niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 7.

- Pogięło cię?!
Hayboeck z trudem podnosił się z podłogi, kalecząc sobie przy okazji dłoń.
Schlierenzauer bez jakiegokolwiek poczucia winy patrzył na niego z satysfakcją, uśmiechając się co jakiś czas.
Gdzieś w tle mignął błysk fleszu. Niezawodni paparazzi już wyczuli tanią sensację.
- Mało ci jeszcze? – wyrywał się Gregor, chcąc ponownie rzucić się na Hayboecka, lecz Baśka w porę go zatrzymała, łapiąc drżącymi dłońmi za jego ramiona.
- Gregor… - zaczęła niepewnie – daj spokój.
Czuła się w pełni winna całego tego zajścia. Ale musiała przyznać, że Michael ukazał się z najgorszej możliwej strony, tracąc w jej oczach wszystko .
Gregor wreszcie przeniósł wzrok z Hayboecka na Baśkę, kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Nic ci nie jest? – usłyszała nad sobą.
- Nie, nic – szybko zaprzeczyła, chcąc uspokoić i zagłuszyć całe zajście. Niestety nieskutecznie, gdyż wokół ich trójki pojawiła się reszta zebranych tu gości, w tym wielu dziennikarzy z aparatami.
Hayboeck uśmiechnął się szyderczo, jak gdyby za chwilę chciał wypuścić z ust jakąś ciętą ripostę.
- Nie wtrącaj się – odrzekł w kierunku Schlierenzauera. – Pewne sprawy zwyczajnie cię nie dotyczą…
- Mylisz się – uciął krótko Gregor.
Co chciał przez to powiedzieć? Baśka jeszcze mocniej przytrzymała go za ramię, bojąc się, by znowu się nie wygłupił. Sprawa wyglądała dosyć jasno – stanęła przy boku Gregora, widząc w nim swojego obrońcę, przy czym ani razu nie zerknęła w oczy Hayboeckowi.
Michael udał zaciekawionego, oczekując głębszych wyjaśnień ze strony Schlierenzauera.
- Święty Gregor przybył z ratunkiem… - mówił ironicznie, ścierając krew spod nosa, która przeszkadzała mu w mówieniu.
- Powinienem ci jeszcze raz przyłożyć – zdenerwował się Gregor.
- Dość! – przerwała im Baśka, piorunując obu spojrzeniem. Nastała cisza. – Nie zamierzam kontynuować tej chorej sytuacji. Media już będą miały pożywkę z waszej głupoty, brawo!
Czuła, że może nie było to sprawiedliwe wobec Gregora, ale nie miała na tyle odwagi, by go tu pochwalić czy wyróżnić. Zwyczajnie się go wstydziła. Zerknęła na jego twarz, na której wymalowany był ból. I nie mowa tu u bólu fizycznym, który także musiał mu towarzyszyć.
- Dzięki za pomoc, ale nie musiałeś… - wymamrotała cicho, mimo to została jednak usłyszana.
Gregor popatrzył się na nią ze zdumieniem. Wcale mu się nie dziwiła. Pomógł jej, a ona rzuciła tylko jakieś zdawkowe zdanie.
- Tyle na dziś, dziękujemy za uwagę! – zaszczebiotała teatralnie w stronę gapiów. Dopiero teraz zjawił się tu także Thomas, próbując załapać o co poszło.
- Mówiłem ci… - przypomniał swą ostrogę kumplowi. – Miałeś nie pić.
- Na trzeźwo zrobiłbym to samo – odparł hardo Schlierenzauer, obserwując jak Hayboeck odchodzi w kierunku łazienki. – Dostał za swoje, już dawno mu się należało.
- Chcesz powiedzieć, że mu przywaliłeś?! – zapytał z niedowierzaniem Morgenstern. – Coś ty najlepszego narobił, chłopie… Niech tylko Pointner się o tym dowie.
Gregor popatrzył na niego obojętnym wzrokiem.
- O co poszło? – Thomas chciał poznać szczegóły napadu wściekłości przyjaciela. – O nią?... – dyskretnie wskazał na zbiegającą schodami Baśkę.
- Zaczął ją całować to nie wytrzymałem!... – odpowiedział szybko, wciąż nie mogąc ochłonąć z emocji. – Wybacz, ale muszę ją dogonić.
Natychmiast pobiegł za Baśką, która w pośpiechu opuszczała budynek Sali bankietowej.
- I to nazywa się chorobliwa zazdrość – stwierdził Thomas, rozglądając się wokół miejsca bójki. Wszędzie pełno było odłamków szkła i rozbitych naczyń, a całość dopełniał widok połamanego stolika.

