe serce, więc ciężko ci przychodzi wyrzucanie wspomnień. Widzę jednak wielkie zmiany. Przeprowadzkę. W twoim życiu pojawi się ktoś nieoczekiwany. Prawda jeszcze wiele razy cię zrani, ale to uczyni cię silniejszą. Jeszcze w tym roku będziesz bawiła się na czyimś weselu. Ten rok będzie przełomowy w twoim życiu…
Baśka słuchała tego wszystkiego, jednocześnie kręcąc głową z pobłażaniem. Już znała te sztuczki. Wróżki zazwyczaj mówiły to, co u każdego może się sprawdzić. Ewentualnie dodały coś bardziej elektryzującego.
Wróżka dumna ze swojej przepowiedni westchnęła głęboko i niespodziewanie ściągnęła swoją chustkę z głowy.
- Na dziś mam już dość – odparła, powodując niepohamowany śmiech u Baśki. – Jeśli chcesz się pobawić, to zastąp mnie. Gwarantuję wiele emocji i wrażeń, tylko nie strasz tych biedaków! Mów im to, co chcą usłyszeć.
Podała jej kolorową chustkę i zniknęła w tłumie tańczących.
- Zamierzasz wróżyć?  - zapytał zdezorientowany Michael.
Baśce aż błyszczały oczy.
- Co mam do stracenia? – mrugnęła do niego, zakładając na głowę chustkę i złote bransoletki, które pozostawiła jej poprzedniczka.
Hayboeck wzruszył ramionami:
- Więc ja przyniosę nam coś do picia.
Po chwili przy stoliku Baśki pojawiła się jakaś dziewczyna, mniej więcej w tym samym wieku. Była świetną wersją testową na umiejętności Baśki. Czuła, że świetnie sobie poradziła, gdyż owa dziewczyna odchodząc od miejsca wróżb była nie dość, że szczęśliwa to zaintrygowana tym, co ją czeka.
Poprawiała właśnie swoje bransoletki, kiedy do jej stolika ktoś podszedł.
- Mógłbym poznać swoją przyszłość? – usłyszała nad sobą. Podniosła wzrok i ujrzała Schlierenzauera, który zajął miejsce naprzeciwko jej i bez pytań wyciągnął swoją dłoń.
- Ty?... 


 _______________________


Hejo :* Przepraszam za taki poślizg :D Byłam we Wrocławiu, a morze prawdopodobnie przesunie mi się na drugą połowę sierpnia ;) Ogromnie się cieszę, że czytacie moje opowiadanie :* To dla mnie mega wyróżnienie! Przecież kiedy zakładałam tego bloga nie miałam żadnych oczekiwań, pisałam je głównie dla zabawy i kilku moich kochanych przyjaciółek :) :* A teraz grono czytających się powiększa ;) 
Ogólnie to opowiadanie piszę już jakieś pół roku, więc nie ukrywam, że przez ten czas miałam wiele chwil "zwątpienia" ;) Czasem brakowało weny, czasem chęci. Często inspiracji. Ale grunt to się nie poddawać i pisać dalej :) U mnie na razie wszystko ok, mam nadzieję, że u Was także? :) Szukam teraz jakiegoś fajnego przepisu na pizzę :3 Haha muszę się trochę podszkolić kulinarnie przez te wakacje :D Na razie opanowałam do perfekcji american pancakes ^^ 
Pozdrawiam Was :* ♥

PS Co sądzicie o tym, abym po zakończeniu tego opowiadania zaczęła publikować kolejne? ;> Wiem, że to dosyć odległa przyszłość, ale czy byłybyście zainteresowane? I przede wszystkim: o kim chciałybyście czytać? :P Jak dla mnie w grę wchodzą trzy dyscypliny: skoki narciarskie, siatkówka i piłka nożna :) Na każdą z nich mam już mniej więcej jakieś plany ^^ A jeśli chodzi o opowiadania siatkarskie, to mam już "kilka" ze sporą liczbą rozdziałów :P Wasze typy? :D O jakim sportowcu chcecie czytać? ;> 

wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 14.

