poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział 5.

- Dyrdymały jakieś! – wściekała się Baśka, czytając chyba już z setny raz list od Schlierenzauera. Za każdym razem próbowała odnaleźć w nim ukryty sens, ale niewiele z tego jej przychodziło. Nie było w nim żadnego przesłania, gdyż Schlierenzauer skupił się przede wszystkim na faktach. Przeprosił ją i poinformował o kosztownej niespodziance. Jak sam dodał, wszelkie jego działania miały na celu jedno: zaskarbienie sobie jej przychylności. Spodobała mu się? Chcąc, nie chcąc rozpatrywała w głowie taki scenariusz. Musiało tak być, gdyż praktycznie nie znając jej, chciał się z nią umówić. Chyba jednak źle trafił. Baśka bała się kontaktów z mężczyznami i ciężko przychodziło jej zaufanie. A tym bardziej jeśli chodziło tu o słynnego sportowca, który mimo wszystko – był z innej bajki.
 – Ale jak by nie było, dzieciaki będą miały ferie – przypomniała sobie. Dokładnie od poniedziałku w całej Małopolsce miała rozpocząć się dwutygodniowa przerwa zimowa. 
Starała się rozważyć wszystkie „za” i „przeciw”. Do tej pierwszej grupy można byłoby zaliczyć m.in. możliwość wyjazdu dzieciaków, a co za tym idzie, zafundowanie im masy świetnych wspomnień. Poznali by resztę ekipy skoczków, mogliby też oglądać inne konkurencje olimpijskie.
A przeciw? Baśka obawiała się tej kolejnej konfrontacji z Gregorem. Teoretycznie ich znajomość nie osiągnęła jeszcze zbyt dużego pułapu.  Ledwo co się znali, a mimo to zdążyła obdarzyć go szczerym brakiem sympatii! Nie trawiła go, ale przecież nie mogła okazać się egoistką. Nigdy tak nie postępowała. Zawsze starała się przede wszystkim myśleć o dobru innych. Często nawet lekceważyła siebie, swoje potrzeby i uczucia.
Zerknęła na zegarek, orientując się przy tym, że powinna już zbierać się na skocznię. Próbowała wmówić pani Rozalce, że źle się czuje, ale wszystkie jej starania na nic. Kiedy ta kobiecina się na coś uprze, nie ma siły, która by ją od tego odwiodła. Umyśliła sobie dziś, by to właśnie podopieczni domu dziecka wręczali nagrody trzem najlepszym drużynom. I niestety do tego grona wytypowała także Baśkę.
Dziewczyna niechętnie wzięła do ręki swoją torbę moro, zarzuciła ją na ramię i opuściła pokój, trzaskając drzwiami.