*

- Baśka! – usłyszała za sobą wołanie goniącego ją Gregora. Nie minęła chwila, a już był przy niej. – Nie powinnaś sama wracać nocą… Odprowadzę cię.
W blasku świateł latarni jeszcze lepiej dostrzegała jego rozbity łuk brwiowy i zaczerwieniony od uderzenia policzek.
- Naprawdę nie musiałeś tego robić… poradziłabym sobie – wyszeptała, czując, że zaraz się rozklei.
Obserwował ją uważnie i delikatnie pogładził jej policzek, na co zareagowała wzdrygnięciem. Po chwili jej skóra przyzwyczaiła się już do jego dotyku.
- Ale chciałem – odparł stanowczo, widząc niepewność w jej oczach. – On nie miał prawa pocałować cię bez twojej zgody.
Pokiwała głową i wbiła wzrok w ziemię. Co on takiego w sobie miał, że aż tak potrafił ją onieśmielić? Czasem go nienawidziła, a czasem wydawał jej się tak bliski…
- Całe przyjęcie cię obserwowałem i nie mogłem pogodzić się z tym, że to właśnie z nim tańczysz. Nie rozumiem dlaczego jemu pozwalasz się do siebie zbliżyć, a mi nie?... – zastanowił się.
„Może dlatego, że tak mi jest łatwiej?” – dodała w myślach Baśka.
- Czy pozwolisz mi bym cię odprowadził? – zapytał.
Uśmiechnęła się do niego. Był dziś naprawdę miły. A może on zawsze taki był? Może to tylko sytuacja z Hayboeckiem otworzyła jej oczy? Ale nie… to było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.
- Mhm – pokiwała głową i wspólnie ruszyli w kierunku ulicy Chabrowej.
Początkowo milczeli, ale z czasem pytania zaczęły same nasuwać im się na myśl. Szczególnie Gregorowi, który już od dawna pragnął dowiedzieć się czegoś więcej o Baśce.
- Ile ty masz właściwie lat? – spytał. – Wybacz, że pytam, ale skoro mieszkasz jeszcze w domu dziecka, wciąż chodzisz do szkoły, tak?
Baśka mrugnęła do niego.
- Siedemnaście, ale wkrótce osiemnaście.  Nie obawiaj się, nie obruszam się o takie pytania. W sumie, to możesz pytać mnie o co chcesz – wzruszyła ramionami.
- Masz chłopaka?... – wypalił momentalnie, co spowodowało wybuch śmiechu u Baśki. Zmrużyła oczy i wycelowała w niego palcem.
- Proszę! Jak szybko obmyślone pytanie…
Gregor westchnął i uniósł dłonie.
- Pozwoliłaś pytać, więc…
- Dobra, dobra. Nie mam – odparła, rozwiewając wszelkie wątpliwości Gregora. Ten odetchnął z ulgą.
- Aż tak ci ulżyło? – spytała ironicznie Baśka.
- Jak widzisz. Chciałbym dowiedzieć się jeszcze czegoś o tobie, ale nie mam odwagi wprost pytać cię o twoje życie. Chętnie za to posłuchałbym tego, co sama chcesz mi o sobie powiedzieć.
Baśka uniosła brew, dziwiąc się temu. Nie miał odwagi? To chyba niepodobne do niego. W ogóle ta rozmowa nie była podobna do żadnej ich poprzedniej. Wydawała się znaczniej dojrzalsza.
- Serio cię to obchodzi? – zdziwiła się, ale widząc, że Gregor uważnie jej słucha, postanowiła nieco przybliżyć mu swoją osobę. – Szczerze dziwi mnie to, że interesuje cię życie jakiejś polskiej nastolatki, ale widocznie mało jeszcze rozumiem ten świat. Jak mam na imię, to już wiesz… Nazywam się Farat, więc być może wymówisz, bo z tą Baśką to ci słabo idzie… - zaśmiała się perliście. – Mieszkam i pochodzę z Zakopanego. Moi rodzice i siostra zginęli w wypadku piętnaście lat temu, a ja jakoś przeżyłam i tak żyję do tej pory. I to by było na tyle - zawahała się.
Schlierenzauer słuchał jej z powagą nic nie mówiąc.
- Przepraszam, nie chciałam cię tak załamać moim życiem… Każdemu komu opowiem coś o sobie od razu jest smutno. A co ja mam powiedzieć? Nie gadajmy o tym więcej. I tak już ci dużo powiedziałam, sama nie wiem dlaczego.
- Przestań! Dziękuję ci, że tyle mi o sobie powiedziałaś, a wiem, że musiało cię to sporo kosztować.
Przystanęli tuż obok bramy Domu Dziecka im. Korczaka.
-  Teraz przynajmniej będę miał pewność, że bezpiecznie trafiłaś do domu – powiedział z troską w głosie.
- Gregor, zaczekaj… - zatrzymała go. – Wejdź na chwilę to jakoś opatrzę tę twoją ranę. W końcu to przeze mnie.
Mrugnęła do niego, chcąc rozluźnić sytuację.
- Nie czuj się winna – poprawił ją.
- Mimo to zapraszam cię. Liczę, że nikt nas nie śledzi z aparatem, ale ty i tak masz już przerąbane. Jutro będziesz w każdej zakopiańskiej gazecie – westchnęła i złapała go pod rękę, prowadząc do ośrodka.
- Porywasz mnie?! – droczył się z nią Gregor.
- Pewnie, porwania to moja specjalność!

