wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 14.

Tego dnia Baśka zeszła na śniadanie później niż wszyscy. Gregor i spółka siedzieli przy swoim stoliku, zajmując cztery miejsca. Przy kolejnym siedzieli trenerzy i reszta sztabu szkoleniowego. Gdzieś w drugim końcu jadalni siedziały dzieciaki z domu dziecka i pani Rozalka, która nawet nie zauważyła braku jednej ze swoich podopiecznych. Praktycznie w ogóle nie zwracała uwagi na to, gdzie jest w danej chwili Baśka. Zwyczajnie – uznała to za działkę Gregora Schlierenzauera. To on według niej miał się tu nią opiekować, bo – jak sama mówiła – ślepa nie jest i chemię między tymi dwojga potrafiła wyczuć na kilometr.
Jeden ze stolików był za to użytkowany wyłącznie przez jedną osobę.
Michaela Hayboecka w całej swej krasie. A raczej w całym swym grymasie, który dziś malował się na jego twarzy. Baśka przetasowała wzrokiem całą salę i bez wahania ruszyła ze swoją tacą do owego stołu. Gregor zdążył to spostrzec i nawet błyskawicznie podniósł się ze swojego miejsca, jak gdyby chciał zrobić wszystko, by nie dopuścić do kontaktu Baśki z Michaelem. Jednak to było niemożliwe, a Baśka dobrze o tym wiedziała.
- Mogę się dosiąść? – zapytała delikatnie i uprzejmie, jak gdyby między nimi zupełnie nic się nie wydarzyło.
Blondyn pokiwał żwawo głową, a grymas momentalnie znikł z jego twarzy. Nie był już na nią zły?...
- Jasne, siadaj – zagadnął, odkładając kubek z kawą. – Co słychać?
Baśka natomiast nie zamierzała całkowicie rezygnować z porannego posiłku na rzecz rozmowy ze skoczkiem.
- Luzik – odparła kiwając ręką i opychając się jakąś bułką.  Wyglądało to przekomicznie, dlatego Michael nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
- Jesteś niezwykła… - wypalił, a Baśka, która aktualnie nabrała do ust gorącej herbaty, o mało co nie zakrztusiłaby się nią.
- Czy wyście wszyscy oszaleli?! Ja? Niezwykła?! Dobre sobie… - mówiła, śmiejąc się i przedrzeźniając zdezorientowanego Michaela. – Doprawdy, nie wiem co we mnie niezwykłego. Chyba, że wy w Austrii nigdy nie widzieliście rudej sieroty. Boże, jak to brzmi?... – zastanowiła się sama nad sobą i westchnęła ciężko. – Co tak milczysz?
Hayboeck z podłożonymi pod podbródek dłońmi przyglądał się jej uważnie.
- Wyście… Ja i kto? – dopytywał się.
- No… Ty i kilka innych osób. A czy to ma jakieś znaczenie?   
- Wyście w Austrii – dodał.
Baśka dobrze wiedziała, że chodzi mu o Gregora i robił co mógł, by naprowadzić ją na ten temat.
- Nie łap mnie za słówka! – ucięła. – Tak w ogóle to jaki macie dziś plan dnia? Ciągle te treningi i treningi. Kiedy pierwszy konkurs?
- Konkurs za dwa dni, a treningi rzecz święta. Jeśli jednak chciałabyś się trochę rozerwać, to dziś jest impreza. Idą wszyscy skoczkowie, a smutno by było gdybyś ty się nie pojawiła. To nie będzie jeden z tych drętwych bankietów. Będzie mi miło, jeśli wybierzesz się tam ze mną.
- My? Znowu razem na imprezę? Niemożliwe  – powiedziała, dokładając sobie sałatki.
- Nie wiem co na to twój boss Gregor, ale…
- Jaki znowu boss – przerwała mu – to obcy człowiek. 
Popatrzyła na Gregora kątem oka. Siedział zamyślony i… jakiś taki inny. Żal jej go było, ale nie potrafiła mu zaufać. Już taka była. Odpychała od siebie ludzi, by nie pozwolić samej się do nich przyzwyczaić. Wielokrotnie w życiu ludzie traktowali ją jak zabawkę. Pamięta, jak na drugie święta w domu dziecka zabrało ją samotne małżeństwo. Byli bezdzietni. Kupili jej masę prezentów, pozwolili jej zapomnieć o smutnej codzienności… Obiecali ją adoptować. Bajka nie trwała długo. W czasie, gdy trwał proces adopcji i wszystko było już praktycznie dopięte na ostatni guzik, owa kobieta dowiedziała się, iż jest w ciąży. Wraz z mężem bez wahania odstąpili od adopcji. Po co im wtedy byłaby taka sierota?
Teraz jednak to zupełnie co innego. Gregor nie był rodzicem, który chce ją adoptować. Był nieznanym, a jednak już bardzo znanym jej chłopakiem, który chyba nie zdawał sobie sprawy w co brnie. Do wczoraj żył nadzieją na prosty i szybki happy end. Ona też chciała happy endu. Mimo to coś podpowiadało jej, że zbyt mało jeszcze o nim wie i że Gregor nie jest wobec niej zupełnie szczery.  A intuicja rzadko kiedy ją zawodziła.
- Nie wyglądacie na obcych – skomentował lekko zazdrosny i uszczypliwy Michael.
Jeszcze tego potrzebowała!
- Przeeestań… Może coś ci się przyśniło? Widziałam jak ten facet ze sztabu daje wam jakieś tabletki. To pewnie od tego.
- To suplementy. A wzrok mam dobry i o zanikach pamięci też nic nie słyszałem. Szybko dałaś mu się okręcić wokół palca. Wiem, że mi nie ufasz i nie mam o to do ciebie pretensji, ale wiedz jedno: ludzie tak szybko się nie zmieniają. Gregor to niezłe ziółko. Nie daj mu się wykorzystać, bo – bez urazy – takich jak ty, ma na pęczki.
Rzekł to z chytrym uśmiechem na twarzy. Był sprytny. Nikt z nich tutaj nie potrafił przewidzieć tego, co planował… Baśka pewnie dopiero po „tym” przejrzy na oczy, ale Gregor chyba nie będzie już tak szczęśliwy…
Baśkę aż zatkało. Hayboeck był  szczery do bólu. Do BÓLU.
Nie wiedziała co ma powiedzieć. Ostatnie słowa sprawiły, że poczuła bolesne ukłucie  w sercu. Zraniło ją to. W głowie wciąż słyszała ostatnie słowa Michaela: „(…) takich jak ty, ma na pęczki.”
Przez chwilę czuła jakby zabrakło jej tchu, w uszach zaczęło jej szumieć i nagle poczuła nadciągającą gorączkę.
A przecież przygotowywała siebie na  taki scenariusz! Właśnie na taki. Jeszcze wczoraj, przecież o tym właśnie mu mówiła! Mimo to zawsze jednak wierzyła… Łudziła się nadzieją, że może faktycznie coś dla Gregora znaczy.
Hayboeck kręcił się w jego towarzystwie, dlatego pewnie coś wiedział. Dlaczego nie podważała jego słów, tylko od razu w nie uwierzyła?
Pewnie dlatego, że tak naprawdę nigdy  nie potrafiła sobie wyobrazić, że ktoś może ją pokochać.