*

Konkurs drużynowy nie różnił się praktycznie niczym od tego piątkowego. Ponownie dominowali Austriacy, którzy zdecydowanie wyprzedzili drugich Polaków.  Mimo to, Baśka cieszyła się z osiągnięcia polskich skoczków, które było dobrym prognostykiem przed zbliżającymi się igrzyskami.
Tylko raz, przypadkowo, spotkała się wzrokiem z Gregorem i natychmiast się odwróciła, czując, że z lekka panikuje. Jego wzrok był wyprany z jakichkolwiek emocji. Przeraziło ją to. Nie uśmiechnął się do niej, nawet nie spojrzał się tak przekornie jak dotąd zwykł – nic. Po prostu patrzył się jej prosto w oczy i nie spuszczał wzroku, czekając aż ona zrobi to pierwsza.
Miała wrażenie, jakby chciał przyprawić ją o poczucie winy.
W wręczaniu medali miała jej pomóc jeszcze Karolina i Magda. W duchu modliła się, by nie przyszło jej gratulować Austriakom. Zdecydowanie by tego nie zniosła.
Ku jej najgorszym przeczuciom dziewczyny powędrowały do Polaków i Słoweńców, a jej nie pozostał nikt inny jak drużyna austriacka. „Jak pech to pech” – pomyślała i biorąc głęboki oddech ruszyła w kierunku pierwszego stopnia podium. Towarzyszył jej jeszcze dwunastoletni Wiktor, kolega z ośrodka, który trzymał tacę z medalami.
Starała się zachować zupełny spokój. Pierwszym skoczkiem, któremu przyszło jej gratulować był Andreas Kofler. Zawiesiła mu medal na szyi i pocałowała dwukrotnie w policzek. Zachowywała pełen profesjonalizm, jednak nie była pewna czy podobnie będzie przy ostatnim zawodniku. Tak samo postępowała z Morgensternem i Michaelem Hayboeckiem, który przy okazji próbował nawiązać z nią dłuższą rozmowę.
- To cała przyjemność po naszej stronie wygrać t a k i konkurs – mówił, wyraźnie podrywając Baśkę. – Liczę, że jeszcze się spotkamy.
Speszona nic mu nie odpowiedziała, bo nie dość, że przyszła kolej na gratulacje dla Gregora, to zauważyła, że nie był on zadowolony z tej konwersacji z Hayboeckiem. Nie ułatwiał jej zadania, bo ani się nie śmiał, ani nie kiwał tępo głową, tylko cały czas ją obserwował i czekał, aż to ona coś powie. Czasu nie miała zbyt wiele, więc nie mogła wpatrywać się w niego i rezygnować z każdych słów, które wpadły jej do głowy.
Koniec końców, wyszeptała mu zwykłe „gratuluję” pocałowała, tak jak innych skoczków, dwukrotnie w policzek. Mimo to musiała przyznać, że będąc tak blisko Gregora poczuła jak jej serce zaczęło mocniej bić. Ową zmianę zapisała na konto nerwów i stresu, a nie jakiegoś głębszego uczucia do skoczka.
Nie chciała wiedzieć już jego miny, więc odeszła na teren, gdzie teoretycznie nic już jej nie zagrażało ze strony Blondasa.
Ceremonia dekoracyjna dobiegła końca, ale jak się okazało, to nie był jeszcze koniec atrakcji związanych z akcją charytatywną.
- Baśka, ty pamiętasz, że dziś jeszcze impreza? Mają przyjść wszyscy sportowcy, organizatorzy, sponsorzy… - wypaliła pani Rozalka.
- Tego mi jeszcze brakuje, no! – siedemnastolatka wyraźnie się wkurzyła. Liczyła na spokojny powrót do ośrodka i ostateczne zniknięcie Schlierenzauera z pola jej widzenia, podobnie jak z życia. 
- Kompletnie cię nie rozumiem, dziewczyno. Cały ten weekend jesteś jakaś użądlona. Ogarnij się, ubierz elegancko, nie upijaj się i nie zrób wstydu. Masz moje błogosławieństwo – dodała zadowolona opiekunka.
- A jak chciałam iść na imprezę do Prestige’u to mi pani nie pozwoliła! – powiedziała z wyrzutem Baśka.  – Podczas gdy teraz zostaje siłą wypychana na bal dla burżujów.
- To było co innego… Przecież nie puszczę cię na jakąś dyskotekę pełną zboczeńców. Pełnoletnia to ty jeszcze nie jesteś, moja droga – zagroziła jej palcem.
„Taaa… zboczeńców to zdecydowanie wszędzie można spotkać”- dodała w myślach i uśmiechnęła się jak gdyby nigdy nic.