*

- Au – syknął Gregor, krzywiąc się z bólu, kiedy Baśka polewała jego ranę wodą utlenioną.
- Jeszcze chwilę – uspokoiła go i oczyściła miejsce z krwi, chcąc by skoczkowi sprawiło to jak najmniej bólu.
Gregor obserwował uważnie każdy jej ruch, ukradkowo uśmiechając się.
- Byłabyś świetną lekarką – oznajmił po ocenie „akcji ratowniczej” Baśki.
- Bujasz – odpowiedziała, patrząc na niego z politowaniem. – Powierzać w moje ręce życie ludzkie to karygodna nieodpowiedzialność.
Schlierenzauer i tak jednak obstawał przy swoim.
- Jutro będzie zły dzień, nie? – zapytał po chwili milczenia, przypominając sobie wszystkie zdarzenia dzisiejszego wieczoru. – Już sobie wyobrażam pogadankę trenera, tytuły gazet… Ale jednego nie żałuję: tego, że ten frajer dostał za swoje.
Baśka nic nie powiedziała, tylko cmokała, odmierzając na oko, w którym miejscu przykleić plasterek.
- Nie ruszaj się – rozkazała Gregorowi, który siedział teraz posłuszny jak aniołek. – Już.
Poprawiła jeszcze raz przyklejony plaster i odsunęła się na swobodną odległość od Schlierenzauera.
- Każdy dzień jest dobry – odparła po namyśle. – Chcesz coś do picia? Mam na myśli coś bezalkoholowego, bo tego to już ci na dziś starczy.
- Wodę, jeśli możesz – oznajmił, obserwując krzątającą się po kuchni Baśkę. – Właściwie to czemu ty mnie tak nie lubisz?...
Wyrzucił z siebie pytaniem, które nurtowało go od dawna. Już od pierwszego dnia, w którym się poznali. A ich znajomość stawała się coraz bardziej dynamiczna.
- Kto powiedział, że cię nie lubię?! – rzuciła nerwowo, sama nie wiedząc jak to jest naprawdę z tą „lubością” bądź „nielubością” Gregora.
O mało co przelałaby całą szklankę wody dla skoczka.  
- Nic do ciebie nie mam – dodała niepewnie, podając mu napój. Gregor korzystając z okazji, chwycił jej dłoń, powodując tym samym znaczne przyspieszenie akcji serca u Baśki. – No może poza tym, że jesteś trochę zarozumiałym i pewnym siebie facetem… - tłumaczyła się, nie chcąc aż tak bardzo osłodzić ich relacji. Nic dobrego z tego by nie wynikło.
Gregor zaśmiał się, jeszcze mocniej ściskając jej dłoń.
