Baśka
uśmiechała się tajemniczo zza talii trzymanych w ręku kart.
- Co cię tak
śmieszy?... – obruszył się Gregor, który obawiał się najgorszego. Widział już
ten jej sprytny uśmieszek, który malował się na twarzy. Baśka sięgnęła po jedną
z kart i odwróciła ją, po czym wybuchnęła gromkim śmiechem. Tymczasem jemu,
Gregorowi, wcale nie było do śmiechu. Ograła go! Jak jakiegoś dzieciaka,
amatora…
- Dobra
jesteś… - wymruczał oszołomiony swoją karcianą klęską.
- A taki
byłeś pewien – zadowolona powtarzała pod nosem, wachlując się resztą kart. – Nie
chwaląc się, ale musisz zjeść jeszcze beczkę soli, żeby mi dorównać.
Szydziła z
niego i jego talentu do hazardu, którym wyraźnie odbiegał od umiejętności
Baśki.
- Kto cię
tak wyszkolił? Rozalka czy zakonnice? – prychnął udając urażonego, choć tak
naprawdę wcale nie było mu szkoda, że przegrał. Teraz miał bowiem pretekst do
kolejnych rozmów z Baśką, a kto wie – pewnie jeszcze odwiedzin jej. Oczywiście
nie zamierzał też tego tak zostawić.
- Żądam
rewanżu – zapowiedział.
Baśka
uniosła brew, kręcąc głową.
- No nie
wiem, nie wiem… - przedłużała. – Nie wiem czy zasługujesz. Łaskawie zgodziłam
się zagrać z tobą w karty – mówiła wyniośle, udając, że wiele ją to kosztowało.
– Muszę się zastanowić.
Gregor
uśmiechnął się pod nosem.
- Omówimy to
w hotelu – powiedział, zerkając na nią tajemniczo.
- Proszę?!
Jego głos,
mimo iż nie brzmiał zbyt poważnie, to zdołał zaniepokoić Baśkę.
- Wiesz… w
Soczi będziemy mieć wiele czasu dla siebie. Pomiędzy treningami, a zawodami też
trzeba jakoś żyć.
- I bardzo
dobrze. Będziesz sobie żył, ale z dala ode mnie.
- Więc co ty
tam niby zamierzasz robić?! – parsknął śmiechem, jak gdyby uważał, że tylko
towarzyszenie mu może okazać się jakąś rozrywką.
Baśka zlekceważyła
jego słowa.
- Ty lepiej
daj mi coś do pisania to ci zanotuję numer konta bankowego domu dziecka –
powiedziała zadowolona z siebie. - Świetnie się z tobą robi interesy – dodała
dumna.
- Nie miałaś
nic do stracenia… - mówił, chcąc umniejszyć jej triumf. – Czy wygrałabyś, czy
przegrała i tak czekała cię nagroda!
- Chcesz
nazwać nagrodą udawanie twojej dziewczyny przez dwa tygodnie? – wzdrygnęła się,
unikając jego wzroku. – Zapewniam cię, że nie cieszyłoby mnie to.
Gregor
zaśmiał się, tak jak to on potrafił, sprawiając, że Baśka kolejny raz poczuła,
że stroi sobie z niej żarty.
- Śmiej się,
śmiej. Też bym się śmiała jakby jakaś biedaczka ograła mnie w karty – mówiła. –
Ale taki już mój urok. I tak mi wszystko wolno, w końcu jestem sierotą. Muszę
myśleć o moich najbliższych i dbać o nich, nawet za cenę takiego upokorzenia
jakim był ten cholerny zakład z tobą – odparła ironicznie słodkim głosem.
- Mam zawołać lekarza? – zapytał, przerywając
jej.
Obrzuciła go
obrażonym spojrzeniem.
- Mówisz o
lekarzu dla siebie? Faktycznie, może w końcu ktoś ci pomoże… Ale jakbyś chciał,
to mam namiary na dobrego psychiatrę.
- … już u
niego byłaś, prawda? – wciąż się z nią przekomarzał.
Dziewczyna
miała czasem chęć zetrzeć mu ten jego uśmiech z twarzy, ale jednocześnie
polubiła już te ich przemawianki, które niejednych mogłyby rozbawić.