*

Klub był zadymiony, a w powietrzu unosiła się woń wódki zmieszanej z sokiem pomarańczowym, toteż Baśka momentalnie zaczęła się krztusić. Nie była przecież przyzwyczajona do takich miejsc. Pani Rozalka skrupulatnie dbała o towarzystwo w jakim obracała się Baśka i nie zezwalała jej na sobotnie wypady do najsłynniejszego klubu w Zakopanem – Prestige’u.
- Chodź, zaprowadzę cię do naszej loży, a potem pójdę nam coś zamówić – powiedział Hayboeck, ciągnąc ją za rękę poprzez tłum porwanych w dzikim tańcu ludzi.
 Nie wiedziała po co tu przyszła. Prawdopodobnie po to, by rozładować wszystkie złe emocje, których dostarczył jej dzisiejszy dzień.
Kiedy dotarli do owej loży, która składała się z ustawionych blisko siebie czerwonych sof, przejechała beznamiętnie wzrokiem po przybyłych już gościach. Thomas, Gregor, Andreas i jakaś laska, której kompletnie nie kojarzyła. Wzruszyła ramionami, rzuciła krótkie „cześć” i rozsiadła się nonszalancko na jednej z sof. Mrugnęła do Hayboecka, dając mu znać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i że  spokojnie może udać się po napoje.
- Tylko bez alkoholu – zaznaczyła mu i zaśmiała się.
Hayboeck zasalutował jej na znak zgody i ruszył w stronę blatu baru. Kiedy odwrócił się od niczego nieświadomej Baśki, wyraz jego twarzy momentalnie uległ zmianie.
Teraz malował się na niej chytry uśmiech. Ukradkiem zerknął na wyświetlacz swojej komórki i odczytał najnowszego sms’a.