Tego dnia Baśka zeszła na śniadanie później niż wszyscy. Gregor i spółka siedzieli przy swoim stoliku, zajmując cztery miejsca. Przy kolejnym siedzieli trenerzy i reszta sztabu szkoleniowego. Gdzieś w drugim końcu jadalni siedziały dzieciaki z domu dziecka i pani Rozalka, która nawet nie zauważyła braku jednej ze swoich podopiecznych. Praktycznie w ogóle nie zwracała uwagi na to, gdzie jest w danej chwili Baśka. Zwyczajnie – uznała to za działkę Gregora Schlierenzauera. To on według niej miał się tu nią opiekować, bo – jak sama mówiła – ślepa nie jest i chemię między tymi dwojga potrafiła wyczuć na kilometr.
Jeden ze stolików był za to użytkowany wyłącznie przez jedną osobę.
Michaela Hayboecka w całej swej krasie. A raczej w całym swym grymasie, który dziś malował się na jego twarzy. Baśka przetasowała wzrokiem całą salę i bez wahania ruszyła ze swoją tacą do owego stołu. Gregor zdążył to spostrzec i nawet błyskawicznie podniósł się ze swojego miejsca, jak gdyby chciał zrobić wszystko, by nie dopuścić do kontaktu Baśki z Michaelem. Jednak to było niemożliwe, a Baśka dobrze o tym wiedziała.
- Mogę się dosiąść? – zapytała delikatnie i uprzejmie, jak gdyby między nimi zupełnie nic się nie wydarzyło.
Blondyn pokiwał żwawo głową, a grymas momentalnie znikł z jego twarzy. Nie był już na nią zły?...
- Jasne, siadaj – zagadnął, odkładając kubek z kawą. – Co słychać?
Baśka natomiast nie zamierzała całkowicie rezygnować z porannego posiłku na rzecz rozmowy ze skoczkiem.
- Luzik – odparła kiwając ręką i opychając się jakąś bułką.  Wyglądało to przekomicznie, dlatego Michael nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
- Jesteś niezwykła… - wypalił, a Baśka, która aktualnie nabrała do ust gorącej herbaty, o mało co nie zakrztusiłaby się nią.
- Czy wyście wszyscy oszaleli?! Ja? Niezwykła?! Dobre sobie… - mówiła, śmiejąc się i przedrzeźniając zdezorientowanego Michaela. – Doprawdy, nie wiem co we mnie niezwykłego. Chyba, że wy w Austrii nigdy nie widzieliście rudej sieroty. Boże, jak to brzmi?... – zastanowiła się sama nad sobą i westchnęła ciężko. – Co tak milczysz?
Hayboeck z podłożonymi pod podbródek dłońmi przyglądał się jej uważnie.
- Wyście… Ja i kto? – dopytywał się.
- No… Ty i kilka innych osób. A czy to ma jakieś znaczenie?   
- Wyście w Austrii – dodał.
Baśka dobrze wiedziała, że chodzi mu o Gregora i robił co mógł, by naprowadzić ją na ten temat.
- Nie łap mnie za słówka! – ucięła. – Tak w ogóle to jaki macie dziś plan dnia? Ciągle te treningi i treningi. Kiedy pierwszy konkurs?
- Konkurs za dwa dni, a treningi rzecz święta. Jeśli jednak chciałabyś się trochę rozerwać, to dziś jest impreza. Idą wszyscy skoczkowie, a smutno by było gdybyś ty się nie pojawiła. To nie będzie jeden z tych drętwych bankietów. Będzie mi miło, jeśli wybierzesz się tam ze mną.