- I chyba po
tych dwóch tygodniach będę musiała do niego wrócić… - wymamrotała patrząc się na
niego i zagryzając wargę.
Podróż
dobiegała już praktycznie końca. Cztery godziny, które początkowo wydawały się Baśce
istną katorgą, minęły niespodziewanie szybko. Gregor zdążył ją do tego stopnia
rozgadać, że zapomniała o upływającym czasie.
Stewardessa
podawała teraz komunikaty do pasażerów, prosząc ich o przygotowanie się, gdyż
samolot zaraz miał podejść do lądowania. Rutynowe zabiegi i szablonowe
wypowiedzi, które Baśka do tej pory widziała już tysiąckroć na filmach.
Dopiero w
pewnej chwili, kiedy lekko obejrzała się do tyłu, ujrzała siedzącego i
wpatrującego się w krajobrazy za niewielkim okienkiem, Hayboecka.
„Oho…
- pomyślała – rozmowa będzie jednak
nieunikniona.”
Wbrew
wszystkiemu (i wszystkim!) postanowiła zachowywać się wobec niego jak gdyby
nigdy nic. Może taka już była jej natura, ale czuła się winna. Tak, winna.
Przede wszystkim temu, że doszło do bijatyki. I choć niewielki był tu jej
udział, to wiedziała, że trochę namąciła. Niepotrzebnie zrobiła z igły widły.
Jakby nie patrzeć – nic się nie stało. Hayboecka trochę poniosły emocje, ale
przecież przez całą imprezę go prowokowała, chcąc wzbudzić zazdrość w Gregorze!
Kiedy
wylądowali, z trudem i z niechęcią zwlekła się z siedzenia, próbując rozprostować
kości. Za nią uczynił to także Gregor, zabierając swoją torbę sportową i
gazetę, która okazała się zbyteczna. Zdecydowanie potrafili sobie sami „umilić”
czas.
- Nie
zapomnij kart – zachichotała.
- Przy
rewanżu zagramy w coś innego – zapowiedział.
- Jeśli
każesz mi skoczyć ze skoczni, to możesz być pewien swojego triumfu –
powiedziała, wystawiając mu język.
Dla
pozostałych pasażerów, opuszczających samolot, musieli wyglądać jak para
przyjaciół, która zna się od bardzo dawna. I chore było to, że tak naprawdę znali
się zaledwie od kilku dni.
- Obawiam
się, że nie przeżyłabyś i nie byłoby żadnej nagrody – odparł, uświadamiając
sobie fakty.
- Jakiś ty
spostrzegawczy! Na dodatek bardziej troszczysz się o to, żebyś dostał nagrodę
niż żebym przeżyła… I właśnie dlatego
jestem sama, bo wszyscy faceci tacy są.
- Zostawmy
ten temat na później… - uciął rozmowę, prowadząc ją ku wyjściu z samolotu.
Pogoda była mroźna,
ale bardzo słoneczna. Na płycie lotniska na skoczków czekali już jacyś przedstawiciele
z Komitetu Olimpijskiego. Wszyscy tam się znali, przedstawiali i rozmawiali o
sprawach, które ich dotyczyły. A ona nie miała o czym rozmawiać, bo zwyczajnie
poczuła się tu jak piąte koło u wozu. Ale czego miała się spodziewać? Że Gregor
weźmie ją ze sobą i przedstawi wysoko postawionym gościom? Jako kogo? Co innego
jeśli chodziło o zabawy i żarty przed stewardessą, co z łatwością przyszło
Schlierenzauerowi…
- Bez sensu
to wszystko – powiedziała obrażona, odnajdując panią Rozalkę i resztę
piętnastoosobowej grupy z domu dziecka. Kobieta westchnęła niepocieszona i
dodała:
- Nie marudź…
Ty akurat miałaś już dziś wystarczająco dużo poświęconej uwagi – odparła,
śmiejąc się pod nosem. – Ten pan Gregor chyba cię polubił – mrugnęła do niej
porozumiewawczo. – W końcu to dzięki tobie tu jesteśmy.
Baśka
pokiwała głową, choć myślami była gdzie indziej.
- Wynegocjowałam
jeszcze to, że pomoże nam w remoncie domu – dodała.