- I za to cię lubię – powiedział, ku jej zdziwieniu. – Jesteś taką małą diablicą i nie kadzisz mi tak bez przerwy, w przeciwieństwie do innych dziewczyn, które poznaje.
Szybko wyrwała swą dłoń z jego uścisku i zajęła miejsce naprzeciwko.
Dochodziła już prawie północ. Siedzieli w pełnej mroku kuchni, a jedynym światłem jakie im towarzyszyło była blada smuga światła księżycowego, która przedzierała się przez okno.
- Wszyscy już śpią, a ja siedzę sobie z tobą w kuchni i piję wodę – zaśmiała się Baśka, niedowierzając. – W najśmielszych snach nie wyśniłabym sobie takiego zakończenia dnia.
Niespodziewanie oboje zaczęli się śmiać, póki Baśka nie przypomniała sobie, że mogą wszystkich obudzić.
- Ciii… nie daj Boże zaraz przyjdzie tu siostra Łucja i da mi kazanie na temat tego, że przyprowadzam nieznanych młodzieńców do domu… - zachichotała, widząc rozbawioną twarz Schlierenzauera.
- Dobrze ci tu? – zapytał omiatając wzrokiem wnętrze domu dziecka.
Baśka zaskoczona takim nagłym pytaniem wzruszyła ramionami i odparła spokojnie.
- Tak. To jest moje miejsce na ziemi i mój jedyny dom.  Choć teoretycznie po rodzicach odziedziczyłam jeszcze domek blisko gór. Po osiemnastce będzie prawnie w pełni mój – oznajmiła. – I wiesz… czasem myślę jak by to było, gdyby moi rodzice i siostra żyli. Pewnie byłabym teraz gdzie indziej, a nie tu, z tobą w kuchni… I pewnie w ogóle bym cię nie poznała!
- A ja ciebie – odparł z nostalgią w głosie Gregor.
Baśka popatrzyła mu się prosto w oczy i z nutką zawahania, zapytała:
- Dlaczego właściwie zaprosiłeś nas do Sochi? Dlaczego nas?!... Jakieś sieroty z Polski. Aż tak bardzo nie masz co robić z forsą?
Gregor zaprzeczył.
- Po pierwsze chciałem cię przeprosić – tłumaczył, utrzymując z nią kontakt wzrokowy. – Po drugie chciałem pomóc, a po trzecie… chciałem żebyś tam ze mną była.
Baśkę totalnie zamurowało. Nie wierzyła, że dla Austriaka aż tak bardzo liczyła się jej obecność na Igrzyskach? Zamrugała kilkakrotnie oczami i wymamrotała:
- Ja?...
Schlierenzauer zrobił poważną minę, tak, że jego kości policzkowe wyraźnie się uwydatniły. Pokiwał głową.
- Ty. Właśnie TY – dodał mocniej akcentując ostatnie słowo. 