- My? Znowu razem na imprezę? Niemożliwe  – powiedziała, dokładając sobie sałatki.
- Nie wiem co na to twój boss Gregor, ale…
- Jaki znowu boss – przerwała mu – to obcy człowiek. 
Popatrzyła na Gregora kątem oka. Siedział zamyślony i… jakiś taki inny. Żal jej go było, ale nie potrafiła mu zaufać. Już taka była. Odpychała od siebie ludzi, by nie pozwolić samej się do nich przyzwyczaić. Wielokrotnie w życiu ludzie traktowali ją jak zabawkę. Pamięta, jak na drugie święta w domu dziecka zabrało ją samotne małżeństwo. Byli bezdzietni. Kupili jej masę prezentów, pozwolili jej zapomnieć o smutnej codzienności… Obiecali ją adoptować. Bajka nie trwała długo. W czasie, gdy trwał proces adopcji i wszystko było już praktycznie dopięte na ostatni guzik, owa kobieta dowiedziała się, iż jest w ciąży. Wraz z mężem bez wahania odstąpili od adopcji. Po co im wtedy byłaby taka sierota?
Teraz jednak to zupełnie co innego. Gregor nie był rodzicem, który chce ją adoptować. Był nieznanym, a jednak już bardzo znanym jej chłopakiem, który chyba nie zdawał sobie sprawy w co brnie. Do wczoraj żył nadzieją na prosty i szybki happy end. Ona też chciała happy endu. Mimo to coś podpowiadało jej, że zbyt mało jeszcze o nim wie i że Gregor nie jest wobec niej zupełnie szczery.  A intuicja rzadko kiedy ją zawodziła.
- Nie wyglądacie na obcych – skomentował lekko zazdrosny i uszczypliwy Michael.
Jeszcze tego potrzebowała!
- Przeeestań… Może coś ci się przyśniło? Widziałam jak ten facet ze sztabu daje wam jakieś tabletki. To pewnie od tego.
- To suplementy. A wzrok mam dobry i o zanikach pamięci też nic nie słyszałem. Szybko dałaś mu się okręcić wokół palca. Wiem, że mi nie ufasz i nie mam o to do ciebie pretensji, ale wiedz jedno: ludzie tak szybko się nie zmieniają. Gregor to niezłe ziółko. Nie daj mu się wykorzystać, bo – bez urazy – takich jak ty, ma na pęczki.
Rzekł to z chytrym uśmiechem na twarzy. Był sprytny. Nikt z nich tutaj nie potrafił przewidzieć tego, co planował… Baśka pewnie dopiero po „tym” przejrzy na oczy, ale Gregor chyba nie będzie już tak szczęśliwy…
Baśkę aż zatkało. Hayboeck był  szczery do bólu. Do BÓLU.
Nie wiedziała co ma powiedzieć. Ostatnie słowa sprawiły, że poczuła bolesne ukłucie  w sercu. Zraniło ją to. W głowie wciąż słyszała ostatnie słowa Michaela: „(…) takich jak ty, ma na pęczki.”
Przez chwilę czuła jakby zabrakło jej tchu, w uszach zaczęło jej szumieć i nagle poczuła nadciągającą gorączkę.
A przecież przygotowywała siebie na  taki scenariusz! Właśnie na taki. Jeszcze wczoraj, przecież o tym właśnie mu mówiła! Mimo to zawsze jednak wierzyła… Łudziła się nadzieją, że może faktycznie coś dla Gregora znaczy.
Hayboeck kręcił się w jego towarzystwie, dlatego pewnie coś wiedział. Dlaczego nie podważała jego słów, tylko od razu w nie uwierzyła?
Pewnie dlatego, że tak naprawdę nigdy  nie potrafiła sobie wyobrazić, że ktoś może ją pokochać.