Pani Rozalka
rozpromieniła się i podrzuciła trzymaną właśnie na ramieniu Lilką.
- Potem
pogadamy – powiedziała Baśka i odeszła w stronę Hayboecka, uprzednio orientując
się, że stoi w osamotnieniu od grupy i nie mizdrzy się do kamer i organizatorów
Igrzysk.
- Michael...
– zaczęła niepewnie, podchodząc do niego. Wyglądała jak zagubione dziecko. Obawiała
się jego reakcji.
Odwrócił się na dźwięk jej głosu i zlustrował ją
od góry do dołu.
- To ty… - powiedział oschle, zbijając ją z
tropu. – Co u was słychać?
- U nas?! U
mnie i u kogo?... – zdziwiła się.
- Nie
udawaj, że nie wiesz o co chodzi. U
ciebie i u twojego wybawiciela – powiedział ze złością w głosie. – A najlepsze jest
to, że przez całą imprezę dawałaś mi zupełnie co innego do zrozumienia! - prychnął.
Baśka obawiała
się właśnie tych słów. Nie wiedziała czemu Hayboeck potrafił ją wprowadzić w
takie poczucie winy.
- Niczego
nie dawałam ci do zrozumienia!... Posłuchaj, ja nie chcę żebyśmy się kłócili.
Nic do ciebie nie mam, a wtedy trochę
głupio się stało. Mimo to podtrzymuję moje słowa. I nie miałeś powodu, żeby
rzucać się na mnie jak zwierzę!... – wykrzyczała, zniżając jednak nieco ton
głosu przy ostatnich słowach.
Michael
patrzył się gdzieś w dal i nawet nie zaszczycił jej swoim spojrzeniem.
- Zapomnijmy
o tym – powiedział obojętnie, spostrzegając Gregora. – Musimy się przecież
widywać przez co najmniej dwa tygodnie. Już wystarczy, że nie cierpię
Schlierenzauera. Do ciebie nic nie mam.
Mówił to
władczym tonem, jakby oczekiwał, że Baśka podziękuje mu za jego szczodre serce.
- Rozumiem,
że między nami jest już OK.? – upewniła się, zauważając, że Gregor zaczął jej
szukać wzrokiem. Zamierzała zakończyć konwersację z Michaelem, zanim stanie się
coś głupiego i nieodwracalnego.
Hayboeck
pokiwał głową i dalej tak stał, zamyślony, wpatrzony w odległy punkt i oparty o
duży autobus, który miał przewieźć ich z lotniska do hotelu.
Odeszła więc dosyć zadowolona ze swoich dzisiejszych
dokonań.
- To jeszcze
nie koniec, moja droga… - wysyczał pod nosem Hayboeck, czego jednak Baśka nie
była już w stanie usłyszeć.
Dziewczyna
spacerowała teraz po płycie lotniska i znudzona kopała butami drobne kamyczki
żwiru, które zdołały się tu przyplątać. Poprawiła swój szal wokół szyi i
mruczała pod nosem jakieś niezrozumiałe przekleństwa, którymi miała chęć
obdarzyć Gregora.
- Do mnie
mówisz?
Jeden z
kopniętych właśnie kamyków poturlał się pod nogi Schlierenzauera, który
zdecydował się już zostawić media i powrócić do „uprowadzonej” Baśki.
- O, łaskawie
przypomniałeś sobie o mnie – powiedziała, zatrzymując się przed nim. Była od
niego sporo niższa, więc by spojrzeć mu prosto w oczy musiała zadrzeć wysoko
głowę.
- Już
zatęskniłaś? – spytał uśmiechając się do niej.
- Baaardzo –
przedrzeźniała go.
- Cieszy
mnie to – odparł szybko, nie zważając uwagi na jej ironiczny ton głosu.
- Mógłbyś
jednak tak ostentacyjnie nie lekceważyć zaproszonych gości – zwróciła mu uwagę,
zapomniawszy uprzednio ugryźć się w język.
- Aaa
rozumiem! Twierdzisz, że poświęcam ci za
mało czasu? Poprawię się, obiecuję – uniósł dłoń w geście obietnicy. Baśka
niepocieszona prychnęła i odwróciła się, nie chcąc już dłużej z nim rozmawiać.