________________________________

Piękny, genialny wprost weekend Polaków na IO w Sochi. Niezawodny Stoch i nieprzewidywalny Bródka. Jednym słowem: łał. Jestem pod mega wielkim wrażeniem. W gruncie rzeczy sama po cichu liczyłam na naszych panczenistów i dalej liczę :) W końcu jeszcze dwie drużynówki przed nami. A do tego drużynówka w skokach, starty Justyny i biathlon, w którym nie ukrywam, upatruję jakiejś szansy medalowej :P Mam nadzieję, że rozdział jest OK., ale fajerwerek nie ma :P Ale będą haha ^^ Mam taki świetny pomysł na to, co wydarzy się w kolejnych rozdziałach, że nic tylko pisać i pisać ^^ A z wolnym czasem to trochę krucho u mnie :P Co nie zmienia faktu, że w moim życiu wszystko idzie w jak najlepszym kierunku :) Pozdrawiam, Vanilla.

4 komentarze:

  1. Nie zgodzę się z Tobą, rozdział SUPER!!! Wow!!! Jestem pod wrażeniem;* Fajnie, że Baśka i Gregor trochę się zbliżyli do siebie. Ciekawa jestem jak z tym zakładem Morgiego i Gregora. Mam nadzieję, że jakoś znajdziesz czas na pisanie:P Weekend był super dwa złote medale w jeden dzień!:D Haha! Euforia!!!
    Z niecierpliwością czekająca na kolejny rozdział Alli:* Pozdrawiam;* :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Heeej! Mówiłam, że uwielbiam Morgiego? Pewnie tak, ale muszę to powtórzyć! Uwielbiam Morgernsterna!! Za jego nazwisko, za jego charakterek w tym opowiadaniu, za imię! Za całokształt! *,*
    W stu i jeden procentach zgadzam się z Alą!! Bardzo przyjemnie mi się czytało ich rozmowę podczas tego spacerku na ulicę Chabrową i potem tą w kuchni domu dziecka. Wszystko takie przemyślane, momentem zabawne - co u Ciebie zawsze jest, ale muszę to podkreślić ;p Ach, ale ta Baśka niegrzeczna! Porwała Gregora :D
    Akcja ratownicza, mówisz? Aż mi się przypomniała resuscytacja! *,*
    Świetnie opisałaś chyba każdy detal w tym rozdziale. Uwielbiam czytać Twoje notki, które według mnie są megasuper wciągające! Jak ja się cieszę, że Baśka i Gregor w końcu ze sobą porozmawiali!!! Ciekawi, co tam mogli napisać w gazetach :D i co tam wymyślisz w Sochi i co w kolejnym rozdziale!
    Zgadzam się, to był piękny weekend! *,* na biathlon również liczę od początku Igrzysk.
    No... fajerwerek nie słychać, ale to pewnie dlatego, że ja mieszkam tam, gdzie mieszkam ^^ Ale rozdział naprawdę był cudowny!
    To pisz, pisz, by Sandra miała jak najwięcej rozdziałów do nadrobienia ;p
    Twoja fanka
    Zuza ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka! Ja też właśnie skończyłam czytać. Co prawda nie mogłam się doczekać tego momentu od kiedy mi tylko powiedziałaś, że jest już nowy rozdział! Ciekawe, co będzie dalej??? Czyta się rzeczywiście bardzo przyjemnie, jak wszystkie rozdziały. Jestem Twoją wielką fanką! Weekend rzeczywiście był bardzo piękny. Same złote medale!!!
    W tej chwili właśnie leci w TV konkurs drużynowy w skokach narciarskich. :) Gorąco trzymam kciuki za naszych rodaków. Lecę oglądać!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to nie ma?! Jak to nie ma!! :D
    Są fajerwerki, przynajmniej u mnie za każdym razem gdy kończę czytać posta ;3
    Świetny ten rozdział, wzruszyła mnie pomoc Basi:)
    Suodkie <3
    :D

    OdpowiedzUsuń