*

Klub był zadymiony, a w powietrzu unosiła się woń wódki zmieszanej z sokiem pomarańczowym, toteż Baśka momentalnie zaczęła się krztusić. Nie była przecież przyzwyczajona do takich miejsc. Pani Rozalka skrupulatnie dbała o towarzystwo w jakim obracała się Baśka i nie zezwalała jej na sobotnie wypady do najsłynniejszego klubu w Zakopanem – Prestige’u.
- Chodź, zaprowadzę cię do naszej loży, a potem pójdę nam coś zamówić – powiedział Hayboeck, ciągnąc ją za rękę poprzez tłum porwanych w dzikim tańcu ludzi.
 Nie wiedziała po co tu przyszła. Prawdopodobnie po to, by rozładować wszystkie złe emocje, których dostarczył jej dzisiejszy dzień.
Kiedy dotarli do owej loży, która składała się z ustawionych blisko siebie czerwonych sof, przejechała beznamiętnie wzrokiem po przybyłych już gościach. Thomas, Gregor, Andreas i jakaś laska, której kompletnie nie kojarzyła. Wzruszyła ramionami, rzuciła krótkie „cześć” i rozsiadła się nonszalancko na jednej z sof. Mrugnęła do Hayboecka, dając mu znać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i że  spokojnie może udać się po napoje.
- Tylko bez alkoholu – zaznaczyła mu i zaśmiała się.
Hayboeck zasalutował jej na znak zgody i ruszył w stronę blatu baru. Kiedy odwrócił się od niczego nieświadomej Baśki, wyraz jego twarzy momentalnie uległ zmianie.
Teraz malował się na niej chytry uśmiech. Ukradkiem zerknął na wyświetlacz swojej komórki i odczytał najnowszego sms’a.

„Jestem już w Sochi. Za jakieś pół godziny będę u was. Dzięki za cynk. Myślisz, że Gregor się ucieszy? ;)”

- No to teraz wystarczy tylko czekać  na rozwój akcji… - skomentował zadowolony.

*

Baśka tymczasem siedziała na jednej z sof obok Gregora, jednak starała się utrzymywać między nimi jakiś dystans odległościowy. Musiała być konsekwentna.
Gregor wahał się trochę, ale chęć rozmowy z Baśką przewyższała wszelkie inne zahamowania.
- Zatańczymy? – zaproponował.
Baśka spojrzała na niego pobłażliwie i uniosła brew.
- Mieliśmy być w separacji – powiedziała dumnie.
- Ja nic takiego nie obiecywałem – bronił się Gregor, wciąż nie dając za wygraną. Taki już był, a Baśka bardzo to lubiła.
Przysunął się bliżej niej tak, że mogła wyczuć zapach jego perfum.
- Spadaj do swoich panienek! – nie wytrzymała i z wściekłością spiorunowała go wzrokiem.
- Hej, co się dzieje?! – Gregor zauważył, że w zachowaniu Baśki coś się zmieniło. Jakby ktoś jej czegoś naopowiadał, a ona w to uwierzyła. Szczerze zaczął się obawiać, że Thomas coś wypaplał, ale znał go i wiedział, że to nie w jego stylu. – O czym ty mówisz?
Baśka zaśmiała się nerwowo.
- O czym ja mówię? To chyba ty już powinieneś dobrze wiedzieć – odruchowo wstała z miejsca, widząc nadchodzącego Hayboecka.
Michael podał jej do ręki sok i odważnie spojrzał prosto w oczy Gregora.
- Chyba szykuje ci się jakaś niespodzianka… - powiedział tajemniczo, powodując zmieszanie u Gregora. Schlierenzauer niepewnie spojrzał w miejsce, gdzie utkwiony był wzrok Hayboecka, a, co najgorsze!, również Baśki.
Na scenie stała Sandra, szczerze zadowolona ze swojej niespodzianki.
- Ekhem – rozpoczęła swoje przemówienie, poprawiając statyw od mikrofonu. – Chciałabym powiedzieć, że przyjechałam tu specjalnie dla mojego narzeczonego Gregora, bo wiem jak ważne są dla niego te Igrzyska i jak istotne jest by miał przy sobie kogoś bliskiego. Gregor, kochanie  – zwróciła się do Schlierenzauera, utrzymując z nim kontakt wzrokowy – Przepraszam, że musiałeś na mnie tak długo czekać. Bardzo cię kocham i pragnę, abyś spełnił swoje marzenia tu, w Sochi. A na koniec chciałabym zadedykować nam nasz ulubiony utwór „Love Song” AC/DC! – dodała rozanielona, nawet nie zwracając uwagi na stojących obok Gregora: Baśkę i Michaela.
Schlierenzauer kompletnie zdezorientowany zerkał co chwilę to na Sandrę, to na Baśkę, która wyglądała jakby za chwilę miała zemdleć.
- Nikt – zaczęła. – Nikt nigdy mnie jeszcze tak bardzo nie upokorzył!!! – wykrzyczała ze łzami w oczach i wybiegła z klubu.
Hayboeck na początku szyderczo się śmiał, mrucząc coś pod nosem o kłótni kochanków, ale za chwilę uspokoił się i zaczął martwić się o Baśkę, dlatego pobiegł za nią.
Gregor natomiast kompletnie uziemiony ze zbolałą miną patrzył jak w jego kierunku zmierza Sandra.
- Witaj kochanie – powiedziała słodkim głosikiem i uwiesiła mu się na szyi. – Stęskniłeś się?...