Gregor jednak zdążył zatrzymać ją, chwytając za przedramię.
- Już tak
się nie obrażaj tylko wskakuj do autokaru, bo zaraz jedziemy do hotelu – zapowiedział.
Baśka wciąż milcząca i znudzona przystała na jego propozycję.
Tym razem
założyła jednak słuchawki i przez całą drogę nie odezwała się do Gregora ani
razu.
*
Hotel, w
którym przyszło im zamieszkać okazał się bardzo ładnym i przestronnym miejscem,
w centrum wioski olimpijskiej. Początkowo Baśka sądziła, że jej i grupie z domu
dziecka przyjdzie zamieszkać gdzie indziej, z dala od potrzebujących spokoju
sportowców, ale nie doceniała Gregora.
Idąc za nią
kierował ją w stronę recepcji hotelu.
- Gregor
Schlierenzauer – przedstawił się recepcjonistce, która od razu przypomniała
sobie jego wcześniejszy telefon.
- Tak, tak,
pamiętam! 8 pokoi dwuosobowych – powtórzyła z uśmiechem, uzupełniając coś w
komputerze i biorąc do ręki kilka kluczy. - Będą potrzebne mi dane rezydentów – mówiła,
zaciekle coś stukając na klawiaturze. – Pani nazwisko? – zwróciła się w stronę
znudzonej Baśki, która stała u boku Gregora.
- Barbara Farat.
- Proszę,
dla pani więc pokój numer 345 – podała jej klucze. – A pan, panie Gregorze z
tego co wiem ma pokój… - wciąż sprawdzała coś w komputerze. – Tak, zgadza się.
Pokój numer 346!
____________________________
Dodaję i już mnie nie ma :P Lekcje czas zacząć robić ^^ Jestem przeziębiona, ale żeby nie być w szkole w swoje urodziny?... Jutro już więc będę :P Wystarczy, że nie ma mnie jeden dzień, a już mam przysłowiowe "urwanie głowy". Zostałam też zgłoszona na dwa konkursy, w których tak naprawdę nie wiem o co chodzi :D Dobra, lecę :*
Haha jakoś nie wyobrażam sobie pani Rozalki siedzącej z kartami! :D
OdpowiedzUsuńI niejednych rozbawiają!! Uwierz! Jak ja uwielbiam czytań, gdy ktoś się ze sobą przekomarza! Świetnie Ci to wychodzi. Jak zawsze śmiesznie, zabawnie i z sensem.
Co ten Michael kombinuje, hm? Na pewno coś niedobrego... Tylko niedobrego dla kogo? :) Uch, aż mi ciary po pracach przeszły, jak pomyślałam, co on mógłby chcieć! ;p
Ależ ten Gregor zaradny! Wszystko wykombinował tak, by być jak najbliżej Baśki. Co za manipulant! Ale takiego go właśnie lubię. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić go z innym charakterem - nie w twoim opowiadaniu ;p
Wiesz, mam nadzieję, że niedługo na scenę znów wpadnie Morgi z tymi swoimi radami dla Gregora!
No cóż ja mogę powiedzieć. Wszystko mi się podobało, znów się uśmiałam, czytając ich rozmowę, ale o tym już pisałam. No i zżera mnie ciekawość. Co tam dalej napiszesz???!!! Już sobie wyobrażam minę Baśki po tym jak usłyszała, że mają mieć koło siebie pokoje!
Wracaj szybciutko do zdrowia!! Wiem, o czym mówisz, to samo miałam, jak mnie we wtorek nie było :) Miałam odrabiać pracę domową, ale nie mogłam sobie odpuścić i musiałam przeczytać rozdział!
W każdym razie, czekam z niecierpliwością na kolejny!! Toż już 11?! Ale to szybko leci!
Zuza ;*
Hej
OdpowiedzUsuńSUPER!!! Fajnie opisałaś tą podróż. Haha Baśka wygrała! I dobrze niech go naciągnie sam chciał :P Oj Michael obraził się/jest zazdrosny.(chyba bo z odczytywaniem chłopaków mam problem;() Też czekam na te rady Morgiego :D Niecierpliwie czekam na następny rozdział!!!
Ali (M.):P