W sumie, pani Rozalka miała niezaprzeczalną rację. Nie była ostatnio w humorze, ale teraz postanowiła tylko i wyłącznie dobrze się bawić i po prostu nie zwracać uwagi na Schlierenzauera. Bo i po co? Bezsensowne było ciągłe zaprzątanie sobie nim myśli.
Gawędziła jeszcze jakiś czas z opiekunką, póki nie podszedł do niej Hayboeck, prosząc o rozmowę. Zgodziła się.
- Czeeeść – zaczął, a na jego twarzy momentalnie pojawił się banan. – Michael jestem.
Podał jej swoją dłoń. Kolejne spotkanie, kolejne zapoznanie ze skoczkiem, a jednak tak bardzo odmienne od tego z Gregorem.
- Hej, miło mi, Basia jestem.
 Pokiwał głową i patrząc tak na nią, wycedził:
- Będziesz dziś na imprezie charytatywnej?
Nie wydawał się być jakimś nachalnym typem. Po prostu zapytał się. Baśka bynajmniej nie odebrała tego jako czegoś dziwnego. Mało tego, jego pytania nie wywierały na niej żadnego, kompletnie żadnego wrażenia.
- Może – odparła krótko, nie będąc skorą do podtrzymywania tej rozmowy. – Ze wskazaniem na będę.
Te słowa chyba uspokoiły Michaela,  gdyż znacznie się rozgadał. Mówił o tych dwóch konkursach, atmosferze w Zakopanem , dzisiejszej wygranej…
 - Cieszę się, że cię spotkałem. W zasadzie to wiedzieliśmy się już pierwszego dnia, prawda?
Faktycznie. Nie poznała go od razu, ale kojarzyła skądś te jego blond włosy i mocno rysy twarzy. Swoją drogą był całkiem przystojny, ale chyba nic poza tym.
- Zgadza się – przytaknęła żwawo. Odpowiadała mu półsłówkami, tak jakby chciała go zbyć, ale jego to nie zrażało. Dalej coś opowiadał, gestykulował i popisywał się przed nią. Pewnie wciąż by go słuchała, ale przy swoim boku ujrzała Schlierenzauera, który poważnym tonem spytał, czy może z nią porozmawiać. Zdezorientowany Hayboeck początkowo nie był skory do opuszczenia dziewczyny, ale pod naciskiem wzroku Gregora odszedł. Mogłaby mówić o nim co chce, ale tym razem szczerze dziękowała mu za to, że się tu pojawił. Nie miała ochoty toczyć dłużej dialogu z Hayboeckiem.
- Otrzymałaś mój list? – zapytał, obserwując zwężonymi oczami każdy ruch jej mimiki, jakby chciał odczytać z niej ukryte emocje. Będąc przygotowana na podobne pytania, bez chwili zawahania postanowiła mu odpowiedzieć.
- Nie zważałam na te banały, których nawciskałeś tam bez liku – tłumaczyła, chcąc coś usprawiedliwić lub wyjaśnić, co jeszcze mocniej zaintrygowało Gregora. Zrozumiał, że treść listu w pewnym stopniu na nią wpłynęła. - Niby o tych przeprosinach i tak dalej… Wciąż jednak nie rozumiem, dlaczego fundujesz nam taki kosztowny prezent i jestem pewna, że masz w tym swój ukryty cel. Zgadłam? – mówiła z powagą w głosie.
Schlierenzauer zaprotestował wzruszając ramionami.
- Wszędzie dopatrujesz się drugiego dna? Nie potrafisz uwierzyć, że ktoś po prostu chce zrobić coś dobrego i  tym samym przeprosić cię?
Zamilkła. Obserwowała Gregora z chmurną miną.
„Czy aż tak dobrze potrafił kłamać?” – pomyślała.
- Zresztą nieważne… Nie będę ci się narzucał, choć zauważyłem, że tylko do mnie  podchodzisz z taką rezerwą, a nawet arogancją – odparł Schlierenzauer.
- Oskarżasz mnie o arogancję?! – wzburzyła się Baśka.
- Po prostu widziałem jak sobie dyskutowałaś z Hayboeckiem i nie miałaś przy tym żadnych oporów!
- Bzdura – przerwała mu porywczo.
- Na pewno? – ironicznie spytał Gregor. – Ja odniosłem inne wrażenie. Ale to nieistotne. Rozumiem jednak, że przeprosiny przyjęte?
Chciał się upewnić i nie było w tym nic dziwnego.
- Tak...k – zawahała się przez chwilę. – Jednak myślę, że na tym powinniśmy poprzestać i zakończyć tę naszą znajomość. Zaoszczędzimy sobie nerwów.
Gregor roześmiał się nerwowo i rzucając krótkie „cześć”, odszedł.