_______________________________

Jestem :D Nie wiem jak tam rozdział, bo trochę był pisany na raty :P Chciałabym jeszcze w tym miesiącu coś dodać, może z dwa rozdziały, bo w sierpniu prawdopodobnie jadę nad morze i nie wiem jak to będzie z internetem ;) Wakacje trwają w najlepsze, choć dla mnie praktycznie trwają jakiś tydzień :P Wcześniej nie miałam możliwości odpoczynku. A co tam u Was, Kochane? :* Ode mnie tylko tyle, bo mam dziś trochę spraw do załatwienia ;) Buziaki :*

//Gdyby ktoś z Was miał jakieś pytania, to znajdziecie mnie tutaj: wywiader.pl/esthera//

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 13.

Dni mijały znacznie szybciej, niż spodziewała się tego Baśka. Ba! Wcale nie okazywały się być koszmarem, a towarzystwo Gregora było w tej chwili najlepszym, co mogłoby się jej przytrafić. Zgłupiała? Postradała zmysły? A może zwyczajnie się zakochała?... Ciężko było jej samej odpowiedzieć na to pytanie, ale ostatnimi czasy pozostawała przy tej ostatniej opcji. Gregor albo się tak bardzo zmienił, albo potrafił świetnie grać, co było również wielce prawdopodobne.
- Wybierz sobie maskotkę – oznajmił z pewnością w głosie, odmierzając w wyjątkowym skupieniu odległość lotki od strzelnicy. Baśka z uwagą obserwowała jego poczynania. Tak. Dni ich pobytu w Sochi obfitowały w różnego rodzaju rozrywki. W życiu nie spodziewałaby się takiej kreatywności ze strony Gregora, który dziś postanowił zabrać ją do westernowego parku rozrywki.
- Ha! – jego lotka powędrowała idealnie w miejsce pola oznaczonego dziesiątką, czyli najwyżej opłacalnego punktu tarczy. – Wiedziałem! – odparł triumfalnie, ciesząc się jak dziecko.
Baśka z uznaniem kiwała głową.
- No, no… nieźle ci idzie…
Gregor roześmiany z szelmowskim uśmiechem pocałował ją i rzucił okiem na wystawę pełną maskotek.
- Chcesz pandę, niedźwiadka czy tygryska?
- Mówisz do mnie jak do dziecka – odburknęła urażona Baśka, ale po chwili z uśmiechem dodała – Wybieram pandę.
Pan z wąsem, który był właścicielem tego stanowiska ochoczo podał wskazaną maskotkę Baśce  dodał:
- To żeś pan miał trafa… Mało kiedy się zdarza żeby dziesiątkę ucelować, a tu proszę!... Ale w końcu czego się z nie robi z miłości? Na kilometr widać, że chłopak zakochany! – przygadywał Baśce, która chcąc nie chcąc nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
Była szczęśliwa. Ta chwila dawała jej poczucie bezpieczeństwa, którego tak zawsze jej brakowało. Kiedy odeszli od stoiska ze strzelnicą, spacerowali jakiś czas po parku rozrywki, który aktualnie nie był przepełniony ludźmi.
Baśka w jednej ręce trzymała pandę, a drugą chwyciła kurczowo ramię Gregora i oparła swoją głowę o jego ramię.
- Powiedz mi… co będzie ze mną, z tobą… z nami, kiedy po igrzyskach każde z nas wróci do swojego normalnego życia? Ty powrócisz do treningów w Austrii, a ja wrócę do Polski. Do szkoły, do domu dziecka.  Nasze drogi już się rozejdą. Nie mam pojęcia co z tym zrobimy… Ja wiem, ja rozumiem… Cieszę się tym co jest teraz, ale jednocześnie nie potrafię ukryć strachu o przyszłość. Boję się, że jestem jedynie jakąś twoją pocieszaną na gorsze dni. Jakąś zabawką, którą przywiozłeś ze sobą na Igrzyska. I niczym więcej.