„Jestem już w Sochi. Za jakieś pół godziny będę u was. Dzięki za cynk. Myślisz, że Gregor się ucieszy? ;)”

- No to teraz wystarczy tylko czekać  na rozwój akcji… - skomentował zadowolony.

*

Baśka tymczasem siedziała na jednej z sof obok Gregora, jednak starała się utrzymywać między nimi jakiś dystans odległościowy. Musiała być konsekwentna.
Gregor wahał się trochę, ale chęć rozmowy z Baśką przewyższała wszelkie inne zahamowania.
- Zatańczymy? – zaproponował.
Baśka spojrzała na niego pobłażliwie i uniosła brew.
- Mieliśmy być w separacji – powiedziała dumnie.
- Ja nic takiego nie obiecywałem – bronił się Gregor, wciąż nie dając za wygraną. Taki już był, a Baśka bardzo to lubiła.
Przysunął się bliżej niej tak, że mogła wyczuć zapach jego perfum.
- Spadaj do swoich panienek! – nie wytrzymała i z wściekłością spiorunowała go wzrokiem.
- Hej, co się dzieje?! – Gregor zauważył, że w zachowaniu Baśki coś się zmieniło. Jakby ktoś jej czegoś naopowiadał, a ona w to uwierzyła. Szczerze zaczął się obawiać, że Thomas coś wypaplał, ale znał go i wiedział, że to nie w jego stylu. – O czym ty mówisz?
Baśka zaśmiała się nerwowo.
- O czym ja mówię? To chyba ty już powinieneś dobrze wiedzieć – odruchowo wstała z miejsca, widząc nadchodzącego Hayboecka.
Michael podał jej do ręki sok i odważnie spojrzał prosto w oczy Gregora.
- Chyba szykuje ci się jakaś niespodzianka… - powiedział tajemniczo, powodując zmieszanie u Gregora. Schlierenzauer niepewnie spojrzał w miejsce, gdzie utkwiony był wzrok Hayboecka, a, co najgorsze!, również Baśki.
Na scenie stała Sandra, szczerze zadowolona ze swojej niespodzianki.
- Ekhem – rozpoczęła swoje przemówienie, poprawiając statyw od mikrofonu. – Chciałabym powiedzieć, że przyjechałam tu specjalnie dla mojego narzeczonego Gregora, bo wiem jak ważne są dla niego te Igrzyska i jak istotne jest by miał przy sobie kogoś bliskiego. Gregor, kochanie  – zwróciła się do Schlierenzauera, utrzymując z nim kontakt wzrokowy – Przepraszam, że musiałeś na mnie tak długo czekać. Bardzo cię kocham i pragnę, abyś spełnił swoje marzenia tu, w Sochi. A na koniec chciałabym zadedykować nam nasz ulubiony utwór „Love Song” AC/DC! – dodała rozanielona, nawet nie zwracając uwagi na stojących obok Gregora: Baśkę i Michaela.
Schlierenzauer kompletnie zdezorientowany zerkał co chwilę to na Sandrę, to na Baśkę, która wyglądała jakby za chwilę miała zemdleć.
- Nikt – zaczęła. – Nikt nigdy mnie jeszcze tak bardzo nie upokorzył!!! – wykrzyczała ze łzami w oczach i wybiegła z klubu.
Hayboeck na początku szyderczo się śmiał, mrucząc coś pod nosem o kłótni kochanków, ale za chwilę uspokoił się i zaczął martwić się o Baśkę, dlatego pobiegł za nią.
Gregor natomiast kompletnie uziemiony ze zbolałą miną patrzył jak w jego kierunku zmierza Sandra.
- Witaj kochanie – powiedziała słodkim głosikiem i uwiesiła mu się na szyi. – Stęskniłeś się?...

_______________________________

Jestem :D Nie wiem jak tam rozdział, bo trochę był pisany na raty :P Chciałabym jeszcze w tym miesiącu coś dodać, może z dwa rozdziały, bo w sierpniu prawdopodobnie jadę nad morze i nie wiem jak to będzie z internetem ;) Wakacje trwają w najlepsze, choć dla mnie praktycznie trwają jakiś tydzień :P Wcześniej nie miałam możliwości odpoczynku. A co tam u Was, Kochane? :* Ode mnie tylko tyle, bo mam dziś trochę spraw do załatwienia ;) Buziaki :*

//Gdyby ktoś z Was miał jakieś pytania, to znajdziecie mnie tutaj: wywiader.pl/esthera//