*

Wrócił do hotelu by odświeżyć się przed imprezą, na której miał się pojawić. Wcale nie miał ochoty na nią iść, lecz z grzeczności czuł się zobowiązany.
- Te, Gregor – zagadał Morgi, zawiązując sobie krawat na białej koszuli. – Mam newsa. Nasz Misiek zarywa do twojej Baśki.
Schlieri zerknął na niego raz i drugi, po czym odparł:
- I tak nie ma u niej szans.
- Skąd ta pewność? – zaciekawił się Thomas. – Słyszałem jak mówił coś Koflerowi o jakiejś nieziemskiej lasce, którą tu spotkał i z którą ma być dziś na imprezie. Domniemam, że to właśnie o nią chodzi.
Gregor zerwał się z sofy jak oparzony. To był kolejny raz, kiedy ta Baśka pogrywała sobie z nim. Może powinien działać bardziej stanowczo? Może te bilety i ta cała szopka z pomocą dla dzieciaków wcale tak jej nie zmiękczyła?!...
- Co za dziewczyna… - wymamrotał pomiędzy swoimi myślami.
- Faktycznie, coś chyba w sobie ma skoro wszyscy tak do niej lecicie jak ćmy do światła – skomentował Morgenstern. – Ale ty to chyba dalej uganiasz się za nią tylko dlatego, że wjechała ci na ambicję, nie?
Schlierenzauer pokiwał głową zaciskając pięści.
- Jasne – odparł wymijająco. – Nie ma w niej nic, czego nie byłoby w innych dziewczynach. Tak naprawdę mam ją gdzieś. Po prostu, chcę  ją sprowadzić na ziemię. Niech nie myśli, że jest jakimś bóstwem.
- … ty też tak nie myśl - wymamrotał pod nosem Thomas, ale Gregor tego nie usłyszał.
- Chyba muszę działać bardziej zdecydowanie – gadał Schlieri, przechadzając się niespokojnie po pokoju.
- Eee! Tylko nie rób głupstw! – ostrzegał go Thomas. – Masz ją tylko poderwać, taka była umowa.
- A o czym ja niby mówię? – sprostował go Gregor, wybierając spośród swojej kolekcji perfum te odpowiednie na dzisiejszy bal.
 - To będzie nasz wieczór, Baśka – powiedział z triumfalnym uśmiechem, puszczając oczko do swojej postaci odbitej w lustrze.
______________________________

KAMIL STOOOCH MISTRZ!!! ♥ I pomyśleć, że wyczaiłam go już w 2004 roku.... :P Od zawsze wiedziałam, że ma mega potencjał ^^
Buźka :* 
PS Jestem mega szczęśliwa, że grono czytelników wciąż się powiększa, ale najbardziej wzrusza mnie ilość odwiedzin z Niemiec i USA... Nie wiem jak Wy to czytacie, kochani obcokrajowcy, ale uwielbiam was!!! :D Tak samo zresztą jak pozostałe moje kochane czytelniczki (czytelników? :D) :* LUV YA.

2 komentarze:

  1. Po pierwsze - bo oczywiście ostatnio zapomniałam napisać - fajną masz czcionkę ;)
    haha, czytam sobie, czytam i tu nagle "...Magda... Wiktor..." - kocham Cię za te imiona!!! *,*
    Baśka jest użądlona? Pani Rozalka ma świetne powiedzonka - chyba można te jej odzywki zaliczyć do powiedzonek? :)
    Czy w twoim opowiadaniu będą sami Austriacy? Najpierw Gregor, Mogri, a teraz Michael :D
    Och co ten Gregor znowu wykombinował, co? Poza tym bardzo lubię postać Morgiego u Ciebie. To taki dobry kumpel ;D on i pani Rozalka to moje ulubione postacie tutaj :D Ale to pewnie już wiesz.
    Uwielbiam to opowiadanie! takie z humorkiem, a nie spotkałam się z opowiadaniem, które w każdym rozdziale miałoby choć odrobinę tego humorku. A u Ciebie to jest!
    Jak zwykle na końcu tradycyjny fragment o chłopcach :D Który zawsze namąci mi w główce :)
    Wiesz, jak zżera mnie ciekawość co ty tam wymyślisz dalej? Co się stanie na balu? Co będzie w Soczi? Nie wiesz! Na pewno nie wiesz! ;p
    Już się tak nie chwal, ok? ;p Ale zgodzę się, Kamil to mistrz!!! - dopiero teraz się skapnęłam, że on ma na imię Kamil - wiesz o co mi chodzi, a raczej o kogo...
    Nie bój się, jakoś sobie radzą, skoro czytają, prawda? Może to Polacy? ;p
    Życzę Ci jeszcze więcej wyświetleń - może tym razem z Austrii? ;p
    Zuza ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. I kolejny świetny rozdział! <3
    Ja nie wiem, jak ty to robisz, że cokolwiek napiszesz, to tak bardzo człowieka wciąga, naprawdę!! :D
    A Michael, który wdarł się pomiędzy Baśkę, a Gregora to też intryga taka się święci...
    Czuję to w kościach! ;)
    <3

    OdpowiedzUsuń