- Wiesz dobrze że tak nie jest – odparł, zatrzymując ją i kładąc dłonie na jej ramionach. – Kocham cię. Nie wiem jak to się stało. Nie planowałem tego. Prawda była taka, że spodobałaś mi się od pierwszego spotkania. Potem tylko wzmocniłaś we mnie pragnienie poznania ciebie. Myślę, że byłaś… wciąż jesteś największym wyzwaniem mojego życia. Jesteś moim uzależnieniem.
Na te słowa Baśka poczuła jak przechodzi ją dreszcz. Nie co dzień bowiem dane jej było usłyszeć takie słowa. Wstyd było przyznać, że nikt nigdy przedtem nie mówił o niej i do niej w taki sposób. Trudno więc było się dziwić, że takie słowa zazwyczaj albo ją wzburzały albo sprawiały, że kompletnie traciła głowę.
- Skąd mam mieć pewność, że to nie są tylko puste słowa? – dopytywała się, kręcąc nerwowo głową.
- Uwierz mi, że jesteś ostatnią osobą, którą chciałbym skrzywdzić.
Baśka popatrzyła się na niego niepewnie. Zrozumiała, że nie może w tej relacji być osobą, która czeka na czyjś ruch. Musi mieć swoje zdanie i także stawiać warunki.
- Dobra, dobra… - poklepała go po ramieniu. – Bo zrobiło się jakoś tak romantycznie i w ogóle… Zaraz rzewne łzy popłyną. To nie moje klimaty – mrugnęła. – Mam dla nas układ. Myślę, że dobry, zważając na to, że pochodzimy z dwóch różnych światów.
- Jaki? – zapytał wprost, zwalniając kroku.
-Nie składajmy sobie żadnych obietnic i zapewnień. Oboje wiemy, jak to zazwyczaj się kończy. Ty jesteś gwiazdą sportu z masą pokus wokoło. Ja jestem typową nastolatką z Polski i niekoniecznie chcę to zmieniać. Zresztą nawet nie wiem czy ty też… Ale nie w tym rzecz. Chodzi mi bardziej o to, by nasza znajomość sprowadzała się głównie do przyjaźni… z, że tak powiem, lekkim zaangażowaniem uczuciowym – zaśmiała się, kończąc.
- Przyjaźni z lekkim zaangażowaniem uczuciowym? – zdziwił się, chyba nie nadążając za jej tokiem rozumowania. Może i był lekkoduchem i nie brał wszystkich swoich związków na serio, to teraz wydawało mu się, jakby właśnie dostał coś w rodzaju… kosza?
- Każde z nas ma swoje życie i niech tak pozostanie. Po prostu siebie nie ograniczajmy. Jesteśmy wolni. A jeśli kiedyś dojrzeje w nas naprawdę mocne uczucie, wtedy możemy się nad nim zastanowić. Teraz jednak nie sądzę, by była to odpowiednia pora na deklaracje.
- Wiem o co ci chodzi, ale słabo rozumiem, skąd ta nagła zmiana? Od kilku dni wydawało mi się, jakbyś była we mnie zakochana? Chodziłaś wciąż szczęśliwa.
- Jestem – przerwała mu.
- W takim razie w ogóle ciebie nie rozumiem?!
- Gregor… wróćmy do stanu sprzed tych kilkudniowych uniesień.
- Jak możesz nazywać początek naszej miłości kilkudniowymi uniesieniami?! – wściekał się, być może zbyt głośno. Nie spodziewał się po sobie takiej reakcji. – Rozumiem, że oczekujesz ciągłych kłótni, sprzeczek, tak?!
- Przecież wiesz, że nie to miałam na myśli! Dajmy sobie jeszcze trochę czasu. Bez nacisku. Sprawdźmy się, czy faktycznie nie umiemy bez siebie żyć. Bo co jeśli jest inaczej?
Gregor wyraźnie zasmucony, z rękami w kieszeniach, wzruszył ramionami.
- Niech tak będzie. Ale wiedz, że tak szybko się mnie nie pozbędziesz.

*

Gregor z hukiem wparował do hotelowego pokoju.
-E, a ty co? – zagadywał go Thomas, uśmiechając się co jakiś czas do przeglądanych właśnie na tablecie najnowszych zdjęć córeczki. – Czasem słońce, czasem deszcz?  Chciałbym wam życzyć szczęścia, ale nie wiem co na to Sandra – zakpił.
Schlierenzauer nerwowo pisał coś na swojej komórce, co jakiś czas rzucając okiem na krajobraz za oknem. Obserwował siedzącą na schodkach przed hotelem Baśkę, która wcale nie wyglądała na najszczęśliwszą. Co ona wyprawia?! Wciąż nie potrafił ją odgadnąć. Nie wiedział czy dziś zachowała się tak, jak naprawdę chciała, czy była to tylko kolejna dziewczęca sztuczka, próbująca go sprawdzić? A najgorsze było to, że nie potrafił o niej zapomnieć! Czuł, że tak naprawdę Baśka nigdy nie była jego.
- Ogłuchłeś? G-R-E-G-O-R – literował Thomas, próbując zwrócić na siebie uwagę.
- Dlaczego ona jest taka nieufna?... – powtarzał Gregor, nie zdając sobie sprawy z tego, że wypowiada na głos swoje przemyślenia.
- Sam się na to pisałeś! A ostrzegałem cię. Nie lepiej było ci w pewnym i spokojnym związku z Sandrą? W którym zresztą wciąż jesteś… - uszczegółowił.
- Nie, nie lepiej! – Schlieri dalej się bulwersował.
- Stary, żeby pakować się w związek z nastolatką, która sama nie wie czego chce… Gregor, ty masz już swoje lata! Masz karierę, którą zresztą teraz systematycznie niszczysz… Niepotrzebnie zaprzątasz sobie nią głowę. I szczerze, dziwi mnie to, że aż tak bardzo się zaangażowałeś. Nie wyidealizowałeś jej sobie za bardzo? Taka długa fascynacja to już coś naprawdę poważnego.
- Masz rację. To coś naprawdę poważnego. Baśka dziś dała mi do zrozumienia, że potrzebuje czasu. Okej, dam jej go! Jednak nie zamierzam z niej rezygnować. Nie potrafię już! Chcę tylko jak najszybciej wyplątać się z Sandry, bo to mnie teraz najbardziej gryzie.  
- Ciekawe, czy Sandra się ucieszy jak się dowie o twojej nowej miłości. Pewnie uzna ją za twój kolejny kaprys i da ci czas do namysłu, tak jak było to już wielokrotnie. Masz szczęście, że jest taka wyrozumiała.
- Może sama nie jest wobec mnie całkowicie fair? Nie pomyślałeś o tym? – Schlierenzauer dał do myślenia swojemu kumplowi. – Morgi, ja wiem, że ty chcesz jak najlepiej. Jesteś takim głosem rozsądku, którego chyba nie posiadam, ale mimo wszystko nie mogę cię posłuchać. Nie kocham Sandry, teraz to wiem! Z Baśką to co innego. Jestem przy niej tym, kim nigdy wcześniej nie byłem. Prawdziwym sobą. Nikogo nie muszę udawać. Sandra jest ze mną długo, to fakt. Ale czy aby z miłości? Może jedynie z przyzwyczajenia. Nie chce by moje życie tak wyglądało. Nie chcę po latach wracać do domu, w którym wieje chłodem. Nie chcę zakładać z nią rodziny, skoro wiem, że nie ma między nami żadnej chemii…
- Masz rację.
-… nie wiem jaka przyszłość czeka mnie i Baśkę, i nie wiem, ile przeciwności losu będzie dane nam pokonać, ale wiem jedno: szczęśliwi będziemy tylko razem, bo to właśnie jest to uczucie, o które trzeba walczyć i o którym mówią, że może przetrwać całe życie.
Mówił i mówił, jakby sam chciał siebie do czegoś przekonać. Na koniec zamilkł na chwilę, przeczesał dłonią swoje włosy i zamrugał oczami, jak gdyby dopiero coś zrozumiał. Bez słowa wybiegł z pokoju, zostawiając Thomasa w pozycji, w jakiej zastał go wchodząc tu przed kilkoma minutami.
- Ma rację – Morgi zasmucony pokiwał głową. – To jest to uczucie, które być może nigdy mi się nie przytrafi – skomentował swoją klęskę w sferze uczuciowej.

*

Drzwi do ogólnodostępnego pomieszczenia w hotelu były lekko uchylone. Zza nich dochodziły tylko ciche dźwięki gitary i śpiew. To był głos, który mógł należeć tylko do jednej osoby na tym globie. Gregor bez wahania rozpoznał w nim głos Baśki. Otworzył drzwi szerzej, by móc lepiej przyjrzeć się Baśce, która siedziała przodem do wielkich okien balkonowych, na niskim krzesełku, trzymając gitarę, która była teraz jej jedyną powierniczką żalu, bólu i tęsknoty.
Miała naprawdę ładny głos. Gregor zorientował się już o tym wcześniej. Jeszcze kiedy lecieli do Sochi. Już wtedy, w samolocie, uznał, że Baśka kryje w sobie spory talent muzyczny. Nie sądził jednak, że śpiew łączy również z grą na gitarze. Swoją drogą ciekawiło go, skąd ją wzięła.
Jej cichy, ale mocny głos idealnie komponował się z odgłosem uderzanych strun. Nie zauważyła go. Śpiewała coraz pewniej, dokładnie rozumiejąc słowa piosenki.

Peace will come
When one of us puts down the gun
Be strong for both of us,
No please don’t run, don’t run
Eye to eye we face our fears
Unarmed on the battlefield


Nie chciał jej teraz peszyć. To była chwila, która pozwoliła mu zrozumieć, że Baśka nadal coś do niego czuje.  Dałby sobie rękę uciąć, że nie jest jej obojętny! Wydawała mu się teraz taka delikatna i bezbronna. Kochał ją, kochał ją jak diabli.

__________________________________________

Cześć.
Jak to dziwnie wracać tu po tak długiej przerwie... Dziwnie, ale nadzwyczaj miło :) Czuję się tu tak domowo. W końcu spędziłam na tym blogu jakiś czas mojego życia. Czas bardzo ważny dla mnie. Teraz wszystko się poukładało, osiągnęłam to, co chciałam i postawiłam, że ułożę życie jeszcze Baśce i Gregorowi ;) Zasługują na to. Jednak nie wszystko będzie tak idealnie, bo do happy endu długa droga. 
Przede wszystkim jednak chciałabym Wam podziękować. Za to, że nie zapomniałyście o tym blogu. Dziękuję wszystkim, którzy go czytali i nadal czytają. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy komentuje, ale dla mnie największym wyróżnieniem jest to, że po prostu go czytacie. Zresztą ja piszę go tylko dla funu :P 
Jeszcze raz Wam dziękuję i do zobaczenia :*